Artykuły

Pułapki śpiewania "wokalem"

O koncertowym wykonaniu "Verbum nobile" Stanisława Moniuszki, pod dyrekcją Łukasza Borowicza w radiowym Studiu im. Witolda Lutosławskiego piszą Józef Kański i Bartosz Kamiński.

Mało kto zapewne pamięta, że Opera Warszawska, wznawiająca w grudniu 1945 roku przerwaną brutalnie sześć lat przedtem działalność, na razie w skromniutkim teatrzyku przy ulicy Marszałkowskiej 8, jako pierwsze przedstawienie dała wdzięczną Moniuszkowską jednoaktówkę "Verbum nobile". Są jednak jeszcze tacy, którzy po dziś dzień wspominają urok tego spektaklu, bezbłędnie oddającego klimat staropolskiej muzycznej sielanki, a zwłaszcza wspaniałe kreacje Kazimierza Poredy i Józefa Korolkiewicza w rolach serdecznie zaprzyjaźnionych starych szlachciców - Serwacego Łagody i Marcina Pakuły. Warto może wspomnieć, że w postać tego ostatniego wcielił się pono parę razy także wielki baryton Eugeniusz Mossakowski.

Potem jednak rzadko pojawiało się to dzieło na naszych scenach, zaś o spektaklu pokazanym parę lat temu w Teatrze Wielkim-Operze Narodowej lepiej było co rychlej zapomnieć: jego realizatorzy bowiem nie zrozumieli nic z klimatu Moniuszkowskiej opery. Pozbawili ją jednej z najcenniejszych zalet - atmosfery wiejskiego dworku i finezyjnego odmalowania staropolskich obyczajów. Bardzo mnie zatem ucieszyło, że Łukasz Borowicz, który z Polską Orkiestrą Radiową przywrócił już do życia szereg zapomnianych polskich oper, zechciał na początek nowego sezonu w radiowym Studiu im. Witolda Lutosławskiego sięgnąć także po "Verbum nobile".

I przyznać trzeba, że uczynił to ze znacznym powodzeniem. Już efektowna uwertura, z polotem wykonana pod jego batutą, sprawiła wiele radości. Ślicznie też śpiewał Chór Polskiego Radia, specjalnie na tę okazję sprowadzony z Krakowa. W gronie solistów zaś zwłaszcza Iwona Hossa ujmowała pięknym i doskonale prowadzonym sopranem o srebrzystym brzmieniu i rozległej skali, górując wyraźnie nad niejedną śpiewaczką, której udziałem stała się bardziej błyskotliwa międzynarodowa kariera. Także Leszek Skrla w partii Marcina Pakuły imponował potężnym i dźwięcznym barytonem, a Piotr Nowacki, w którym swego czasu wielu widziało godnego następcę Bernarda Ładysza, z należytym zrozumieniem wyśpiewywał inwokacje Bartłomieja, starego sługi w domu Pakułów.

Inni wypadli zdecydowanie słabiej. Trzeba jednak zauważyć, że wszyscy, może poza Nowackim, jakby nie pamiętali, że trudność estradowego wykonania opery zawiera się przede wszystkim w tym, że treść przedstawiana na scenie tutaj może docierać do słuchacza jedynie za sprawą wyraziście podawanego tekstu oraz ekspresji wyrażonej w śpiewanych frazach. Nawet ci najlepsi bowiem śpiewali chyba jedynie "wokalem", zapominając że w polskiej mowie istotną rolę odgrywają spółgłoski (tak w każdym razie brzmiało to na sali koncertowej; może w transmisji radiowej wypadło lepiej?). O eksponowanie w swym śpiewie jakichś mocniejszych uczuć także nie bardzo się troszczyli.

W rezultacie: gdyby w programie nie zamieszczono pełnego tekstu libretta Jana Chęcińskiego, to prawdopodobnie większość obecnych na sali słuchaczy nie dowiedziałaby się, o co właściwie w tej operze chodzi. Przy całym więc uznaniu dla muzycznej strony wykonania, o pełnej satysfakcji trudno mówić.

Józej Kański

***

Młodość górą

Łukasz Borowicz - szef Polskiej Orkiestry Radiowej od 2007 roku - już jakiś czas temu uczynił z muzyki Stanisława Moniuszki stały i mocny punkt swego repertuaru, dyrygując dziełami kompozytora w teatrach operowych (m.in. Warszawa, Kraków) i na płytach (znakomity krążek z muzyką orkiestrową Moniuszki dla CPO). Wybór kolejnego dzieła - "Verbum nobile" - na otwarcie nowego sezonu POR w siedzibie orkiestry, warszawskim Studiu im. Lutosławskiego, był zatem konsekwencją niesłabnącej miłości i zapału dyrygenta. Z jednej strony Borowicz stara się kontynuować moniuszkowską tradycję, z drugiej popularyzować wśród nowych pokoleń słuchaczy mniej znane utwory kompozytora.

Czasy, kiedy jednoaktowa opera "Verbum nobile" była stale obecna na afiszach polskich teatrów operowych, minęły. A przecież, choć skromniejszych rozmiarów, ta urocza krotochwila jest obok "Halki" i "Strasznego dworu" najbardziej udanym i reprezentatywnym dziełem teatralnym Moniuszki. Tworząc je, kompozytor wykorzystał wprawdzie wzór Rossiniowskich jednoaktówek, ale zarazem dowiódł swego zmysłu dramatycznego. Największym atutem wykonania w Studiu im. Lutosławskiego w interpretacji Łukasza Borowicza było właśnie ukazanie owej doskonałej dramaturgii utworu, rzecz nie do przecenienia w koncertowej prezentacji jakiejkolwiek opery.

Idealnie dobrane tempo, nerw, precyzja - wszystko to cechowało grę orkiestry już od pierwszych taktów uwertury. Artykulacja smyczków w drobnych przebiegach rytmicznych mogłaby być bardziej finezyjna, ale w miarę rozwoju akcji słuchacz mógł zapomnieć o niedostatkach, wciągnięty w wir intrygi. Niby prostej, opartej na klasycznym ąui pro quo, a tak udatnie opracowanej: każda z pięciu postaci ma w Verbum nobile specyficzną arię, jest miejsce na małą a wdzięczną partię chóru, zaś kilka recytatywów i ansambli zgrabnie posuwa historyjkę do szczęśliwego finału.

Solistami wieczoru byli śpiewacy utytułowani i obeznani ze stylem Moniuszki. Baryton Robert Gierlach, najlepszy w obsadzie, w roli rzekomego Stanisława błysnął aksamitną barwą głosu i finezyjną artykulacją (nie na darmo podstawę jego repertuaru stanowi muzyka Mozarta). Partia zakochanej w nim Zuzi nie dała Iwonie Hossie ukazać pełni atutów wyjątkowego, srebrzystego głosu; w pięknej arii ojca bas Patryk Rymanowski popisał się nienagannym legato. A doborową obsadę znakomicie dopełnili bas Piotr Nowacki (Bartłomiej) i baryton Leszek Skrla (Marcin), śpiewając ze swadą i - co nie mniej w ich partiach ważne - niezłą dykcją.

Bartosz Kamiński

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji