Artykuły

Pełny dreszcz

"Lśnię" w reż. Tomasza Bazana w Teatrze Nowym w Łodzi. Pisze Róża Augustyniak w serwisie Teatr dla Was.

Świat jest pełen miejsc, o których wolimy nie wiedzieć, że istnieją i żyjących w nim straumatyzowanych ludzi, którzy woleliby być kamieniami, bo płynie w nich ohydna krew. Na szczęście uniwersum sceniczne to fikcja, tak samo, jak niespokojny świat przedstawiony w powieściach Stephena Kinga. Nie musimy się w nim zadomawiać.

Trudno jest lśnić, gdy ma się problem polegający na tym, że za bardzo lubi się "a." Ten problem nie ma nic wspólnego z blaskiem. Kończąc się na pierwszej literze, stara się zamknąć usta tym, którzy mieliby zamiar na głos wymówić słowo "alkoholizm". W jego zaawansowanym stadium blisko za to do obłędu, a w szale widzi się rzeczy, ludzi i sytuacje zupełnie nierzeczywiste lub przeinaczone.

Z jaką drogą przyszło zmierzyć się głównym bohaterom "napisanym" przez Marcina Ceckę, uzależnionym od toksycznej relacji, zszytych ze sobą swoimi najsłabszymi punktami? Co doprowadziło ich do totalnego rozpadu i roztrojenia? Co pozwoliło im zastanawiać się choćby przez moment nad uśmierceniem własnego dziecka? Czy gdyby nie postanowili wyjechać do oddalonego od miasta Studia Ogląd, znaleźliby rozwiązanie swoich problemów? Trzeba by się zastanowić, czy istnieje lekarstwo na lęk.

Bazując na - inspirowanym twórczością kultowego autora dreszczowców - tekście Cecko, reżyser, Tomasz Bazan, realizuje w Teatrze Nowym w Łodzi, spektakl, który istotnie, wywołuje w odbiorcy dreszcze pobudzane szeregiem zabiegów: dudniącą, basową muzyką, zniekształcaniem głosów bohaterów, czy w końcu, rozsypanym piaskiem, w którym pogrzebana zostaje matka głównej bohaterki.

Postaci z tego utkanego lękiem świata konsekwentnie realizują nawyki dzisiejszych czasów, w których oprócz alkoholu uzależniamy się też od technologii. Podręczna kamera na statywie lub z ręki, umożliwia bohaterom robienie sobie ruchomego selfie, dzięki któremu widzom wyświetlają się na ekranie otępiałe od problemów, głuszonej histerii i zżerającego strachu twarze postaci żyjących na suburbiach miasta i człowieczeństwa. Nie jest to inscenizacja przeznaczona dla odbiorców o słabych nerwach. Sam dramaturg przyznaje, że poprzez Lśnię chciał zmierzyć się z własnymi demonami.

Rytm spektaklu uspokajają nieco sekwencje tańca Anity Wach, tancerki obecnej przez niemal całą akcję przedstawienia. Lśni też scena, w której Tomasz Bazan pojawia się jako fantasmagoria Daniela, syna głównych bohaterów. Urzeka plastycznością i poetyką wywiedzioną z subtelnych ruchów choreografa, a ponadto eksponuje talent aktorski partnerującego mu Michała Bielińskiego.

Innym momentem, który pozwala na chwilę przełamać złowieszczo-histeryczny nastrój, jest quasi-komediowa scena, w której żona głównego bohatera, Wanda Król, przeprowadza wywiad sama ze sobą, ujawniając w nim swój pretensjonalny światopogląd. Żona pisarza, grana przez Dominikę Biernat, boryka się z kryzysem twórczym jako nierozumiana przez nikogo artystka sztuk wizualnych wyznająca szokujące poglądy.

Między pijackim widem, nerwicą a śnieniem granice zdają się być niebezpiecznie cienkie. Niektóre ze scen przywodzą na myśl filmy Davida Lyncha, zwłaszcza te, które otwierają i zamykają Lśnię. Oglądając je przynajmniej liczymy na to, że to się tylko śni.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji