Korzenie dobrobytu
Amerykańska "ziemia obiecana" jest także ziemią tragiczną. Miejscami wprawdzie, ale to są miejsca wcale obszerne i nasycone ludzka niedolą i bezsilnością. Erskine Caldwell jest jednym z tych pisarzy amerykańskich, którzy te obszary dostrzegają, penetrują, którzy zabierają głos w imieniu ich mieszkańców, tych swoich rodaków, którzy nie tylko nie umieją o swoje prawa i swą godność walczyć, ale nawet i mówić składnie o nich nie potrafią. Amerykańska "egzotyka społeczna"? Może się i tak wydawać obserwatorom powierzchownym.
Caldwell jest obserwatorem wnikliwym i jest wrażliwym pisarzem. Jego powieść "Ziemia tragiczna" jest głosem protestu i gniewu. Jest oskarżeniem amerykańskiej rzeczywistości, w której korzenie prosperity tkwią często głęboko w ludzkiej krzywdzie.
Tę powieść, pełną głęboko dramatycznych akcentów, wnikliwej prawdy psychologicznej, miejscami niemal groteskową w obrazie stosunków oraz instytucji społecznych, w oparciu o tłumaczenie Krzysztofa Zarzeckiego, zaadaptował i przeniósł do telewizji Janusz Zaorski. Ostry realizm obrazu i klimat środowiska nędzarzy mały ekran telewizora przekazał sugestywnie. Choć jednak scenograf uczynił wiele dla uzyskania takiego efektu, główną zasługę mają aktorzy. A wśród nich przede wszystkim Roman Wilhelmi. Do długiego rejestru swoich sukcesów dodał nową pozycję. Bez owej nerwowości, która mu niekiedy przeszkadza, stworzył postać, w której prawdziwość wierzy się bez zastrzeżeń.
A obok niego wiele postaci równie świetnie pomyślanych: Joanna Szczepkowska, kapitalna w roli karykaturalnego aniołka społecznego miłosierdzia, Elżbieta Kępińska i Barbara Wrzesińska oraz Władysław Kowalski i Jerzy Bińczycki, by wymienić tylko niektórych. Dobry, mocny spektakl.