Artykuły

Czeka nas wirtualne jutro

"Zaklinacze szczęścia" w reż. Krzysztofa Galosa w Bałtyckim Teatrze Dramatycznym w Koszalinie. Recenzja Katarzyny Łukasik w Głosie Pomorza.

"Zaklinacze szczęścia", spektakl napisany i wyreżyserowany przez krakowianina Krzysztofa Galosa miał swoją premierę w miniony piątek i sobotę w Bałtyckim Teatrze Dramatycznym. Aktorzy grają na małej scenie dla niewielkiej widowni, stąd podwójny "debiut" sztuki w Koszalinie.

O czym są "Zaklinacze szczęścia"? Akcja przedstawienia dzieje się w niedalekiej, ogarniętej chaosem przyszłości, wokół wyczuwa się strach przed nadchodzącymi zmianami, w powietrzu wisi rewolucja. Ruch społeczny "New flash mob" organizuje akcje skierowane przeciwko rządowi. Przeciętni obywatele zasypywani są ulotkami propagandowymi i - jak przed laty - głodni i zastraszeni stoją w kolejkach po chleb. Gdzieś w tłumie przewijają się postaci alfonsa i jego dziewczyny, która zmienia swoje życie, przystępując do grona burzycieli społecznego porządku.

Świat "Zaklinaczy szczęścia" to supermarkety, programy reality show i Internet. Tak naprawdę to nasz świat za kilka lat, miesięcy, a może nawet tygodni.

Krzysztof Galos reżyserował przed dziesięcioma laty w koszalińskim teatrze sztukę Bogusława Schaeffera "Gdyby". Dziś możemy ocenić, jak duży wpływ wywarła ona na twórczość reżysera, tym bardziej że pracował wówczas z tymi samymi aktorami - Żanettą Gruszczyńską-Ogonowską i Piotrem Krótkim. "Schaefferyzm" u Galosa zauważalny jest w sposobie budowania scenicznej rzeczywistości, w dynamicznym konstruowaniu scen czy we wchodzeniu aktorów w wiele ról. W "Zaklinaczach szczęścia" gra bowiem tylko troje aktorów, którzy na oczach widzów wcielają się w kilka różnych postaci. Te przemiany zachodzą niemal błyskawicznie, za kulisami, gdzie żebrak zmienia się w profesora, a prostytutka - w tajną agentkę.

Przy tej okazji trzeba podkreślić, że w spektaklu wybijają się szczególnie role żeńskie, odtwarzane przez Żanettę Gruszczyńską-Ogonowską. To dobry kawałek aktorstwa, bardzo śmiała i wymagająca zaangażowania sceniczna kreacja. Żanetta pozostawia nieco w tyle swoich kolegów, którzy nie chcą lub boją się zrzucić swoje wygodne maski i kostiumy, dopasowywane przez lata scenicznej pracy.

A powracając jeszcze do akcji - każde kolejne pojawienie się aktorów na scenie niesie za sobą nową sytuację, komentarz, emocje. Zmieniają się kostiumy, sposób mówienia i poruszania. Co ciekawe, tak widocznych zmian nie słychać w języku. Dialogi napisane przez Krzysztofa Galosa genialnie oddają rzeczywistość telewizyjną, internetowy klimat czatów i wirtualnych komunikatorów, ale nie język ulicy. U Schaeffera symbolem inteligencji były białe kołnierzyki wystające spod waciaków, u Galosa nawet zagubiona prostytutka cytuje swoją pracę dyplomową, a bezdomny przyznaje się do tego, że jest w trakcie habilitacji.

Jaka więc czeka nas przyszłość? Jakie jutro prorokuje Krzysztof Galos? Można by zaryzykować stwierdzenie, że zmiany, jakiekolwiek by były, są lepsze od gnuśnej stagnacji. Rewolucja od zawsze niosła ze sobą nadzieję, bo przecież na niej wyrosła. Niestety, rewolucja u Galosa rodzi się na oczach telewidzów, wylęga się w Internecie, powstaje na bagnach wirtualnej rzeczywistości. Ta rewolucja niszczy i burzy, ale czy to nie jest przypadkiem tylko gra?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji