Artykuły

Zobaczyć człowieka w człowieku

- Ta Iwona jest trochę dzika, niekształtna. Jej zdjęcie nie nadaje się na okładkę luksusowego magazynu. Inność Iwony jest nie tylko fizyczna. To osoba, którą w życiu spotkało tyle bolesnych doświadczeń, a zachowała niezwykłą czystość. Prawdę emocji - mówi reżyserka AGNIESZKA GLIŃSKA przed premierą "Iwony, księżniczki Burgunda" w Teatrze Narodowym.

W Teatrze Narodowym ostatnie próby [na zdjęciu] przed premierą "Iwony, księżniczki Burgunda" Witolda Gombrowicza. Reżyseruje Agnieszka Glińska.

***

Rozmowa z Agnieszką Glińską

Dorota Wyżyńska: Po raz pierwszy wystawiasz w teatrze Gombrowicza. To przypadek, czy świadomie nie sięgałaś po jego teksty?

Agnieszka Glińska: Do "Iwony..." podchodziłam kilkakrotnie jeszcze na studiach, intrygowała mnie, ale potem zobaczyłam "Ślub" Jerzego Jarockiego - przedstawienie ze Starego Teatru w Krakowie, które było tak obezwładniająco perfekcyjne, że przestałam nawet marzyć o reżyserowaniu Gombrowicza. Są takie spektakle, które potrafią wryć się w głowę na zawsze i taki był dla mnie "Ślub" Jarockiego.

Odłożyłam więc Gombrowicza na półkę, a pracując nad innymi tekstami, zajmując się innymi autorami, w jakiś sposób oddaliłam się od niego.

Zmieniło się twoje myślenie o "Iwonie..." od tamtych pierwszych prób w czasach studenckich? Inaczej ją dziś czytasz?

- Wtedy na studiach, uważałam, że Iwona jest outsiderką z wyboru. Teraz wydaje mi się, że ona nie dokonała żadnego wyboru, to okoliczności ją w tę sytuację wtłoczyły. Nikt nie wyciągnął do niej ręki, została skazana na życie z boku.

Gombrowicz w "Iwonie..." wyprzedził swój czas, sztuka idealnie wpisuje się w naszą demokratyczną rzeczywistość, z Unią Europejską w tle, z rodami królewskimi, które pozostały w kilku krajach, a których perypetie są dziś pożywką dla brukowców.

Gdzie byś umieściła akcję współczesnej "Iwony..."?

- Wyobraźmy sobie, że np. w Szwecji albo Holandii - młody książę idzie do parku i spotyka dziewczynę z przedmieść, z blokowiska, osobę nieco prymitywną, taką, której łatwo przylepia się etykietkę. Są tacy ludzie, o których od razu mówimy: "a to dresiarz, a to taki i owaki". Oceniamy ich bez zastanowienia i już nie doszukujemy się pod spodem człowieka. Bo po co?

To temat, który jest bardzo dotkliwy w "Iwonie..." - bezbłędna diagnoza naszego stanu umysłu w dzisiejszej Europie: jeśli chcesz się poczuć lepiej, to znajdź sobie kogoś gorszego. Interesuje mnie ten mechanizm, jak to się dzieje, że potrafimy bez powodu uznać kogoś za gorszego od siebie. Na jakiej podstawie? Jednym słowem, jednym gestem jesteśmy w stanie pokazać drugiemu człowiekowi, że nie dorasta nam do pięt. Skąd to nasze poczucie wyższości wobec innych?

Bohaterowie Gombrowicza uważają się za wspaniałomyślnych, filantropijnych, a tak naprawdę nie potrafią zobaczyć człowieka w człowieku.

Iwonę zagra absolwentka krakowskiej PWST - Martyna Krzysztofik. Długo szukałaś aktorki do tej szczególnej roli?

- Sama do mnie przyszła. Przyszła do mnie do Teatru Studio, tak jak inni absolwenci szkół teatralnych, pytając o możliwość pracy. Zapamiętałam ją, nie tylko z powodu tzw. warunków, bo wygląda inaczej niż dziewczyny, które kończą wydziały aktorskie, ale dlatego, że ma jakąś nieprawdopodobną energię wewnętrzną. Pomyślałam, że jakby przy okazji roli Iwony tę jej energię zamknąć w środku, żeby widz czuł, że w niej cały czas coś się dzieje, coś pulsuje, że tam jest świat, który nie może wydostać się na zewnątrz.

Ta Iwona jest trochę dzika, niekształtna. Jej zdjęcie nie nadaje się na okładkę luksusowego magazynu. Inność Iwony jest nie tylko fizyczna. To osoba, którą w życiu spotkało tyle dotkliwych i bolesnych doświadczeń, a zachowała niezwykłą czystość. Prawdę emocji. I ta czystość jest jak zwierciadło dla tych ludzi, którzy nie mogą sobie pozwolić, żeby po prostu być. Oni nie mogą tak po prostu być, bo muszą udawać, grać w międzyludzkie gry, tyle rzeczy ukrywać.

Zawsze mówi się o Iwonie, a mnie interesuje też postać Księcia - jakie są jego motywacje? Książę wpisuje się w pewien typ bohaterów, którzy przewijali się już w moich spektaklach, np. w "Pożegnaniach", w "Mewie". Młodych ludzi, którzy nie akceptują zasad świata, w którym żyją, buntują się przeciwko zastanemu porządkowi, ale tak naprawdę nie umieją tego zrobić. Są chowani bez miłości, coś w nich się tli, jakieś przeczucie, że jest możliwy inny wariant życia, ale brak im odwagi i narzędzi, żeby o to zawalczyć. Książę w "Iwonie..." mi się wydaje nawet nieco psychopatyczny, jakby pozbawiony empatii.

To twoje pierwsze przedstawienie, które, odkąd zostałaś szefową artystyczną Teatru Studio, robisz poza murami Pałacu Kultury. A jednocześnie w teatrze, w którym pracowałaś już wielokrotnie.

- Nie jest łatwo, bo czuję się, jakbym pracowała na dwa etaty. Jestem na próbach w Narodowym, a jednocześnie cały czas muszę być w Studio. Dotychczas w Narodowym moje spektakle miały premiery na Scenie przy Wierzbowej, ale tym razem, nie bez powodu, robimy inscenizację na dużej scenie. Myślę, że ten dworski, nadęty, sztuczny świat opisany przez Gombrowicza, całkiem się wpisuje w marmury i złocenia.

Obecność Iwony na dworze dekonstruuje życie królewskiej rodziny, wywołuje uśpione demony, stłumione lęki i pragnienia. Jest takie opowiadanie Scotta Fitzgeralda "Diament wielki jak góra"- podobnie jak u Gombrowicza, z tamtego świata nie ma powrotu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji