Bajka dla dorosłych
"Piotruś Pan" zadomowił się na scenie Teatru Muzycznego Roma. Autorzy tego multimedialnego przedstawienia twierdzą, że jest przeznaczone nie tylko dla dzieci. Twórca muzyki, Janusz Stokłosa, wyjaśnia dlaczego.
- Skąd wziął się pomysł wystawienia "Piotrusia Pana"?
- Początkowo chcieliśmy zrobić w teatrze Buffo spektakl dla dzieci, ale nie bardzo mogliśmy znaleźć coś ciekawego. Zaproponowaliśmy więc Jeremiemu Przyborze, twórcy niezapomnianych tekstów do "Kabaretu Starszych Panów", żeby napisał dla nas nową, polską wersję "Piotrusia". Spodziewaliśmy się, że będzie to krótka forma sceniczna, a powstało przepiękne libretto do dużej produkcji teatralnej. Uświadomiliśmy sobie, że byłoby wielką stratą wystawiać to na małej i ciasnej scenie teatru Buffo, gdzie nie ma prawie żadnych możliwości technicznych.
- Dlaczego zdecydowaliście się pracować akurat w teatrze Roma?
- Ta decyzja zapadła dopiero po kilku latach. Bardzo długo szukaliśmy odpowiedniego miejsca, odsyłano nas od jednego teatru do drugiego. Dwa lata temu mieliśmy już podpisany kontrakt z Teatrem Narodowym, byliśmy gotowi do rozpoczęcia prób, ale w końcu nic z tego nie wyszło. Nie mieliśmy więc gdzie pracować, dopóki dyrektorem Romy nie został Wojciech Kępczyński. On, zdając sobie sprawę, że polski teatr muzyczny ma niewiele do zaoferowania swojej widowni, że powstaje bardzo mało nowych, interesujących propozycji repertuarowych, natychmiast zaproponował, byśmy spróbowali przygotować "Piotrusia" właśnie w Romie.
- W przedstawieniu grają dzieci. Jak wyglądały eliminacje?
- Tak samo jak w przypadku dorosłych. Organizowaliśmy konkursy, przesłuchania. Przyjrzeliśmy się wielu dzieciom. Wybraliśmy około dwudziestu, które od pół roku ćwiczą w Romie między innymi szermierkę, dykcję, emisję głosu. Kilkoro z nich ma doświadczenie sceniczne - wygrane festiwale, wyjazdy zagraniczne, koncerty.
- Czy trudno pracuje się z dziećmi?
- Nie. Tak samo jak z każdym, jeżeli się je poważnie traktuje. Są dobrymi partnerami, rozumieją, co się do nich mówi, może tylko trochę szybciej się męczą.
- Do kogo adresowany jest "Piotruś Pan"?
- Do wszystkich. Nie zakładamy konkretnego widza. Myślę, że każdy znajdzie w nim dla siebie coś interesującego. Młody człowiek zobaczy na scenie to wszystko, z czym styka się na co dzień, gdyż będzie to spektakl multimedialny, wykorzystujący technikę filmową, wideo, animacje, zdjęcia. Chcieliśmy uciec od disneyowskiego pierwowzoru "Piotrusia Pana", wprowadzić elementy bardziej zrozumiałe w naszej kulturze, przybliżyć odbiorcy świat, który zobaczy na scenie. Pracował nad tym Andrzej Woron, autor scenografii, twórca teatralny od lat mieszkający w Berlinie, ale żywo zainteresowany sprawami Polski. Powstała monumentalna dekoracja, której najbardziej skomplikowaną i największą częścią jest obracająca się wyspa. Zobaczymy także wielki masztowiec piracki, wypuszczający kłęby dymu baobab, miasto, wielką falę...
Spektakl można odczytywać na różnych poziomach. Bardzo nam zależy, żeby oprócz widowiskowości przeznaczonej głównie dla dzieci, można było dostrzec rozważania o przemijaniu, o czasie. Taki jest przecież zasadniczy problem Piotrusia, chłopca, który nie chce dorosnąć i dla którego czas się zatrzymał. W samym spektaklu zawarta jest historia trzech pokoleń. Wendy, która wylatuje z Piotrusiem na Nibywalencję, pod koniec przedstawienia prosi go, żeby nie zabierał ze sobą jej córeczki. Ale mała chce lecieć i historia się powtarza. To już, wcale nie dziecięcy, problem stosunku człowieka do przemijania, do śmierci wpisanej w naszą egzystencję, do siebie samego. Może nie warto poddawać się upływowi czasu, może lepiej zachować w sobie do końca coś z dziecka, jego entuzjazm, spontaniczność, marzenia?