Artykuły

Martwa energia ruchu. Magdalena Wójcik w solowym debiucie

"Przejaśnienia 36,8" w reż. i chor. Joanny Czajkowskiej w Sopockim Teatrze Tańca. Pisze Katarzyna Wysocka w Gazecie Świętojańskiej.

Wójcik swobodnie przechodziła ze stanu pozornej martwoty do ekspresji wywołanej szansą na przetrwanie w ekstremalnych warunkach.

Niedzielny wieczór w Teatrze na Plaży przygotowany przez tancerzy Sopockiego Teatru Tańca składał się z dwóch, odmiennych stylistycznie pokazów. W pierwszej części Joanna Czajkowska i Jacek Krawczyk przypomnieli romantyczny spektakl "Art Cafe" sprzed czternastu lat. Po przerwie widzowie towarzyszyli Magdalenie Wójcik w jej debiucie solowym.

Sceniczne popisy taneczne wykonywane samotnie wobec publiczności z jednej strony są nachalnie ekshibicjonistyczne, z drugiej jednak strony pozwalają dokładnie przyjrzeć się językowi ciała artysty poddanemu presji przestrzeni i mięśni. Magdalena Wójcik, związana od trzech lat z Sopockim Teatrem Tańca, pokazała się po raz pierwszy w solo tańcu, na potrzeby debiutu nazwanym "Przejaśnienia 36,8". Mimo młodego wieku, w spektaklu dokonała wiwisekcji swojego życia, nadając mu piętno klimatu i ruchu rodem z Morza Martwego (określenie z zapowiedzi spektaklu), prowokując jednocześnie widza do poszukiwań zależności i porównań.

Dwudziestominutowy występ rozpoczął się od ciszy, w której ruch powoli przekształcał się w formę życia. Poszczególne części ciała artystki budziły coraz to nowe istnienia zamieszkujące niesprzyjające środowisko zasolonego morza - czy tylko bakterie? Ruch z czasem nabierał płynności, co współgrało z odkrywaniem znaków na ciele "wytatuowanej" tancerki (brawa dla charakteryzatorki Aleksandry Skowron). Wójcik raz przypominała skorupiaka, innym razem egzotyczną tancerkę, doznającą przepoczwarzeń. Rytm spektaklu wyznaczany początkowo przez "przestrzeń ciszy", z czasem ulegał dźwiękom, by na sam koniec poddać się energii światła. Kreowany świat pokazywał bogactwo małych form i minimalistycznego ruchu, pozostał jednak tajemniczy i trudny do zdefiniowania.

Przyglądałam się Magdalenie Wójcik z dużą uważnością, ponieważ porównania z jej dotychczasowymi występami nasuwały się samoistnie. Poznana jako niezwykle dynamiczna i wyrazista, umiała również w tym spektaklu zachować swój styl i charakter dzięki choreograficznemu prowadzeniu przez Joannę Czajkowską. Gdyby przyjąć "założenia fabularne spektaklu", Wójcik swobodnie przechodziła ze stanu pozornej martwoty, jaka panuje w morzu na granicy Jordanii i Izraela, do ekspresji wywołanej szansą na przetrwanie w ekstremalnych warunkach. Umiała kamuflować intencje, wykonując odpowiedni ruch, jak również dostosować własną formę do warunków otoczenia. Starannie dobierała pauzy, by w odpowiednim momencie dynamicznie je zakończyć. Dała się po raz kolejny poznać jako wytrawna tancerka, znakomicie czująca scenę, tworząc wyjątkowy klimat opowiadanej historii. Niewątpliwie muzyka Alvo Noto i Ryuichi Sakamoto pomogła ten klimat smakować. Debiut można ze spokojem uznać za udany.

Jedyna uwaga dotycząca całego wieczoru odnosi się do konwencji, jaką od jakiegoś czasu przyjął STT - zapowiadania i opowiadania spektakli, które przyszedł obejrzeć widz. W Trójmieście robi to od kilku lat Jerzy Gruza, i niech tak pozostanie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji