Artykuły

Szarość widzę, szarość

"Ballada o Nowej Hucie" w reżyserii Piotra Waligórskiego w Teatrze Ludowym w Krakowie. Pisze Katarzyna Oczkowska w Teatraliach.

Towarzysze i towarzyszki, mieszkańcy Krakowa, rodacy! Oto masy pracujące zrealizowały zwycięsko i przed terminem śmiały i trudny plan wybudowania nowego pomnika socjalizmu - Nowej Huty. Unieśmy więc jasne czoła w kierunku świetlanej przyszłości, która upływać będzie w rytmicznym szumie maszyn oraz przy dobrym tempie pracy.

Jednak ten, jakże piękny, założycielski mit powstania kultowej dzielnicy (niegdysiejszego samodzielnego miasta!), postanowił zburzyć, niczym jawny polityczny wichrzyciel, Piotr Waligórski. Otóż w "Balladzie o Nowej Hucie" przedstawia on alternatywną wizję socjalistycznego Nowego Jeruzalem. A jeśli już mowa o mieście zstępującym z niebios, reżyser do swojej interpretacji dziejów Nowej Huty (na podstawie książek Lidii Amejko Żywoty świętych osiedlowych oraz Hanny Sokołowskiej "Kosa czyli ballada kryminalna o Nowej Hucie") włącza samego Boga, który jakoby przez przypadek stworzył tę szarą pulpę na obraz i podobieństwo niczego. Bóg Waligórskiego przybiera przy tym postać odpustowego kuglarza. Dwoi się i troi na iście brueglowskim tle, a to wszystko w masce rodem z "Oczu szeroko zamkniętyc". Wraz z tą nutką perwersji pojawia się pytanie - "Na litość boską? Co ma do tego Bóg?".

Najwyraźniej, Najwyższy ma wiele wspólnego z tą malowniczą okolicą. Pokusić się jednak można o stwierdzenie, że swoje dzieło ma w głębokim poważaniu, bo to, co się dzieje w Nowej Hucie, przechodzi ludzkie (i boskie) pojęcie. Przewija się tu również cała armia męczenników oraz świętych (pojawia się nawet święta dziwka, w końcu Nowa Huta musi mieć własną wersję Marii Magdaleny). Ten uświęcony konglomerat skupiony wokół Placu Centralnego i okolic pełni rodzaj zwornika pomiędzy sferą boską a codzienną szarością dnia. Bibułowe skrzydła trzepoczą tuż obok plastikowych kubków pojemnych w trunki. Aż chciałoby się zanucić świąteczny hit: "Kto wie czy za rogiem nie stoją anioł z Bogiem", bo w takiej właśnie przaśnej poetyce rozgrywa się całe widowisko.

Ale piosenki występują nie tylko w domyśle. Nowohuccy bohaterowie śpiewają na scenie szlagiery lat siedemdziesiątych z repertuaru Filipinek czy Anny Jantar. Przyjemne dla ucha nuty i równie przyjemne dla oka dziewczęta w uroczych kostiumach z epoki zakłóca nieco komiczne wykonanie "Jaskółki uwięzionej" Stana Borysa.

W "Balladzie o Nowej Hucie" odnajdujemy całe mnóstwo różnorodnych wątków oraz odniesień. Mamy i seryjnego zabójcę, czyli tak zwanego wampira, grasującego po łąkach i łaknącego młodej kobiecej krwi. Mamy też milicjanta zajmującego się tą przykrą sprawą (oraz wszelkiego rodzaju donosikami). Są również świadkowie, podejrzani, jest i nagminnie łamana godzina policyjna - bo trzeba pamiętać - wzmożona kontrola dźwignią społecznego zaufania. Dla jeszcze większej malowniczości (jakby tej było nie dość) pojawiają się wątki hinduistyczne, a w roli hinduskiego bóstwa występuje karzeł. Nie wgłębiając się w problem Innego (panie reżyserze, słyszał pan o czymś takim?), można tylko powtórzyć tekst z "Birdmana" - "Zdobyłem karłów!".

Żonglowanie formami, które odbywa się w oparach wciąż wypuszczanej mgły (ach! Te teatralne efekty!), ma wymiar, można by rzec, metafizyczny. Dualizm powstały na skutek zestawienia ze sobą rzeczywistości materialnej i nadrealnej zakrawa na roztrząsanie fundamentalnych problemów z zakresu antagonistycznych zestawień typu duch/materia, ciało/dusza. Aż korci, żeby sięgnąć po myśl dekonstrukcjonistyczną. Z wdziękiem pozwoliłaby ona rozbić ten sztuczny twór. Reżyser postawił sobie za cel ukazanie niecieszącej się dobrą sławą dzielnicy jako miejsca z potencjałem (i nie chodzi o ceny nieruchomości). Stworzenie innego niż stereotypowy obraz Nowej Huty, gdzie znaleźć można coś więcej niż zbiorowisko pijaków, biedaków, nieudaczników czy niespełnionych marzycieli. Jednak w próbach tych popadł w jarmarczną deifikację. Głębsze prawdy (a należy pamiętać, że głębia jest kwestią niezwykle subiektywną) przekazywane są w towarzystwie szelestu papierowych skrzydeł, srebrnych i różowych peruk, kadzidła oraz - psyk, psyk - niezawodnej mgły.

W "Balladzie o Nowej Hucie" kompilacja świeckości i świętości serwuje w efekcie końcową modlitwę w intencji dzielnicy. Jest to również modlitwa dziękczynna - za to, że Nowa Huta jest częścią Krakowa, za nowe połączenia tramwajowe. To zabawne i mądre podsumowanie mogłoby być początkiem, a nie końcem. Bo nieprawdą jest, że nieważne jak się zaczyna, ważne jak się kończy. Ale ostatecznie zawsze ktoś może rzucić kontrargumentem, że (pozostając przy PRL-owskiej estetyce) kułaka w oczy kole wspólnie zasiane pole.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji