Artykuły

Co się dzieje przed premierą?

NIEDAWNO na tych łamach po­kazywałem kulisy telewizji. Oczywiście, nie wszystko, co do pokazania było ciekawe, udało mi się w kilku artykułach czy felietonach po­kazać. I do tego tematu jeszcze wró­cę. Dzisiaj natomiast pragnę przedsta­wić mały wycinek wydarzeń w te­atrze, które poprzedzają premierę. I w ten sposób rozpocznę prezentację kuchni teatralnej. Zanim więc udamy się pełni dostojeństwa i należytego Melpomenie skupienia do przybytku sztuki, zatrzymajmy się chwilę za kulisami. Spójrzmy co się dzieje na scenie i poza sceną.

Popatrzmy jak pracuje reżyser i ak­torzy, jak kształtuje się wizja arty­styczna spektaklu, wyczulmy wreszcie swoje ucho na niepokoje i zwątpienia, niepewności i przezwyciężanie proble­mów twórczych. Bo wtedy, gdy sie­dzimy wygodnie oparci w fotelach, nawet do głowy może nam nie przyjść z jakimi to kłopotami walczy reżyser, zanim zmontuje przedstawienie. A kło­potów tych bywa niemało. Szczególnie, gdy do pracy przychodzi reżyser mło­dy, może nawet i zdolny, ale jeszcze niczym tej zdolności nie poświadcza­jący. Musi więc on wzbudzić zaufanie do siebie, do tego co robi musi prze­konać zespół, że idzie słuszną drogą.

Dzisiaj jesteśmy właśnie w takiej sy­tuacji, gdy próby prowadzi reżyser w dwójnasób co najmniej ciekawy: bo jest człowiekiem bardzo młodym, tuż po studiach, z pełnymi kwalifikacjami, a więc też na pewno z ambicjami od­świeżenia skostniałych i starych form przekazu teatralnego, a także ciekawy i z tego powodu, że zechce chyba zademonstrować swój meksykański temperament artystyczny, bo jest on na­cji meksykańskiej. Skończył studia w PWSTFiT w Łodzi. I tuż po studiach przyjechał, zaproszony, do Wrocławia, do Teatru Współczesnego. Nie znając jeszcze pełnych możliwości tego reży­sera, muszę pochwalić decyzję, która powodowała odmłodzenie kadry tegoż teatru. Na pewno nie jest źle, gdy no­wymi siłami wzbogacamy nasze życie artystyczne.

No, a teraz czas na przedstawienie reżysera. Nazywa się RAUL ZERMENIO. A reżyseruje "Lizystratę" Arystofanesa Pokłońmy się więc muzie ko­medii Talii, która z maską komiczną czuwa nad pracą Zermenio. A nieła­twa to praca. Niektórzy krytycy po­wiadają, że z komedią nie ma proble­mu, gorzej wyreżyserować dobra tra­gedię. Pozwolę sobie powiedzieć, że z równym trudem pracuje się nad jedną i drugą formą. A Arystofanes to prze­cież najwybitniejszy komediopisarz staroattycki. Żyje i pisze swoje dzieła w okresie wojny peloponeskiej. I jego utwory ("Ptaki", "Osy", "Pokój", "Chmury", "Żaby"...) zawierające wiele elementów fantastycznych, podejmują najważniej­sze motywy ówczesnego życia, kpi czę­sto z głupoty i pieniactwa, atakuje za­wodowych donosicieli i modne prądy w sztuce, a bierze w obronę chłopów i średnie warstwy ludu ateńskiego. Słowem: komedie jego mają charakter ostrej satyry społecznej i politycznej. I otóż reżyser znając to wszystko i zna­jąc jeszcze więcej, pragnie z dzieła, które powstało dwadzieścia parę wie­ków temu, zrobić rzecz, która by nic nie tracąc z bagażu historycznego, za­bawiła także współczesnego widza, ba, nie tylko zabawiła, pragnie stworzyć okazję do zadumy i refleksji nie tylko czysto estetycznej. Czy to się uda? Na to pytanie odpowie dopiero premiera.

ALE DZISIAJ pragnę już zasy­gnalizować czytelnikom, że Zer­menio, to talent nieprzeciętny. Jego niepokój artystyczny już dość wyraźnie zaznacza się w trakcie prób. Byłem na dwu próbach "Lizystraty". Nie powiem, żeby reżyser miał łatwe życie z tą komedią. Po pierwsze, jak powiada, ze sceny straszą duchy, to znaczy nieobecni członkowie zespołu, którzy z różnych powodów nie mogą uczestniczyć w próbach.

