Artykuły

Krystyna Kostrożyńska: Śpiew czasem ratuje życie

Od dziecka wiedziałam, że będę śpiewać. Po 65 latach pracy mówię: - Lubię swoje życie i nie zamieniłabym go na inne.

A Sopranistka Krystyna Kostrożyńska do bogatej kolekcji odznaczeń w zeszłym roku dołączyła Medal Zasłużony Kulturze - Gloria Artis

Zawsze potrafiła cieszyć się chwilą, która... czyniła jej życie piękniejszym.

Oklaskiwana na scenach nieomal całego świata. Bardziej znana za granicą niż w Polsce. Miała wszystko: wielki talent i nieprzeciętną urodę. Mężczyźni ją kochali, publiczność nosiła na rękach. Dziś patrząc na Krystynę Kostrożyńska, aż trudno uwierzyć, że artystka skończyła 85 lat. - Nie, nie wypiłam eliksiru młodości, wypiłam eliksir miłości do pracy, który otwiera oczy na świat, uczy tolerancji - mówi śpiewaczka. - Każdy wiek ma swoje plusy i minusy. Niezależnie od wieku, trzeba wierzyć w siebie, cieszyć się chwilą, wszystkimi codziennymi sprawami - dodaje.

Jako kilkulatka miała Już swoją publiczność

Krystyna Kostrożyńska urodziła się w Zawierciu. Ojciec był konstruktorem maszyn, mama prowadziła dom. - Obydwoje mieli artystyczne dusze. Tata grał na skrzypcach, bałałajce, sam robił instrumenty muzyczne. Mama, bezgranicznie oddana rodzinie, była moim przewodnikiem przez życie. Nauczyła mnie, że warto być porządnym człowiekiem i, jeśli się czegoś bardzo pragnie, to można dotrzeć do wytyczonego celu i zrealizować marzenia - wyznaje.

W dzieciństwie mówiono o niej Shirleyka. Śpiewała, tańczyła, grała na kilku instrumentach, pisała wiersze. Śmieje się, że zadebiutowała w wieku półtora roku. - Wybierałyśmy się z mamą do cioci. Stacja kolejowa oddalona była od domu ponad 2 kilometry. Mama niosła mnie i walizkę. Po drodze spotkałyśmy znajomego księdza, wziął mnie na ręce. Przez cały czas coś mu nuciłam do ucha. - Żebyś tak pięknie na chwałę Bożą śpiewała - powiedział. Już jako kilkulatka miała swoją publiczność.

- Dzieci sąsiadów przychodziły na moje "koncerty" - śmieje się pani Krystyna. - Tatuś przed naszym domem ustawiał ławki i krzesła, a ja śpiewałam patriotyczne piosenki. Takie, których uczyła mnie mama.

O latach okupacji opowiada niechętnie. - Każda polska rodzina ma w swoich sercach pamięć tamtych dni. Była bieda, głód, choroby. Walczyliśmy o przetrwanie. Po wojnie rodzina Kostrożyńskich wyjechała do Wejherowa. Ojciec objął fabrykę wód gazowanych. W 1949 roku pani Krystyna przyjechała do Warszawy. Zapisała się do szkoły muzycznej. - Po przesłuchaniu profesorki ciągnęły losy, która z nich ma mnie uczyć - śmieje się.

Wzięła udział w pierwszych wyborach Miss Polonia

Jej uroda zwracała uwagę. Skoro tak, pomyślała, to weźmie udział w pierwszym po wojnie konkursie Miss Polonia (1957 rok). W konkursie wzięło udział 25 pięknych pań. Krystyna Kostrożyńska co prawda konkursu nie wygrała - Miss została Alicja Bobrowska, wówczas studentka Szkoły Teatralnej w Krakowie -ale miło wspomina tamto "piękne" doświadczenie.

W 1961 roku związała się z Operetką Warszawską. Śpiewała m.in. partię Diany w "Orfeuszu w piekle" Jacquesa Offenbacha.

- Po tej roli Beata Artemska, gwiazda stołecznej operetki, zaprotegowała mnie Barbarze Ko-strzewskiej, która była dyrektorem Operetki Lubelskiej i szukała primadonny - wspomina pani Krystyna. Śpiewała tam rolę Tkngolity w "Balu w Savoyu" Pala Abrahama, była tytułową Roki w operetce Barry'go Connersa i "Panną Wodną" Jerzego Lawiny-Świętochowskiego czy Hrabiną Maricą Imre Kalmana. Śpiewała z orkiestrami filharmonii wrocławskiej, rzeszowskiej, białostockiej. Występowała też na scenach operetkowych m.in.: Austrii, Węgier, Ameryki czy Australii.

- To był wspaniały okres w moim życiu. Gdy występowałam za granicą, dochodziło czasem do zabawnych sytuacji. Polacy chętnie gościli artystów w swoich domach i obdarowywali nas prezentami. Pamiętam wyjazd na tournee do USA w 1970 roku. Miałam w walizce dwa sweterki, dwie pary spodni i ręcznik. Kiedy wracałam do kraju, wiozłam chyba półtonowy bagaż -śmieje się pani Krystyna.

Na szczęście płynęła Batorym, kapitan ją znał i zwolnił z dodatkowej opłaty za nadbagaż. - To wszystko było urocze. W czasie podróży śpiewałam pasażerom najlepiej, jak potrafiłam. Podarowali mi aparat fotograficzny, złotą suknię, czek na 50 dolarów i dwa dyplomy. Do dziś starannie je przechowuję - wspomina.

Czuła się spełniona na scenie, cieszyła się też szczęściem w życiu osobistym. Dziś z uśmiechem wspomina, jak małżeństwo proponował jej ambasador Grecji. - No nie będę skromna, wielu panów chciało się ze mną żenić. Oczywiście nie będę wymieniać nazwisk, choć jedno mogę wspomnieć - rumuńskiego śpiewaka, barytona Dana Iordanescu. Był we mnie naprawdę zakochany.

Po latach mąż jest zupełnie innym panem

Jednak jej mężem został zupełnie inny pan. Henryka Kozuba poznała w 1960 roku. - Po dwóch latach wzięliśmy ślub. Ekonomista o duszy artysty, miał fantazję, poczucie humoru i wdzięk. Pięknie grał na fortepianie, lubił się bawić - wspomina śpiewaczka. - Urodziłam Beatę. Niełatwo jest zachować równowagę między życiem prywatnym a sceną. Chociaż kocham córkę najbardziej na świecie, nie byłam nadopiekuńczą mamą. Za to czas, który spędzałyśmy razem, wykorzystywałyśmy bardzo intensywnie - mówi.

Pani Beata od 28 lat mieszka w Australii. Tam założyła rodzinę.

- Córka ma wiele pasji. Jest poetką, pisze książki. Jej artykuły drukuje australijska prasa - opowiada pani Krystyna.

Małżeństwo z Henrykiem Kozubem nie przetrwało próby czasu. Rozstali się po 7 latach. - Łatwiej nam było przyjaźnić się, niż żyć razem. Związek dwojga ludzi to trudne przedsięwzięcie. Przez pierwsze lata często idealizujemy partnera, z czasem okazuje się, że to zupełnie inny człowiek ze swoimi przyzwyczajeniami, upodobaniami, widzeniem świata - konstatuje śpiewaczka.

Miałam adoratorów, ale wiązać się już nie chciałam

Drugie małżeństwo? - Raz jeszcze byłam zakochana. Moim wybrankiem był pianista Marek Łukaszczyk. Niestety, jego mama była przeciwna naszej miłości. Pewnego razu przyszedł do mnie i powiedział: - Jestem wolny, mama nie żyje. Choć serce mówiło - tak, oburzona nietaktownymi oświadczynami zakończyłam znajomość. A potem nie trafił mi się ktoś, kto dałby mi życiowy spokój, oparcie. Miałam adoratorów, ale wiązać się już nie chciałam. - Czuję się szczęśliwa. Mam przyjaciół, kolegów, albumy pełne zdjęć. Oczywiście, zdarzały się trudne chwile, ale tak w życiu musi być. Jedno wiem na pewno - lubię swoje życie i nie zamieniłabym go na inne.

W 2014 r. Krystyna Kostrożyńska obchodziła jubileusz 65-lecia pracy artystycznej. Uhonorowana została Medalem Zasłużony Kulturze - Gloria Artis.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji