Lekarstwo na tęsknotę
WIELKI sukces osiągnęli na premierowym przedstawieniu "Hipnozy" Iga Mayr i Zdzisław Karczewski. Sukces tym większy, że chodzi przecież o sztuką dwuosobową, a więc stawiającą parze wykonawców jak największe wymagania. Pod tym względem sukces ten podzielili wykonawcy z autorem, gdyż nie mniejszą trudność sprawia napisanie takiej sztuki.
Specjalizuje się w nich od trzydziestu kilku lat Antoni Cwojdziński, fizyk z wykształcenia, aktor i reżyser z upodobania, autor dramatyczny z powołania, od 1939 roku stale żyjący w Stanach Zjednoczonych względnie w Anglii. Cwojdziński był w ubiegłym roku po raz pierwszy od września 1939 roku w Polsce, aby wyreżyserować dla Teatru Współczesnego w Warszawie właśnie "Hipnozę". "Jestem po prostu pośrednikiem między wielkimi uczonymi a szerokim kręgiem odbiorców" - opowiadał wtedy Cwojdziński Leonii Jabłonkównie (Teatr nr 19/64). "Upowszechniam tylko cudze idee, cudze treści. Posługuję się w tym celu formą komedii jako instrumentem, z którym umiem się obchodzić dzięki opanowaniu warsztatu".
Trzeba to Cwojdzińskiemu przyznać: umie się z tym instrumentem obchodzić. Żeby nie znużyć widza przeszło 2-godzinnym dialogiem, trzeba mieć tyle do powiedzenia co Cwojdziński i w taki sposób.
"Hipnoza" powstała w latach pięćdziesiątych w Stanach Zjednoczonych. Do tej komedii wkradła się nowa u Cwojdzińskiego nutka: tęsknota. Trudno powiedzieć czy autor miał na myśli ściśle określoną polską aktorkę (zostało ich przecież kilka na obczyźnie). Ale prawdą jest, że pod tym pozorem zmieścił w "Hipnozie" sporo własnych tęsknot i życzeń.
Od uznania reżysera zależy, jak tę komedię z tym właśnie smętnym podtekstem odczyta. Zdzisław Karczewski wyczytał w niej przede wszystkim smętek i tęsknotą. Ale nie zapomniał też o tym, że jest to komedia, bo akcję rozciągną, stopniując efekt komiczny aż do - zgodnie zresztą z życzeniem autora - farsy w ostatniej scenie.
Iga Mayr, którą mieliśmy okazją widzieć tylko jeden raz w sztuce Pirandella "Henryk IV", okazała sie w "Hipnozie" wulkanem talentu i temperamentu aktorskiego. Zaskakiwała widza rozległością skali swoich możliwości, dysponując przy tym tak różnorodnymi środkami aktorskimi, że była w każdej sytuacji inna. Szczególnie drugi akt był popisem gry aktorskiej.
Zdzisław Karczewski zagrał dowcipnie psychiatrę, zakochanego w swojej pacjentce i o nią zazdrosnego.
Rasowe, współczesne wnętrze gabinetu lekarskiego jest dziełem Aleksandra Jędrzejewskiego.