Rozumiem, teatr ma kłopoty z obsa­dą. Idą przecież równolegle inne przed­stawienia, ale brak kilku ludzi fatal­nie odbija się nie tylko na pracy re­żysera i całego zespołu, ale także na moraliach. Tworzy niepotrzebne zupeł­nie napięcia i przestoje. Próby w tej sytuacji trwają dłużej i są bardziej uciążliwe. Drugim razem, gdy ogląda­łem pełny zestaw scen, również zabrak­ło kompletu aktorów. Ale mimo tych problemów, to co widziałem, napawa mnie dużą nadzieją. Reżyser zmierza do tego, żeby komedia rozgrywała się w wielu planach przestrzennych. Tej per­spektywie podporządkowuje też całą scenografię, jak mi się wydaje, speł­niającą oczekiwania. Treść sztuki spro­wadza się do tego, że kobiety w cza­sie wojny peloponeskiej pragnąc zmu­sić mężów do pokoju, postanowiły, jak­by to powiedzieć, przygotować strajk seksualny. Czy to się udało, trzeba przyjść do teatru i obejrzeć.

Faktem jest, że Zermenio prowadzi spektakl, przynajmniej na próbach, w dobrym kierunku. Komedia z każdą godziną nabiera wdzięku, lekkości, powabu. Aktorzy nie szczędzą wysiłku, żeby kształt sytuacji scenicznych do­prowadzić do lśniących fajerwerków dowcipu i dużej klasy piękna. A ileż to razy muszą powtarzać i kwestie i układy sceniczne. Reżyser, jak odnio­słem wrażenie daje aktorom dużą swo­bodę, jak na mój gust nawet za dużą, do własnej aktywności i pomysłów inscenizacyjnych. Nie narzuca, nie zmu­sza, ale sugeruje czy nawet oczekuje podpowiedzi, co z tą, czy inną sceną zrobić. Zdaje się, że Zermenio należy do twórców intuicjonistów, a nie do konceptualistów którzy przychodzą na scenę z tysiącem gotowych pomysłów. On - nie, on szuka, przegląda różne warianty i z zespołem wybiera najlepszy. Żeby pracować z takim reżyse­rem trzeba mieć wiele taktu. I zdaje się, aktorzy zrozumieli, w czym rzecz. Jak zauważyłem, sami podsuwają wiele pomysłów, które w trakcie praktyki scenicznej są sprawdzane i przyjmo­wane lub odrzucane. W każdym razie metoda Zermenio, wydaje mi się przynosi coraz lepsze efekty. Na przeglą­dzie, kiedy można już było wnosić o ostatecznym kształcie przedstawienia, muszę się przyznać, zaskoczył mnie re­żyser dużą brawurą w rozwiązywaniu kwestii inscenizacyjnych i rozmachem komediowych chwytów; no a przede wszystkim zaskoczył mnie tekstem mu­zycznym spektaklu Wojciech Głuch. Z dużą logiką i swobodą warstwa mu­zyczna eksponuje komediowe, parodystyczne, czy groteskowe pierwiastki przedstawienia. Jest konsekwentna i czytelna. Myślę, że przyniesie ona bo­gaty plon na premierze. I choć do pre­miery jeszcze kawał czasu, to już role pierwszoplanowe rysują się wyraźnie. Nie doceniałem dotychczas możliwości GENY WYDRYCH, która tutaj w roli Lizystraty daje w wielu scenach pokaz dużych możliwości kreacyjnych. Zwra­cam uwagę recenzentów na tę cieka­wą aktorkę. Znakomicie na próbach budują swoje role również Zdzisław

Kuźniar i Maja Zbyszewska. Zbyszewska dla mnie jest wielką radością. I w ogóle cały zespół, takie odniosłem wrażenie na ostatniej próbie, był zmobilizowany i nad wyraz sku­piony aktorsko. Nie oznacza to, że nie zauważyłem, pewnych słabości. Uważam na przykład, że tekst Arystofanesa w wielu miejscach brzmi martwo i pusto. Może cięcia przydałyby się? Uważam też, że w rytmice spektaklu coś kuleje, że należy wzmóc tempa rozwiązywania sytuacji, przyspieszyć akcję, i może coś jeszcze. No, ale do premiery moż­na jeszcze wiele zrobić, interesujące pomysły scenograficzne, które widzia­łem tylko w kształcie surowym, po­dejrzewam, będą bardziej efektowne. Nie przerysowywałbym tylko motywów fallicznych.

Ktoś mnie może posądzić, że przed­wcześnie wydaję wyroki o przedstawie­niu, więc się bronię. Nie wiem jaka będzie premiera. Może znakomita, mo­że nie, trudno powiedzieć, bo wiele czynników na to się złoży. Może uda się wreszcie tym spektaklem wyprowa­dzić Teatr Współczesny z kryzysu, w jakim się ostatnio znalazł. Nie wiem. Poczekajmy do premiery. A na razie życzę zespołowi, żeby sprawił widzom wielką radość, a zespół stać na to.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji