Artykuły

Czechosłowacka mądrość ludowa

Jan Drda to już dziś klasyk literatury czechosłowackiej, klasyk żyjący, który jeszcze trzyma się zdrowo. Jego "Igraszki z diabłem" nie schodzą ze sceny nie tylko w je­go ojczyźnie, ale między innymi i u nas; od słynnej Schillerowskiej prapremiery polskiej w ro­ku 1948 są nieustannie grane przez nasze teatry zawodowe i amatorskie. Telewizyjna adapta­cja Tadeusza Aleksandrowicza z końca minionego roku w pełni potwierdziła żywotność tej sztuki. Jej siła, jak w ogóle siła wszystkiego co wartościowe w literaturze czechosłowackiej, pły­nie z nierozerwalnego związku twórców tego kraju z ludem i jego prostą, optymistyczną filo­zofią.

Jest to filozofia humanistycz­na, która w ludowej mądrości czechosłowackiej jest zawsze wyrazista. W paraboli scenicznej Drdy widzimy to dobitnie; po­czucie wartości i sprawiedliwości mają tylko ludzie nie pozba­wieni wad, nieidealni i przez to tym bardziej sympatyczni. Bo mądrzy w tej sztuce i chytrzy są zarówno diabli jak i anioło­wie, ale i jedni i drudzy są zbyt prostolinijni, zbyt schematyczni. I choć wszystkie postacie tej uroczej baśni ludowej są tylko fi­gurkami, wyraźnie się czuje - i wydobycie tego aspektu jest szczególną zasługą Aleksandro­wicza - że są to kukiełki pow­stałe na drodze wyjaskrawienia pewnych cech ludzkich.

Pełnymi ludźmi są tu tylko Marcin i Kasia, przedstawiciele ludu, ci, którzy stoją mocno na ziemi, których nie wynaturzyło odizolowanie się od ziemskiego życia.

Świetnie to zostało zaakcento­wane w przedstawieniu telewi­zyjnym. I grą, i kostiumem i dekoracją. Zresztą zgodnie z tek­stem jest to typowa wizja ludo­wa. Piekło z szatanami to jakiś jaśniepański dwór, zatwardziali w okrucieństwie, przewrotni pa­nowie bardzo przypominają lu­dzi, tyle że złych. Już tylko nie­bo z aniołkami jest czymś bar­dzo nierealnym, istnieje w fan­tazji gminu jako nieodzowny element dobra, walczącego ze złem, lub raczej pomagającego walczyć tym, którzy na to zło są narażeni. Zło nie tylko w po­staci czarciojaśniepańskiego dworu, ale i w postaci zbójnika w lesie i pustelnika-scholastyka, oderwanego od rzeczywistości ideologa. Aleksandrowicz udowodnił nam, że sztuka jest jakby napi­sana specjalnie dla telewizji, w której tak pięknie rozwiązał re­żyser wszystkie sztuczki i czary, znikanie i pojawianie się posta­ci, krajobrazów i snów. Jed­nemu tylko przyganić trzeba: owemu wprowadzeniu nas w pa­raboliczny sens widowiska ład­nie zresztą wykonanemu przez Edytę Wojtczak. Ale to niepo­trzebne. Więcej zaufania do zdro­wego rozsądku odbiorców.

No i na koniec pochwalić trze­ba wykonawstwo: finezyjne, lek­kie, eteryczne, jak przystało na baśń. Na czoło wysunęli się zwłaszcza Matyjaszkiewicz, Lut­kiewicz i Wilhelmi. Ale i pozos­tali wyborni.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji