Artykuły

Za dużo grzybów

Wyobraźmy sobie kreację, którą ktoś postanowił uszyć wykorzystując jedno­cześnie pomysły najbardziej znanych mistrzów mody. Góra powiedzmy była­by w stylu lat trzydziestych z szyfonu z falbankami, falbanki zaś - jak każe Coco Chanel - ozdobione lamówką. Dół z kolei to portfelowa spódnica z lansowanego obecnie polskiego lnu obrzeżonego ludową krajką. Całość uzupełniona pochodzącym z kolekcji Diora czarnym wieczorowym kapelu­szem z dużym rondem. Prawda, że to bez sensu.

Otóż czystość i jednolitość stylu obo­wiązuje nie tylko w modzie. W sztuce także. Niestety, nie wszyscy twórcy zda­ją sobie z tego sprawę. I oto mamy klasyczny efekt owej niewiedzy - "Nau­czyciela tańca" na scenie Teatru Pol­skiego, w którym wykorzystano chwyty komediowe z różnych epok i teatrów.

Traktując każdą postać oddzielnie można by się pewnie i uśmiać. Bo w końcu zabawny jest Alberigo Ferdynanda Matysika - postać w stylu Moliera z rodowodem z komedii dell`arte, czy Tebano Andrzeja Polkowskiego ko­jarzący się raczej z Fredrą, czy wresz­cie cała gromada służących (Mirosła­wa Lombardo, Jerzy Grałek, Stefan Le­wicki, Cezary Kussyk) prezentujących różne gatunki od komedii plebejskiej po Goldoniego i Moliera. Na tym jed­nak nie kończy się bogaty wybór tea­tralnych konwencji. Bo oto mamy i persyflaż stosowany konsekwentnie przez tytułowego bohatera (Erwin Nowiaszak) i trochę mniej konsekwentnie przez Jadwigę Skupnik (Felicjana) i Ja­nusza Peszka (Vandalino) oraz sła­biutką propozycję Wandy Grzeczkowskiej (Florella, partnerka głównego bo­hatera), która jest jeszcze z innej sztu­ki, raczej współczesnej niż stylowej. Całość zaś podporządkowano rytmowi hiszpańskiej muzyki, w takt której tu­pią wszyscy przez trzy dość długie akty.

Wyobraźmy teraz sobie tych różnych bohaterów, którzy się spotykają w ko­medii Lope de Vegi, typowym dla okresu utworze o amorach i intrygach zakończonych na ślubnym kobiercu. Zbyt sensownego rezultatu to dać nie może. A jeśli już daje, to nie taki, jakiego by sobie życzyli twórcy przed­stawienia.

Rzecz chyba w tym, że reżyser bio­rąc na warsztat "Nauczyciela tańca", założył, iż XVI-wieczna komedia w zbyt skromnym scenicznym kształcie nie przemówi do współczesnego widza. Jest na to rada: jeśli się nie zawierza kla­sycznej dramaturgii i nie znajduje dla niej jednolitego inscenizacyjnego klu­cza, należy spróbować sił w innym re­pertuarze. Zyska na tym i teatr, i widz.

Jest takie znane powiedzenie o grzybach i barszczu. We wczorajszym przedstawieniu było tych grzybów sta­nowczo za dużo. Były za to bardzo piękne ażurowe dekoracje Janusza Tartyłły i mniej piękne kostiumy tegoż scenografa. I aktorka, która moim zda­niem wyszła najbardziej obronną rę­ką z tych komediowych potyczek - Jadwiga Skupnik, stylowa, z wdziękiem, która swoim bardzo ładnie robionym śmiechem niejednokrotnie zaraziła pu­bliczność.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji