Artykuły

Grupowy skok do suchego basenu

"Peer Gynt" w reż. Marka Pasiecznego w Teatrze Montownia w Warszawie. Pisze Iza Natasza Czapska w Życiu Warszawy.

Artyści tworzący zespół Montownia mają wreszcie dach nad głową. Znaleźli miejsce na teatr, ale nie znaleźli pomysłu na sztukę.

Wynajęcie od ZHP basenu przy Konopnickiej 6 bardziej niż przed premierą wydaje się teraz aktem desperacji ze strony Montowni.

Ograć basen

Wiadomo, że aktorzy tworzący wyrazistą i wartą własnej sceny trupę przez lata szukali sobie miejsca. Starali się m.in. o przestrzeń w jednej z kamienic przy Foksal, wreszcie trafili na pływalnię.

To miejsce na teatr osobliwe i podniecające wyobraźnię, jednak po pokazie "Peer Gynta" widać, że architektoniczne walory pływalni nie miały dla artystów większego znaczenia. Może będą mieć one znaczenie w przyszłości, na razie jednak zostały tylko ograne, a nie wykorzystane. Na wystawienie "Peer Gynta" bowiem Montownia wraz z reżyserem Markiem Pasiecznym nie znalazła pomysłu.

Oko spod ręcznika

Kiedy wchodzi się do Montowni, zanosi się na miły wieczór. Ustawieni przy wjazdowej bramie na pływalnię, przy drzwiach i na galeryjkach młodzi ludzie współpracujący z teatrem bardzo uprzejmie witają (a na koniec żegnają) widzów.

Przyjemnie zaskakuje zaplecze pływalni, na którym w krótkim czasie powstała szatania i kawiarenka dla publiczności. Ujmuje zaangażowanie, z jakim niewielka grupa ludzi pracuje od paru miesięcy nad tym, by smutne, niszczejące miejsce niegdysiejszych uciech stało się znów przyjazne ludziom.

W niecce basenu skonstruowano widownię składającą się z małych, plastikowych fotelików i scenę z trzech platform. W trakcie spektaklu wykorzystywana jest też galeryjka biegnąca wokół basenu. Sam basen nie ma żadnego znaczenia. Lubiący zgrywę aktorzy Montowni bawią się jedynie najprostszymi skojarzeniami z nim.

Zakładają sobie na przykład na głowę ręczniki, by zagrać Egipcjan w scenie powitania Peer Gynta jako cesarza w zakładzie dla umysłowo chorych w Kairze. Takie momenty puszczania oka do publiczności na wzór kabareciarzy dodatkowo osłabiają i tak wątłą koncepcję przedstawienia. Jest ono dosyć nudnawe. Trudno odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego właśnie po ten zamaszyście nakreślony przez Ibsena poemat sięgnęła Montownia.

Ucho nie zranione

By jednak nie podcinać skrzydeł godpodarzom nowego teatru już od progu, warto zwrócić uwagę na dwa udane elementy spektaklu.

Pierwszy z nich to trafiony dobór aktorów grających gościnnie reprezentantów trzech pokoleń. Aleksandra Górska w roli Ase, matki Peera, przypomina stylem gry, emisją głosu, wyrazistością gestu i twarzy, najlepsze lata polskiego teatru. Nie oglądany od premiery "Stosunków Klary" w Rozmaitościach (2003 rok) Mariusz Benoit, występując w V akcie jako Peer Gynt szukający sensu życia sprawia, że przedstawienie nabiera wysokich lotów. Jest wzruszający, żałosny i komiczny zarazem. Jak za dawnych lat - nie można oderwać od niego wzroku.

Zjawiskowa jest w "Peer Gyncie" Agata Buzek, bardzo subtelnie i oszczędnie grająca porzuconą przez młodego Peera Solvejg. Aktorzy Montowni są dla tej trójki dobrymi partnerami.

Drugim elementem, który ratuje spektakl, jest tłumaczenie Andrzeja Krajewskiego-Boli - potoczyste, dobrze brzmiące, nie raniące ucha nawet poprzez wulgaryzmy. Do sukcesu zabrakło jednak Montowni tak ważnego elementu jak sens.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji