Artykuły

"Ballada o Nowej Hucie" w Teatrze Ludowym w Krakowie

- Jeśli w dniu premiery (6 lutego) stanie się na kopcu Wandy, to słońce będzie zachodzić tuż nad kopcem Kraka. To obiekty astronomiczne, które powstały w czasach prasłowiańskich. Rozmowa z Piotrem Waligórskim, reżyserem "Ballady o Nowej Hucie" w Teatrze Ludowym.

Gabriela Cagiel: Co może się zrodzić z betonowej płyty?

Piotr Waligórski: Wydaje się, że betonowa płyta to coś gorszego. Chciałbym w tej Nowej Hucie pokazać coś, co kryje się pod nieatrakcyjną warstwą, czego nie widać gołym okiem. To nie będzie spektakl dokumentalny ani prospołeczny, raczej spektakl-wyobrażenie. To miasto, szczególnie jak jest puste, ma w sobie czar, który sprzyja marzeniom. Wyobraźnia pracuje w nim lepiej niż w miejscach, które z założenia są ładne.

O jakiej porze ten czar działa najbardziej?

- Bardzo wcześnie rano.

I co wtedy się marzy?

- Chciałbym, żeby widzowie pokochali ludzi, którzy tu mieszkają, którzy stąd pochodzą. Żeby oni poczuli się docenieni. Ludzie pędzą, nie mają czasu, żeby się zatrzymać. Czy ktoś, kto siedzi i ogląda przelatujące samoloty czy przejeżdżające pociągi jest gorszy? Nie doceniamy tego, bo ta umiejętność zatrzymania się nie przynosi bezpośredniego zysku. Wydaje mi się, że ktoś, kto umie zafascynować się takimi detalami, ma bogate życie wewnętrzne. Chciałbym właśnie coś takiego magicznego pokazać u moich postaci i dać poczucie widzowi, że wcale nie musi mieć superpracy i wiele posiadać, żeby być interesującym człowiekiem.

To kolejny projekt w Nowej Hucie, który angażuje lokalną społeczność. Zaprosiliście na scenę mieszkańców.

- Udział mieszkańców ma tutaj znaczenie. Na scenie pełnią oni różne zadania. W spektaklu mieszają się jakieś kulty, które przed powstaniem tego nowego miasta mogły tutaj istnieć. Jeśli w dniu premiery (6 lutego) stanie się na kopcu Wandy, to słońce będzie zachodzić tuż nad kopcem Kraka. To obiekty astronomiczne, które powstały w czasach prasłowiańskich. Jeśli dawniej istniały tu jakieś kultury neolityczne, to na scenie te kulty rodzą się na nowo i mieszkańcy uczestniczą w tym rytuale.

Słyszałam, że zaprzyjaźniony z teatrem pan pojawi się w przedstawieniu ze swoim wózkiem, w którym przewozi makulaturę. Coś wyróżnia mieszkańców Nowej Huty?

- Pracowałem z aktorami amatorami przy okazji wcześniejszych projektów. W Łaźni Nowej tworzyliśmy projekt "Tuwim wielopokoleniowy". Mieszkańców Nowej Huty, którzy się angażują, wyróżnia to, że ci ludzie kochają to miejsce.

Po spektaklu "Kochanowo i okolice" i tu pojawi się muzyka na żywo. Sięga pan po peerelowskie hity?

- Szlagiery z lat 70. Z jednej strony są ładne, ale czasami trochę banalne. Założyłem, że trzeba w to uwierzyć. Piosenki wynikają z przebiegu akcji. To bardziej opowieści postaci niż estradowe wykonania.

Spektakl tworzy pan na podstawie "Żywotów świętych osiedlowych" Lidii Amejko i "Kosy, czyli ballady kryminalnej o Nowej Hucie" Hanny Sokołowskiej.

- Na początku zastanawiałem się, jak połączyć odmienny język i czas akcji. Wydarzenia z przeszłości mieszają się w formie wspomnień, a historia z "Kosy" jest bardziej wspomnieniem niż realnym opisem.

Czym będzie ta teatralna "Ballada o Nowej Hucie"?

- To historia Józka Drukarza, czyli właściwie moja opowieść. Wszystko to, co zauważyłem, poczułem, włożyłem w jego usta. To on jest głównym narratorem, który opowiada o dawnych i obecnych czasach - o wampirze, który mordował kobiety, ale też o świętości dostrzeganej w ludziach, niekoniecznie zasługujących na tę świętość.

Pierwsze pokazy "Ballady o Nowej Hucie" odbędą się w piątek i sobotę o godz. 19 w Teatrze Ludowym

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji