Artykuły

Pusta baśń

Po "Burzy" Warlikowskiego oraz "Morzu i zwierciadle" Grzegorzewskiego, spektakl Kiliana to krok w tył. Jakby artyści z Polskiego nosa z teatru nie wystawiali, żeby sprawdzić, czy tam na zewnątrz coś się czasem przez lata nie zmieniło.

Wbiega młoda, urodziwa dziewczyna i recytuje na­tchniona, jak w szkole uczy­li, tekst Ariela. "Na królewski statek spadłem i siałem płomienistą grozę" - dudni wzniosie. Druga Eichlerów­na. Tyle że powinna być Małgorzatą Lippman i im szybciej nos z Polskie­go wystawi, tym lepiej.

Czar i nadzieja na nowe odczyta­nie "Burzy", oryginalną inscenizację, pryska więc już w pierwszej chwili, a gdy na scenie pojawia się szarpany wichrem okręt i aktorzy gibają się miarowo, że niby statkiem tak rzuca, to już wiadomo, co będzie grane. Bę­dzie grana baśń. Z całym przypisa­nym jej sztafażem, kostiumami z atłasu, kurzem 90-letniej sceny. Baśń, czyli gładź. A pod nią próżno szukać głębszych sensów. Zastąpiła je pełna rozmachu, wysmakowana scenogra­fia Adama i Jarosława Kiliana. Potrza­skane drzewa, teatr cieni, bałwany morskie. Piękne to i naiwne. Tam jed­nak, gdzie u Szekspira mowa o sile miłości, żądzy władzy, sztuce przeba­czania, o pełnej zwątpienia zgodzie na świat, o odchodzeniu i samotno­ści, tam u Kiliana zionie pustką.

W najważniejszych scenach, pierwszej rozmowy Prospera z Mi­randą czy w wielkiej scenie przeba­czenia oprawcom, są tylko puste ge­sty i frazy, które natychmiast zabiera wiatr od morza.

Nie ma w tym spektaklu przyku­wających uwagę ról. Poprawna do mdłości jest Magdalena Smalara ja­ko Miranda, podobnie Kacper Ku­szewski jako Ferdynand. Leszek Teleszyński, Janusz Zakrzeński, Krzysz­tof Kumor z gracją obnoszą szykow­ne wdzianka nic poza tym do spekta­klu nie wnosząc. Jak to możliwe, że nawet w scenie po cudownym ocale­niu, która skrząc się od błyskotliwych, ciętych kwestii, obliczona jest wyraź­nie w tym przedstawieniu na śmiech widowni, tak doświadczeni aktorzy nie są w stanie wywołać u publiczno­ści żywszej reakcji?

Jedyną wyraźnie zarysowaną opo­zycją jest relacja Prospero - Kaliban (Michał Maciejewski). Olgierd Łuka­szewicz zdaje się grać ironicznego, zdystansowanego do wypracowane­go niegdyś idealistycznego świata wartości, inteligenta. Świadomego przegranej wobec obecnej, siermięż­nej i prostackiej rzeczywistości, któ­rej ton nadają ogoleni na zero, agre­sywni jak Kaliban - kibole, blokersi, dresiarze. Nieco to natrętne, ale na tle baśniowej historyjki do przyjęcia. Łamana bez emocji pałeczka Prospe­ra to gest całej generacji, która utra­ciła wiarę w siłę słowa, sztuki, wyż­szość kultury nad naturą. Wypalony, zgorzkniały mag odchodzi boso, w roz­ciągniętym swetrze, z lekturą z mło­dości pod pachą. Nowy wspaniały świat zostawiając Kalibanom.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji