Artykuły

Telewizyjna Fredry nauka zbawienna

"Nie puszczaj się w studnią, aż wprzódy opatrzysz jako z niej wyleźć" A. Maksymilian Fredro

Pouczająca bywa obserwacja wysiłków, komentującego widowisko tv z repertuaru naszej klasyki, krytyka literackiego, który daremnie stara się nawiązać kontakt między widownią, oczekującą (i słusznie) teatru współczesnego - a wystawianymi, pokrytymi patyną pyłu zapomnienia tekstami Bogusławskiego, Ogińskiego czy Fredry. Krytyk dwoi się i troi, by znaleźć i wskazać elementy, będące pomostem między starą sztuką a nowym odbiorcą. Cóż, kiedy inscenizator widowiska o tym bynajmniej nie pomyślał i najbardziej wyrafinowane koncepcje upadają, okazując się efektownymi konstrukcjami słownymi bez pokrycia w samej sztuce.

Tak się również rzecz miała podczas telewizyjnej premiery "Pierwszej lepszej" Aleksandra Fredry. Sztuka opatrzona podtytułem "czyli nauka zbawienna" potraktowana jako zjawisko, daje pewne nauki realizatorom podobnych widowisk w tv.

Zaczęło się od tego, że ktoś z redakcji teatralnej wykopał spod zakurzonych woluminów tekst wczesnej, bo z 1823 roku pochodzącej jednoaktówki Fredry, w miarę zabawnej, w miarę naiwnej i słabo skonstruowanej; świadczącej niewątpliwie o tym, że była to tylko jeszcze jedna wprawka przed prawdziwymi dziełami scenicznymi autora "Zemsty" i "Ślubów panieńskich". Wziął ją na warsztat realizator udanych widowisk rozrywkowych - znany aktor Andrzej Łapicki. Potraktował letnio i rozrywkowo - i tak powstało jeszcze jedno widowisko klasyki polskiego teatru, podobne do "Panów Benetów" czy "Zezwoleń wymuszonych". A więc - traktujące klasykę w miarę z sentymentem (bądź co bądź to nasza klasyka, choć słaba), w miarę z ironią (ten antyk ma nieco uroku). Aktorzy grali niezbyt serio, dekoracje stwarzały cudzysłów - a wszystko po to, byśmy popadli w sentymentalny nastrój niezbyt zabawnej sztuczki.

Jest to, oczywiście, też pewna koncepcja, ale nie przesadzajmy z jej wartością, godną stałego powielania. Tymczasem dzieje się tak na naszych oczach. Potraktowane w tej konwencji przedstawienie "Pierwszej lepszej" miało swe plusy (niezłe tempo, zwłaszcza w początkowej fazie widowiska, celnie podkreślone szybkimi przebitkami rozmówców) i minusy (humor w dużej mierze oparty był na podziwu godnych wpadkach aktorów, którzy patrząc w oko kamery, wybałuszali oczy zapomniawszy tekstu). Była też jedna świetna aktorka - Danuta Szaflarska, której zawdzięczaliśmy szereg momentów humoru. To wszystko, a więc niezbyt wiele.

Komentator "Pierwszej lepszej" uwspółcześniał Fredrę jak mógł. Dowodził, że jego humor się nie starzeje (no, bo jak uzasadnić wystawianie w tv?), że ludzie się nie zmieniają i to zapewnia komediom Fredry nieśmiertelność. Np. bohater widowiska, Alfred - to okaz, będący odpowiednikiem naszego współczesnego "sfrustrowanego" młodziana (brr - cóż, słowo modne), a sytuacja jak najbardziej typowa - to nuda, małżeństwo potraktowane jako gra przypadku etc. (Alfred Łapickiego był tak "sfrustrowany", że życzyć tylko wypada wszelkim młodym bohaterom podobnej żywiołowości.) Jednak myśl komentatora nie była zła. Czemu np. nie skorzystać z szansy przebieranego widowiska - "Pierwszej lepszej" w kostiumie współczesnym? Sądzę, że szereg sytuacji zyskałoby na ostrości i komizmie.

Propozycja jedna z wielu możliwych. Tak czy inaczej pozostaje jednak motto, a raczej memento dla przyszłych realizatorów kolejnych jednoaktówek Fredry i jemu współczesnych - mądra i pouczająca sentencja: "nie puszczaj się w studnią (klasyki teatralnej), aż wprzódy opatrzysz (jak ją świeżo i ciekawie wystawić)".

Teatr TV - 8 VII 1963 - "Pierwsza lepsza" A. Fredry. Reż. - A. Łapicki. Reż. tv - A. Minkiewicz. Scenogr. F. Starowieyski. Wykonawcy: D. Szaflarska, Z. Mrozowska, A. Łapicki, A. Szczepkowski, J. Traczykówna

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji