Artykuły

Coraz lepiej, ale...

Cieszyć się należy, że Telewizja darzy nas coraz większą dozą coraz lepszych cyklów. Wymienię tu przykładowo Teatr TV, "Studio 63", dobre widowiska poetyckie, programy muzyczne (np. "Przegląd muzyczny", który oglądaliśmy w ostatni czwartek czy operę kameralną Józefa Haydna "Aptekarz" w niedzielę). Dodajmy tu jeszcze interesujący cykl "Portrety", w którym poznaliśmy sylwetki 13 twórców - ostatnio Van Gogha. Wspomnijmy wreszcie o "Kinie krótkich filmów", kabarecie "Miks" (znakomita obsada, dobra reżyseria, interesujący repertuar i pokazowe wykonawstwo), o tygodniku aktualności satyrycznych "Wielokropek". Wszystkie te pozycje zdobywają sobie wśród telewidzów kredyt zaufania. Niestety, zaufania tego nie może jakoś pozyskać publicystyka, która stale jest jeszcze za bardzo "mówiona". Elementy obrazowe zbyt często zastępowane są rozmowami odbywającymi się na ogół w czterech ścianach studia, a niekiedy (co już jest nieco lepsze, ale dalekie jeszcze od ideału) - w gabinecie dyrektora, inżyniera, przewodniczącego, sekretarza itp. Ostatnio i tutaj widać jednak pewien postęp. Dowodem tego były "Takty i nietakty", "Na wschód od Uralu" i "Godzina dziewiętnasta zero, zero".

Ten ostatni program zaliczyć można do niewątpliwych osiągnięć autora scenariusza Karola Lubelczyka, który odtworzył na ekranie TV wydarzenia związane z zamachem zbrojnym na lokal "Bar Podlaski" (Nur fuer SS und Polizei in Uniformen!), dokonanym w ciągu jednego z 2150 dni okupacji przez słynny batalion "Czwartaków" AL. Wartość programu zwiększały dokumentalne zdjęcia i filmy ilustrujące właśnie fragmenty wydarzeń jednego dnia okupacji w Polsce. Na ich tle zbrojny zamach AL-owców nabierał głębszej treści, nie było to wszak bohaterstwo dla bohaterstwa. Szkoda tylko (i tu w pełni zgadzam się z recenzentem "Gazety Poznańskiej" BEZ-em), że w filmie z niedawnego spotkania byłych "Czwartaków" nie zaprezentowano ich telewidzowi ani i z imienia i nazwiska, ani z tego, co dzisiaj robią. To byłoby bardziej interesujące niż anonimowa "oficjałka", jakich i tak już mamy za dużo, że wymienię tylko przykładowo piątkowe poznańskie "Echo tygodnia", przeładowane wydarzeniami "protokolarnymi".

Skoro już mowa o Poznaniu, nie sposób nie ustosunkować się do programu pt. "Bawimy się w Adrii". Oto fragment listu nadesłanego przez naszego czytelnika Zdzisława Regułę:

"W miarę upływu czasu (i audycji) nastrój mój, jak i całej rodziny zmienił się z pogodnego na minorowy(...) Czy występ pierwszej piosenkarki (nazwiska nie pamiętam) był na poziomie godnym programu ogólnopolskiego?(...) Czy przeprowadzone rozmowy przy stolikach spełniły swoją rolę? Sadzę, że nie, bowiem prowadzone były bardzo anemicznie, a przecież wzorów w telewizji nie brakowało (np. audycja "Tele-echo"). Sądzę, że pokazywanie znaków drogowych (zresztą bez żadnego komentarza, z wyjątkiem rysunków p. Derwicha) było głównym celem audycji, więc chyba tytuł jej powinien być inny(...) Czy w Poznańskiej Telewizji robi się wszystko, ażeby na antenie ogólnopolskiej wyglądać jak najgorzej?"

Rzeczywiście, program był słaby, anemiczny, sprawiał wrażenie nie przygotowanego i chluby poznańskiej TV nie przysporzył. Był plamą na repertuarze tygodnia. Na szczęście, szedł tylko w programie lokalnym.

Poniedziałkowy spektakl Teatru TV "Wielki człowiek do małych interesów" Aleksandra Fredry (w reżyserii Marii Wiercińskiej i scenografii Otto Axera), był interesujący również dlatego, że dawał okazję do porównań z przedstawieniem granym obecnie w poznańskim Teatrze Nowym. Może nie wszyscy podzielają moje zdanie, ale widowisko poznańskie jest chyba lepsze niż telewizyjne. Spośród głównych osób, chyba jedyny tylko Wieńczysław Gliński, który do końca sztuki panował nad rolą i nie szarżował - jak to czynił poznański Dolski w ostatnim akcie - wyszedł z porównania obronną ręką. Telewizyjny "Wielki człowiek do małych interesów" był, zwłaszcza w pierwszej części, rozgrywany w stanowczo za wolnym tempie, aktorzy nie grali tak wyraziście i z nerwem. Nawet scenografia, mimo że stworzył ją Otto Axer, także ustępowała poznańskiej, chociaż trudno stawiać te same wymogi żywemu teatrowi i realizacji na małym ekranie. Wszystko to nie znaczy, że Fredro w TV wypadł słabo, co tym większy splendor przynosi poznańskim realizatorom.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji