Płonąca biblioteka
"Auto da fé" w reż. Pawła Miśkiewicza w Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Agnieszka Celeda w Polityce.
Kluczem do pracy Pawła Miśkiewicza w Starym Teatrze w Krakowie jest nie tyle powieść "Auto da fé" Eliasa Canettiego, która dała tytuł spektaklowi, ile tego samego autora esej "Masa i władza" włożony w usta bohatera - profesora Kiena.
Bez jego wykładu czterogodzinne pzedstawienie byłoby tylko ilustracją znanej anegdoty, jak to niepraktycznego naukowca zjadło życie: przyziemna gosposia, która została jego żoną, spryciarz, który umiał wkraść się w łaski...
Miśkiewicz tę anegdotę pięknie opowiada, dając okazję do stworzenia znakomitych ról. Wierzymy Janowi Peszkowi, gdy wszelkie grube gesty otoczenia skierowane przeciw książkom traktuje jak ranę zadaną sobie w sposób jak najbardziej fizyczny - i gdy po życiu porusza się nieudolnie jak kaleka. Ale wierzymy też Iwonie Bielskiej, która o swojego mądralę walczy sposobami, jakie w jej prostym umyśle są najzupełniej uczciwe, i Piotrowi Skibie - szemranemu garbusowi marzącemu o sławie szachisty wszech czasów, i Krzysztofowi Globiszowi - gruboskórnemu łapsowi z portierni. Niby wszystkie motywacje - i subtelne, i prostackie - na równi dadzą się usprawiedliwić, a jednak w przedstawieniu racja jest po stronie Kiena, niepraktycznego, pociesznego intelektualisty, a jego płonąca biblioteka, samounicestwiająca się mądrość, jest wielkim oskarżeniem naszych czasów. Wydaje się, że widownia dobrze dziś odczytuje to niebezpieczeństwo.