Artykuły

Wielka rola w przeciętnej premierze

"Peer Gynt" w reż. Marka Pasiecznego w Teatrze Montownia w Warszawie. Pisze Janusz R. Kowalczyk w Rzeczpospolitej.

Mariusz Benoit wstrząsająco zagrał starego Peer Gynta w inscenizacji dramatu Henryka Ibsena, którą Marek Pasieczny wystawił w dawnym basenie przy ul. Konopnickiej, nowej siedzibie zespołu Montownia

W młodego, buńczucznego Peer Gynta - człowieka o niebywałych aspiracjach, acz w podartych portkach, równie beztrosko okłamującego matkę, jak i bałamucącego dziewczyny - wcielił się Maciej Wierzbicki. Dojrzalsze wcielenie bohatera - eleganckiego lekkoducha, choć silnego władzą, jaką mu dają zdobyte pieniądze - uosabiał Marcin Perchuć. Obaj aktorzy Montowni robili to z czuciem i, charakterystycznym dla tego teatru, ironicznym dystansem do granej postaci.

Jednak dopiero wejście na scenę Mariusza Benoit jako Peer Gynta u kresu życia, wobec perspektywy śmierci, pokazało nam pełny, prawdziwie tragiczny wymiar tej postaci. Człowieka o niespokojnych, oszalałych ze strachu oczach, pokornie skulonego, to znów nerwowo przebiegającego nieporadnym drobnym kroczkiem. Niewymuszony sposób, w jaki udało mu się ukazać położenie bohatera Ibsena, wbija w fotel. Kreacja aktora umożliwiła widzowi utożsamienie się z Peer Gyntem lub przynajmniej zrozumienie go, zwłaszcza w chwili, gdy dokonuje bilansu swego tragicznie nieudanego,, egoistycznego żywota. A kiedy podnosi rozdzierający lament, targując się o kolejną szansę odroczenia wyroku skazującego go na nieistnienie, współczucie staje się udziałem wszystkich na sali. Werdykt wyższych sił, na które Peer Gynt jako śmiertelnik nie ma już wpływu, spowoduje jego pokorne wyciszenie - świadomą rezygnację z nadziei. Nic nie jest w stanie tak oddać w teatrze bezsensu wszelkich starań, jak zapadająca z nagła cisza. I nikt jej od dawna tak umiejętnie nie wywołał, jak Benoit.

Jego charakterystyczne aktorstwo sprawiło, że ujrzeliśmy człowieka z krwi i kości. Rola Benoit to majstersztyk, który każe się zastanowić, czy warto było w przedstawieniu dzielić tę rolę między trzech wykonawców. Wejście tego aktora rozświetliło prowizoryczną estradkę i uczyniło przeciętne przedstawienie teatralnym świętem.

Słowo pisane okazuje się nieporadne dla wyrażenia siły promieniowania aktorstwa Mariusza Benoit. To trzeba zobaczyć. Przeżyć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji