Artykuły

Zły Pan już nie wróci?

"Zły Pan" w reż. Simone Thiis w Teatrze im. Andersena w Lublinie. Pisze Kacper Sulowski w Gazecie Wyborczej - Łódź.

Na scenie poznajemy z pozoru zwyczajną, szczęśliwą rodzinę. Mama, tata i syn - Boj - wspólnie się bawią, spędzają czas, uśmiechają się. Wszystko wygląda jak na widokówce. Ptaszki ćwierkają, przyroda rozkwita. Ale do czasu.

Sielanka szybko się kończy kiedy dołącza do nich ktoś jeszcze. Złego Pana nie widać, ale każdy doskonale wie, kiedy nadchodzi. To on decyduje w którym momencie kończy się zabawa, a beztroska zamienia się w lęk. Teatr Andersena, jako pierwszy w Polsce wziął na warsztat głośną książkę dla dzieci norweskiej pisarki Gro Dahle.

Z wyczuciem i odwagą

"Zły Pan" to świetnie napisana historia o problemie przemocy w rodzinie. Ojciec nie radzi sobie z gniewem i agresją. Kiedy wpada w szał bije, krzyczy, a potem płacze i przeprasza. Żeby zgnieść wyrzuty sumienia po awanturze przychodzi z torbą prezentów. Norweska reżyserka Simone Thiis z dużym wyczuciem, ale i odwagą podjęła trudny i nieporuszony dotąd na naszym podwórku temat. Z wyczuciem, bo opiera się na subtelnej symbolice, z odwagą dlatego, że przedstawienie od pierwszej do ostatniej sceny naszpikowane jest emocjami i choć zakończenie budzi nadzieję, to przez cały czas trwania spektaklu widz odczuwa silne napięcie. Nie sposób przewidzieć co wydarzy się za chwilę, kiedy zabawa znów zamieni się w dramat i co tym razem spowoduje przyjście "złego pana".

Wyjawić tajemnicę

Zamysł reżyserski daje, co rzadkie w teatrze lalki i aktora, duże pole do popisu dla obsady. Najciekawszą postać storzyć Konrad Biel w roli Ojca, na którego barkach opiera się cała fabuła. Stworzył wiarygodnego, nieprzerysowanego bohatera. Przy takiej kreacji można było bardzo łatwo pójść w sztampę i stworzyć typowego ojca - niszczyciela - nieudacznika. Ten w przedstawieniu Simone Thiis jest raczej równym tatą, wzbudza sympatię i szacunek, a z powodu niekontrolowanej agresji cierpi tak samo jak pozostali domownicy. Jednak problem w największym stopniu dotyka małego Boja, który winą za wszystko co złe obarcza siebie. Przez to staje się introwertyczny, zamyka się na ludzi, nie ma ochoty bawić się i rozmawiać z kolegami. Największym błędem rodziny, ciekawie uwidocznionym w spektaklu, jest zakaz wynoszenia wszelkich informacji poza cztery ściany. O domowych problemach nie powinno się dyskutować. Przemoc w rodzinie to przecież nie jest powód do dumy. I tu właśnie położony jest największy nacisk lubelskiej adaptacji. Otóż Simone Thiis, idąc za autorka książki mocno krytykuje tę postawę. Bo właśnie tylko dzięki wyjawieniu tajemnicy, sytuacja może się poprawić. Niemałe znaczenie ma tu surowa, acz wielofunkcyjna scenografia, która, początkowo służy za mieszkanie, a następnie przenosi miejsce akcji np. na plac zabaw. Warto zwrócić uwagę na symbolikę rekwizytów. Piłka, którą chłopiec z początku bawi się jedynie z matką, w końcu trafia do ojca, co oznacza zaufanie i wsparcie rodziny. Ojciec dostaje kolejną szansą. Latawiec w kształcie motyla, który pojawia się w ostatniej scenie to nic innego jak wolność i nadzieja, że tym razem naprawdę się uda przegonić "złego pana".

To najmocniejszy i najbardziej naszpikowany emocjami spektakl jaki widziałem w "Andersenie". Dzięki temu widownia zarówno młodsza, jak i starsza od pierwszej do ostatniej minuty siedzi jak na szpilkach. To także spektakl oszczędny. W słowach, scenografii, kostiumach. I świetnie sprawdza się tu stare teatralne powiedzenie, że "im mniej na scenie, tym więcej na widowni".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji