Artykuły

Błazny pokazują śmierć

- Widziałem w internecie zdjęcia dżihadystów, którzy nabijają głowy na pale. Przeraziło mnie to - mówi Zbigniew Szymczyk, dyrektor Wrocławskiego Teatru Pantomimy i reżyser spektaklu "Szkoła błaznów". Premiera w piątek na Scenie na Świebodzkim.

Karolina Kijek: Czego nauczą widzów błazny w swojej szkole?

Zbigniew Szymczyk: Dostają zadanie do wykonania w postaci prezentacji własnej śmierci. Jest to trochę inspirowane dziełem Michela de Ghelderode'a, w którym wszyscy dążą do tego, aby w finale dramatu nastąpiła śmierć. I wokół tej śmierci krążyły nasze próby i rozmyślania. Ten temat cały czas istnieje wokół nas - we wszelkich programach, newsach. Nieustannie jesteśmy atakowani informacjami - o wypadkach czy katastrofach, w których zginęło kilkanaście osób. Jesteśmy epatowani tymi historiami i chętnie na nie patrzymy; chętnie oglądamy informacje o tym, jak ginie 150 osób. Widziałem w internecie zdjęcia dżihadystów, którzy nabijają głowy na pale. Zdjęcia jak ze średniowiecznych obrazów, jak u Goi. Przeraziło mnie to, historia zatacza koło. Wszystko wraca, wraca do tego samego punktu.

Sytuacja zmienia się, kiedy śmierć wychodzi poza ekran telewizora?

- Wtedy, gdy dotyka nas bezpośrednio, nie chcemy jej widzieć, nie chcemy o niej wiedzieć. Kiedy zbliża się śmierć bliskiej osoby, rozkładamy parawanik, nie chcemy na nią patrzeć. To udowodnione socjologicznie, pozbywamy się tej osoby jak rzeczy.

Jak rzeczy?

- Niestety - żyjemy w cywilizacji śmieci. Nabywamy rzeczy piękne tu i teraz, a po zużyciu wyrzucamy je. Tak bywa również z naszymi bliskimi. Dlaczego jest dzisiaj tylu singli? Bo tak jest łatwiej. Nazwijmy rzeczy po imieniu: używamy się do pewnego momentu, po czym dziękujemy sobie i rozstajemy się. Podobnie jest w rodzinach, nie ma dzisiaj rodzin wielopokoleniowych. Schorowanych rodziców oddajemy do hospicjów, niech tam sobie spokojnie umrą i nie przeszkadzają w naszym cudownym, wygodnym życiu. Na scenie zastanawiamy się nad ludzkimi mechanizmami. Chcemy je pokazać jako te błazny, na bazie dziecięcych zabaw. Pytamy, skąd się bierze śmierć, dlaczego istnieje. Bo zdajemy sobie sprawę, że jest. Ale gdzie są jej przyczyny?

Zastanawiacie się nad przyczynami, a dajecie odpowiedź, co ze śmiercią zrobić?

- To już należy do widza. Ten spektakl jest swego rodzaju tomikiem wierszy pantomimicznych, napisanych językiem ruchu, tańca, które po przeczytaniu dają refleksje. Co my zrobimy z tymi obrazami? To już nasza sprawa. Spektakl mówi, że istnieje coś, czego być może nie dostrzegamy. Staraliśmy się uwspółcześnić całą historię. Spojrzeć na nią okiem człowieka, który żyje tu i teraz, przygląda się ludziom przechodzącym obok. Chcieliśmy zastanowić się nad tym, jak wygląda błazeństwo roku 2014.

Stroje waszych błaznów są trochę zaskakujące. Panowie występują w spódniczkach, panie po męsku.

- Bo drugim nurtem przedstawienia jest to, że największym okrucieństwem bywa los, który wrzuca w ciało kobiety psychikę mężczyzny. Patrzymy na to jak w XIX-wiecznym cyrku na babę z brodą. Teraz takim cyrkiem jest telewizja. My nie próbujemy tego zrozumieć. Nie pytamy, dlaczego tak się dzieje, skąd to się bierze. Podrążmy ten temat, zastanówmy się. Może dla takiego człowieka to życiowa tragedia?

Gdzie jest błazeństwo dzisiaj?

- W bardzo wielu historiach. Spotkałem na przykład "korposzczura" spacerującego w eleganckim garniturze po gdyńskim pasażu. Zatrzymał się i jako że słońce bardzo mocno świeciło, wystawił do niego twarz, zaczął się opalać. W pewnym momencie otworzył swój neseser, nie patrząc do niego wyjął z niego kartkę, oderwał z niej kawałek, poślinił i przykleił sobie na nos. Nie jest to błazeństwo? Potem na plaży również widziałem osoby, które przyjmowały różne dziwaczne pozy, aby opalić sobie miejsca nieopalone. Toż to błazeństwo. Sami siebie doprowadzamy do takiego stanu, który zaczyna zastanawiać. Akurat na plaży, kiedy wszyscy to robimy, nie jest to aż tak dziwne. Ale osoba, która stanie z boku, zacznie się temu przyglądać, może zacząć zadawać pytania: ale o co chodzi? Po co to robimy? Czemu to ma służyć? Przecież wiadomo, że słońce powoduje raka. Sami wystawiamy się na powolną śmierć. To jest błazeństwo.

***

Premiera 10 października o godz. 19 na Scenie na Świebodzkim. Kolejne spektakle: 11, 12, 16, 17, 18, 19 października o godz. 19. Bilety: 15 zł (grupowy), 20 zł (ulgowy), 30 zł (normalny).

***

Na zdjęciu: próba spektaklu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji