Artykuły

Bucik zmienniczek i słupek wędrowniczek

Bóg nie wymaga aż tyle. Zasłyszane.

Szalenie budująca i radosna refleksja, do jakiej dobrnąłem po obej­rzeniu najnowszej premiery Starego Teatru, jest taka, że Agniesz­ka Lipiec-Wróblewska bardzo oryginalnie panuje nad skompli­kowanym i tajemnym światem liczb. Wziąwszy mianowicie na warsz­tat II oraz VIII część "Dekalogu" Krzysztofa Kieślowskiego i Krzysztofa Piesiewicza, Lipiec-Wróblewska bezkompromisowo pokazała istotę przepaści, jaka rozpościera się pomiędzy 2 a 8.

Zanim jednak dotarła do przepaści, słusznie dotarła - którego to sa­motnego kroku w dzisiejszych, kompletnie przecież pokiełbaszonych czasach aż wstyd nie docenić - dotarła otóż do sedna równości i kolej­ności. Najpierw celnie zauważyła, że skoro się robi akurat dwie części "Dekalogu", to spektakl powinien składać się z części ściśle dwóch, albo­wiem 2=2. To zauważyła i tak też uczyniła, po czym, idąc śmiało za arytmetycznym ciosem, równie bezkompromisowo wprowadziła w czyn konstatację, iż częścią pierwszą spektaklu winien być Dekalog II, nie zaś VIII, natomiast drugą, Dekalog VIII, a nie II. Gdyż 2, jako ży­wo, stoi przed 8. Można śmiało powiedzieć, że Lipiec-Wróblewska przeszła wszystkie etapy wtajemniczenia - od równości, poprzez kolej­ność, aż do finalnego spektaklu, czyli do ciemnego świata przepaści.

Część pierwsza od części drugiej różni się wszystkim, ściślej rzecz określając - prawie wszystkim. Najpierw jest wstrząsająca historia ko­biety w ciąży, którą miota zasadniczy dylemat: usunąć - nie usunąć, później idzie równie wstrząsająca historia Żydówki czule i wybaczająco dziś dywagującej z ludźmi, którzy za wojny nie reagowali na jej - żydowskiego dziecka - smutny los, dywagującej, dlaczego mianowicie nie reagowali. Do opowieści o ciężarnej w szponach dylematu docze­pione jest przykazanie II: "Nie będziesz używał Imienia Pana Boga nadaremno", zaś do portretu dywagującej Żydówki - przykazanie VIII: "Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu". W części pierwszej są: biurko i skrzypce, w drugiej biurka i skrzypiec nie ma, ale za to pojawia się znaczna ilość krzeseł. W pierwszej, przykładowo rzecz ujmując, Artur Dziurman gra Janka, który wyrusza w góry, w drugiej natomiast nie gra, ponieważ w drugiej Janek nie tylko nie wy­rusza w góry, Janka w drugiej w ogóle nie ma. I poniekąd odwrotnie - jeśli w drugiej Krawcem jest Stefan Szramel, to łatwo się domyśleć, że totalny brak jakiegokolwiek szycia w pierwszej, wyklucza Szramela z pierwszej absolutnie. Choć od strony kunsztu aktorskiego na kwestię szycia patrząc, należy stwierdzić, że wszyscy aktorzy, tak w II jak i w VIII, szyją równo i fachowo, a nawet - szyją, jak się w Starym już dawno nie szyło. Moje gratulacje.

Okazuje się, że Lipiec-Wróblewska nie tylko lubi matematykę, ona również czujność lubi. Jeśli się robi dwuczęściowy spektakl, to dwo­istość ta nie może przecież oznaczać, że robi się dwa różne spektakle. Dwuczęściowość oznacza, że części trzeba na dnie czymś połączyć. I Lipiec-Wróblewska to czyni. Otóż - elementami biorącymi aktywny udział tak w II, jak i w VIII są: Beata Fudalej jako Basia oraz wielki słup, który świeci. Słup i Fudalej są w tym podobni do Artura Barcisia, któ­ry w filmowym Dekalogu Kieślowskiego snuł się regularnie. Powiem więcej, Lipiec-Wróblewska łączy, ale jednak podstawowej zasady róż­nicy nie zatraca. Rzecz w tym, że - o ile mnie wzrok nie omylił, a w końcu miał prawo, bo na scenie było akurat tak przejrzyście, jak na górze Synaj, kiedy to Bóg obarczył Mojżesza kamiennymi tablicami - zatem, jeślim dobrze widział, to w przerwie pomiędzy II a VIII Fudalej zmieniła obuwie, zaś słup o własnych siłach przejechał kawałek i w VIII stał już gdzie indziej, to znaczy po lewej, a nie - jak pierwej - po prawej. Także i w tym słup oraz Fudalej są jako ten Barciś, co to u Kieślowskiego raz snuł się z kajakiem na głowie, a innym razem bez kajaka, za to w czapce. Podsumujmy. Wychodzi, że 8 minus 2 to nie do końca jest 6. Do końca jest tak, że 8 - 2 = zmienny but Fudalej + słup, który nie może ustać w miejscu. W każdym razie tak jest do końca ko­lejnego arcydzieła Starego Teatru.

Ja wiem, że powyższa analiza jest ździebełko nazbyt zawiła, ale nic nie poradzę. Poza innymi walorami, Lipiec-Wróblewska posiada także i ten walor, że jest właśnie ździebełko nazbyt zawiła, żeby nie powie­dzieć - gordyjska. Kompletnie nie wiadomo, o co jej mianowicie cho­dziło, poza tym, że najprawdopodobniej o odejmowanie, co zresztą również zakończyło się totalnym fiaskiem. Normalny spektakl, to nie są napuszone mentalne dymy ględzenia o chrześcijańskiej moralności. Normalne aktorstwo, to nie jest załzawione, półtoragodzinne klepanie nawiedzonego pacierza. 8 minus 2, to nie jest bucik zmienniczek + słu­pek wędrowniczek. W zaistniałych okolicznościach przyrody, Staremu pozostaje jedno - wystawić Dekalog III, czyli raz na zawsze pozwolić artystom świętować nie tylko w poniedziałek, ale - jak Pan Bóg przyka­zał - również w niedzielę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji