O pomieszaniu stylów
W warszawskim przedstawieniu "Makbeta" dekoracja jest,jak to się mówi,nowoczesna. To znaczy,pewien układ nagich linii ma zorganizować przestrzeń,w której będzie się rozgrywać akcja sztuki. Ten układ linii nie ma naśladować niczego: jest formą plastyczną,abstrakcyjną i umowną,w którą zostaną wpisane postaci; te postaci w każdej sytuacji scenicznej powinny tworzyć z tak pomyślaną dekoracją logiczną całość. Jednakże postaci są ubrane w kostiumy,których ambicją jest przeciwieństwo wszelkiej umowności,mianowicie iluzja, naśladują zbroje,udają szyszaki; tarcze są do osłony,miecze do zabijania,pancerze chronią przed ciosem,i to wcale nie na żarty,w ostatnim bowiem akcie rozgrywa się bitwa,w której te wszystkie akcesoria idą w ruch; i wówczas okazuje się,że cała umowność dekoracji nie ma żadnego uzasadnienia,ponieważ jest w jawnej sprzeczności nie tylko z kostiumem,ale i z koncepcją reżyserską oraz inscenizacyjną: abstrakcyjny las był jedynie formalną igraszką,skoro ze swobodą,wolną od wszelkich skrupułów,udało się zerwać z niego gałęzie,które zdradzają,a nawet zachwalają i manifestują swoje naturalistyczne pochodzenie. To pomieszanie charakteryzuje wiele zjawisk,nie tylko "Makbeta",który jest tu jedynie przykładem. W epoce secesji,której tak długo nie chciano uznać za styl,a która jest stylem zdecydowanym i zamkniętym, niezależnie od po dzis dzień pokutujących pogardliwych ocen, w epoce secesji zatem nie mogła się zjawić na scenie inna dekoracja niż secesyjna i dekoracji tej towarzyszył secesyjny kostium, nawet jeśli był to stylizowany kostium historyczny; co więcej,widz ówczesny wracając z teatru do domu szedł ulicą,której latarnie i szyldy powtarzały widziane na scenie formy; na klatce schodowej natrafiał na typowy secesyjny witraż,nazajutrz zaś otwierał gazetę z secesyjną winietą,takimże krojem czcionki i rysunkiem. Dziś,o czymś podobnym na razie nie ma jeszcze mowy. Nie znaczy to,że nie widać przenikania nowoczesnej myśli plastycznej do wszystkich dziedzin życic i że ta myśl nie pozostawia śladów na wszystkim,co mniej lub bardzie: bezpośrednio wchodzi w zakres jej oddziaływania. Niepokojący jest jednak brak synchronizacji w obrębie rozmaitych całości,co najbardziej rzuca się w oczy przy rozpatrywaniu szczegółów. Całością taką na przykład jest wygląd wielkiego miasta. Szansą Warszawy,szansą wyjątkową,jest możność zamanifestowania nowej koncepcji architektonicznej i urbanistycznej,a więc nowej estetyki,wynikających zarówno z propozycji lokalnych jak i z ogólnych tendencji rozwojowych charakteryzujących twórczość współczesną. Szansa ta była wykorzystywana w ubiegłych latach ze zmiennym szczęściem,które ostatnio bardziej zdaje się uśmiechać: architektura Warszawy jest coraz lepsza i w coraz większej zgodzie z ideałem estetycznym czasu. Urbaniści,reżyserujący to wielkie widowisko, zapomnieli jednak o pewnych szczegółach,albo pozwolili na to,żeby te szczegóły im się wymknęły i przeszły w ręce mniej powołanych. Chodzi tu na przykład o organizację akcentów świetlnych,nierozłącznie związanych z pejzażem wielkomiejskim - a więc o neony. Należało się spodziewać,że w naszych warunkach,z natury rzeczy przyjaznych planowaniu całości,powstanie jakiś projekt nadrzędny,ogólny, wykluczający wszelką przypadkowość,którą tłumaczyć może gdzie indziej interes sklepikarza czy zły gust kamienicznika,ale która u nas nie powinna wchodzić w grę; są zatem wszelkie dane po temu,by problem urbanistyczny mógł zostać rozwiązany w swojej całości; że w tej całości akcenty świetlne,uwarunkowane przez układy architektoniczne i stanowiące ich uzupełnienie,odgrywają istotną rolę,jest rzeczą oczywistą; toteż zdumiewa beztroska,z jaką rozmieszcza się w centralnych punktach miasta neony,w formach swych przestarzałe i dawno już wycofane z obiegu,a często po prostu bezsensowne. Jeśli przy istnieniu przedsiębiorstw i sklepów prywatnych można było wprowadzić na Polach Elizejskich w Paryżu jednolite,wspaniale organizujące przestrzeń i perspektywę biało-liliowo-szare neony,z których pmrstaje harmonia nie zmącona ani jednym zgrzytem, dlaczego przy istnieniu przedsiębiorstw państwowych i handlu uspołecznionego - a więc w stokroć bardziej sprzyjających warunkach - wolno wprowadzać same niemal zgrzyty: nasze bowiem neony,w swojej przytłaczającej większości są przeciw i wbrew: wbrew architekturze,jak bezsensowny zawijas na Cedecie; wbrew elementarnym współczesnym formom,jak pęk kwiatów nad kwiaciarnią na rogu alej Jerozolimskich i Kruczej; wbrew zdrowemu rozsądkowi jak wszystkie neony sklepów mięsnych,których krwawy blask powinien raczej rozświetlać jatki piekielne niż zachęcać do tak niewinnej w końcu czynności,jaką jest kupowanie wędlin; wbrew uczuciom życzliwości dla przechodnia,jak kropla kawy spadająca do filiżanki w sposób równie męczeński jak torturujący oko; nad kawiarnią przy placu Trzech Krzyży; wbrew współczesnemu pojmowaniu Unii i jej celowości,jak zarzucone od dawna,a przy tym nieczytelne liternictwo,itd. itd. Z przytoczonych przykładów widać,że w grę wchodzi trick reklamowy bez żadnych ambicji plastycznych w samym już pomyśle,ponadto zaś nie liczący się w najmniejszej mierze z architekturą czy urbanistyką w ogóle. Zapomina się,że u nas neon jest przede wszystkim,a w każdym razie powinien być elementem pejzażu miejskiego,a potem dopiero reklamą; jeśli zaś nawet reklamą, to dlaczego w swych formach iluzjonistyczną, najłatwiejszą,najbardziej banalną? Gust społeczeństwa - odpowiada się zazwyczaj,choć jest to zwykłe nadużycie. Nie mówiąc już o tym,że gust społeczny jest w znacznej mierze konsekwencją tego, czym go się żywi i że z przyzwyczajenia do brzydoty rodzi się tolerancja,jeśli nie upodobanie do brzydoty,fakty dowodzą czegoś wręcz przeciwnego: ledwie pojawiły się w sklepach lepsze meble czy lampy,już zaczęto je kupować w tempie,któremu nie może sprostać produkcja,a jeśli przedtem kupowano rzeczy gorsze lub wręcz okropne(co zresztą tnoa do dziś) to dlatego,że było to smutną koniecznością. Od mebli poprzez inne przedmioty, i idąc coraz wyżej, można stwierdzić, że z gustem nie jest tak źle, zaobserwować to można w wielu dziedzinach, notując rozchodzenie się dobrych książek,frekwencję na dobrych spektaklach teatralnych i na dobrych filmach. Raczej więc należałoby mówić o złym guście projektantów neonów,żeby powrócić do naszej kwestii,czyli do przykładu jednego z wielu - przede wszystkim zaś o braku kontroli ogólnej nad ich rozplanowaniem i wykonaniem,która powinna być w rękach urbanistów: żeby dobrze zaprojektować,i dobrze usytuować neon,trzeba mieć oko dość wyćwiczone, by widziało ulicę w pełnej perspektywie,dzielnicę w jej układzie bloków i płaszczyzn,miasto w jego rytmach i akcentach. Tylko zatem urbanista ogarniający całość może zagwarantować odpowiedni dobór szczegółów podkreślających tę całość. Wówczas nie mogłoby być mowy o pomieszaniu stylów,na odwrót,pewien styl proponowany przez nową architekturę i wychodzący od tej architektury stałby się dominujący. Styl,to znaczy: naturalistyczne gałęzie,które nie rosną w odległych od naturalizmu i z gruntu mu obcych lasach.