Artykuły

Nasz pierwszy

Widownia w Teatrze Polskim wypełniła się w sobotę po brzegi. Już sam wybór wielkiego dramatu Goethego był wydarzeniem. Najważniejsi aktorzy nie zawiedli.

Wystawienie "Fausta" jest za­wsze świętem teatru. A przedpremierowe wywia­dy zapowiadały, że w tym "Fauście" sku­mulują się ambicje Teatru Polskiego i re­żyserskie Ryszarda Majora.

I rzeczywiście: czego to na scenie nie oglądamy! Dwie części "Fausta" (choć większość krytyków i inscenizatorów uważa drugą za nieteatralną i nie potrafi wyo­brazić jej sobie na sce­nie); piętrową scenę umożliwiającą projek­cję marzeń na drugim planie; tajemniczo zni­kającą w skrzyni cza­rownicę; nagą Helenę Trojańską; huśtające się w przestworzach nagie wiedźmy; buchający ogień i sporo dymu.

Takie widowisko wy­maga licznej obsady, dlatego zespół Teatru Polskiego wspomagają nawet koledzy na emeryturze. Ale tak naprawdę powstałe przedstawienie opiera się na dwóch doskonałych kre­acjach aktorskich: Macieja Tomaszew­skiego (Fausta) i Jacka Polaczka (Mefistofelesa). Obaj stworzyli brawurowy duet aktorski. Są jak pozytyw i nega­tyw.

Fausta widzimy przykutego do wózka inwalidzkiego. Ten człowiek mądrością góruje nad innymi, ale z trudem podno­si rękę. Pakt z diabłem zawarł nie z py­chy, ale z ogromnej pazerności na bycie człowiekiem z krwi i kości, na możli­wość korzystania z życia pełnymi gar­ściami.

Jacek Polaczek urodził się po to, żeby być Mefistofelesem. Ta kreacja, którą aktor obchodzi jubileusz 35-lecia pracy na scenie, na pewno przejdzie do histo­rii szczecińskiego teatru. Nic dziwnego, że widzowie po spektaklu zgotowali kil­kuminutową owację na stojąco. Ten rząd dusz nad publicznością Polaczek zdobywa uczłowieczeniem Mefistofelesa. Jego sza­tan z melancholijną mą­drością samego boga przygląda się zmaga­niom Fausta.

W części drugiej zgod­nie z zapewnieniami Me­fistofelesa wkraczamy w "duży świat". Nieste­ty, na scenie nie przekła­da się to na duży teatr. Cała metafizyka pier­wszej części grzęźnie w rozpasanej mieszance scen z życia w pałacu ce­sarskiego, mitu o Parysie

i Helenie, idylii rycerza Fausta i jego da­my. Major pokazuje rodzaj efektowne­go wyboru typu "the best of", z którego jednak nic głębszego nie wynika. A wi­dzom coraz bardziej twarz tężeje z nu­dów. Druga część "Fausta" nie broni się w tym spektaklu i nie chodzi tu chyba tylko o konkretną inscenizację, ale o te­atr, którego jeszcze dla niej nie ma.

Czterogodzinny zakład Fausta z Mefi­stofelesem opasuje, na przemian drama­tyczna i liryczna, po prostu piękna mu­zyka Adama Opatowicza. Poprzednio Teatr Miejski w Szczecinie (ten nieistnieją­cy przy wjeździe na Trasę Zamkową) wystawił "Fausta" w 1859 r. Po tej insceniza­cji ocalał plakat, który znaj­duje się w zbiorach Książni­cy Pomorskiej. Wiemy, że oprócz tego przedstawienia szczecinianie przed II wojną światową mogli zobaczyć jeszcze przynajmniej dwa "Fausty" gościnne.

Barbara Sztark - kierownik Czytelni Niemieckiej Instytutu Goethego Książnicy Pomorskiej

Bardzo się cieszę, że "Fausta" mo­żemy oglądać w teatrze. To jest naj­dłuższy dramat, jaki powstał w histo­rii. W spektaklu Teatru Polskiego bar­dzo podobało mi się prowadzenie dwóch ról - Fausta i Mefistofelesa. Oni są tak równorzędnymi partnerami, że mogliby się zamieniać funkcjami dra­matycznymi. Z czasem Mefistofeles przerasta Fausta w takich ludzkich ce­chach, wykraczając poza ludzki wy­miar w stronę niekoniecznie szatańską, ale absolutną.

Muzyka to bardzo dobry element tego spektaklu. Momentami ma nawet takie śmieszne operowe wstawki, takie musi­calowe songi, które są rodzajem unowo­cześnienia, a które też pozwalają spro­wadzić dramat na ziemię. Ale te zapo­wiadane elementy iluzjonistyczne led­wo można było uchwycić.

Andrzej Durka - teatrolog, byty wicewojewoda i wicemarszałek

Są w tym spektaklu elementy wido­wiskowe, a jednocześnie duży sza­cunek dla literatury. Dla mnie, kogoś, kto czytał "Fausta", analizował na stu­diach, to duża odwaga dyrekcji i reży­sera. Znakomicie wywiązali się ze swo­ich ról Jacek Polaczek i Maciej Toma­szewski. Znakomicie została wygrana sprawa lustra. W sensie realnym było go niewiele. Odbicie pragnień i marzeń Fa­usta oglądaliśmy poprzez drugi, trzeci plan. Generalnie przedstawienie oce­niam pozytywnie. Nie rozumiem jesz­cze tej tendencji, która po 20 latach wra­ca do teatru: że widza trzyma się dłu­go. Poprzez taki zabieg nam wszystkim z tymi problemami, którymi żył boha­ter, też było ciężko, również w sensie fizycznym.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji