Artykuły

Witaj Mrożku!

MROŻEK jest bardzo śmieszny, a "ŚMIERĆ PORUCZNIKA" - to jedna z najzabawniejszych jego sztuk. Dzieli ona z nimi wszystki­mi ową szkicowość czy skeczowość stwarzającą bardzo specjalny, Mrożkowy gatunek teatralny, aku­rat przystający do małej Sceny Prób Teatru Dramatycznego. I jak kilka innych sztuk tego pisarza tak i ta opiera się na motywach lite­rackich, czy też na literackim persyflażu. Tym razem jest to Mickie­wicz. Jego "Reduta Ordona" z uśmierconym przez poetę bohate­rem, który w rzeczywistości żył długo do bardzo sędziwego wieku, by w końcu popełnić samobójstwo; ułani z "Pana Tadeusza", Zosia i mnóstwo aluzji do różnych wier­szy; i w końcu "Dziady" rozgry­wające się w celi więziennej wśród dzisiejszej młodzieży "sfrustrowa­nej" i z kompleksami, zamkniętej w izbie zatrzymań za chuligań­stwo wraz z 153-letnim Ordonem-Orsonem, którego legenda poetycka prześladowała przez całe życie i psuła mu je we wszystkich epo­kach i etapach.

Takie są ramy "Śmierci porucz­nika". W ich obrębie Mrożek sypie dowcipami, pomysłami, absurdami, kpinami; szarga świętości z niemal sztubacką przekorą; śmieje się ze spraw dawnych i z ich trwania w współczesności. Szydzi z pozy ro­mantycznej i dętologii, z mesjanizmów i mistycyzmów, z pseudobohaterstwa i fałszywych legend, z pustego gestu i fascynacji mundu­rem. Robi to świetnie. Świetnie też ta sztuka jest napisana. Mrożek nie żałował trudu by tę bądź co bądź błahostkę zamknąć w kadry znakomicie brzmiącego białego wiersza, którego językowi dodały barwy Mickiewiczowskie tony.

ŚMIECH Mrożka działa krzepiąco. Można się cieszyć, że jego sztu­ki po dłuższej przerwie znowu wracają na sceny Warszawy, która pod tym względem była ostatnio upośledzona w porównaniu z inny­mi miastami. "Śmierć porucznika" została nagrodzona na urządzonym przez MON konkursie na sztukę o tematyce wojskowej, co chlubnie świadczy, iż poczucie humoru w narodzie nie wygasło.

Świadczy o tym także przedsta­wienie w Teatrze Dramatycznym doskonale wyreżyserowane przez ALEKSANDRA BARDINIEGO, któ­ry na ogół unikał parodii i grote­ski starając się z tradycyjnej, rea­listycznej gry wydobyć efekty ko­miczne tekstu i sytuacji. Bardzo śmiesznie wypadła kończąca drugą odsłonę scena ogólnego płaczu ze wzruszenia i ogólnego całowania. Akt trzeci wydał mi się zabaw­niejszy w czytaniu ("Śmierć po­rucznika" była drukowana w "Dia­logu") niż na scenie, ale i tu był zabawny, z śpiewaną w tempie żałobnego psalmu "Dianą" i twi­stem w obrządku Dziadów.

Aktorzy grali wybornie. EDMUND FETTING był bardzo uroczystym, namaszczonym powagą i przejętym swą misją Poetą. JANUSZ PA­LUSZKIEWICZ świetnie czuł się w roli Generała. Przezabawni byli ja­ko majorowie WIESŁAW GOŁAS i RYSZARD BARYCZ i jako Stary Wiarus - MARIAN TROJAN. JÓ­ZEF DURIASZ osiągnął nowy suk­ces aktorski w roli Orsona - lep­szy jednak jako młody porucznik niż jako sędziwy starzec. LUCYNA WINNICKA była hożym dziewczę­ciem polskim - Zosią. ALEKSAN­DER DZWONKOWSKI - Klucznik i STANISŁAW JAWORSKI - Re­daktor dodawali przedstawieniu ko­mizmu jak również RYSZARD SZCZYCIŃSKI jako Służący. Poza tym występowała jeszcze gromada sfrustrowanej młodzieży, wśród której nie sposób nie wymienić bardzo śmiesznego ZDZISŁAWA LEŚNIAKA.

SCENOGRAFIĘ JAN KOSIŃSKI utrzymał również w konwencji realistycznej, przy tym najzabaw­niejsza była ona w odsłonie pierw­szej; scena bitwy niby panorama racławicka z autentyczną armatą i niemal autentycznym trupem konia - "jak żywym", chciałoby się po­wiedzieć, a w tle pasmo krajobra­zu wojennego, narysowane jakby kreską Wyspiańskiego - karykatu­rzysty.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji