Artykuły

Piękno przepędzone

"Nawozy sztuczne. Dla artystów i sprzątaczek" - genialny tytuł, jak na książkę, którą firmuje Wydawnictwo Literackie - o książce Tadeusza Nyczka pisze Wacław Krupiński w Dzienniku Polskim.

"Nawozy sztuczne" - to cykl felietonów, które Tadeusz Nyczek publikuje w "Dialogu", miesięczniku poświęconym współczesnej dramaturgii.

Nawozi wszystko, co teatralne i okołoteatralne, bo tak naprawdę pisze o życiu. Wszak od wieków wiadomo, że "świat jest teatrem, aktorami ludzie" - a że nie wszyscy na miarę Jerzego Treli, to już inna sprawa.

Sam Nyczek przyznaje, że "nawozy sztuczne" wywiódł z dawnej "Ballady o niespełnionej miłości na terenie magazynu kółka rolniczego" Jacka Kleyffa (wszak i monografię Salonu Niezależnych, kabaretu legendy napisał) - ale może to jakaś ogólna Nyczkowa predylekcja do agrarnych tytułów, wszak inny swój zbiór tekstów teatralnych zatytułował "Polerowanie kartofla". Objawia się w tych tytułach przewrotność autora, który niczym owa para z Kleyffowej śpiewki, całe życie szuka dla siebie miejsca, a szukając, nabiera coraz większego dystansu i pozbawia się złudzeń.

Po latach tak bliskich kontaktów coraz trudniej o entuzjazm. "Dziś teatr - jako pewna zbiorowa idea - jeśli kogoś podnieca, to głównie samych ludzi teatru" - zauważa Nyczek na wstępie. "Teatr współczesny zaczął przypominać już nawet nie supermarket, gdzie stoisko z mrożonymi rybami sąsiaduje z papeterią, z lewej jarzyny, a naprzeciwko płyty DVD. To już krzyżówki, mariaże, związki prawe i nieprawe..." - ocenia w innym miejscu.

I o tym pisze w kolejnych tekstach - o zanikającej urodzie świata, co widać na scenach (także w galeriach, w literaturze). I na widowni jak najbardziej też. Nieprzypadkowo zamyka tom esej "Piękno przepędzone". Po latach bycia widzem, krytykiem, kierownikiem literackim, tłumaczem, wykładowcą, przyjacielem artystów i powiernikiem, wie Nyczek o teatrze wystarczająco wiele, by móc sobie pozwolić na złośliwość, na dosadność sformułowań. Bo Nyczek tak naprawdę pisze o sobie, o spotkaniach z teatrem, z jego ludźmi, o zachwytach i rozczarowaniach.

Wszak wskazywał Gombrowicz w "Dzienniku": o sobie pisz, krytyku, o sobie wiesz najwięcej. A Nyczek zna siebie lat blisko 70, zatem i tzw. życiowej mądrości zdążył nabrać, nie mówiąc o erudycji. Swobodnie wychodzi więc z teatru - a to na stadion narodowy, a to w betonowe czeluście Lichenia, a to w e-rzeczywistość - by obnażać bezguście świata, miazgę pozorów, głupotę naszą powszednią. Słabo ma, wszak pamięta teatr Swinarskiego, spotykał Jana Kotta, Konstantego Puzynę, Martę Fik, Jerzego Koeniga - a teraz coraz częściej dostrzega pustkę. Albo zbyt papierowe dekoracje, pośród których grasują różnej maści hochsztaplerzy, wspierani przez półmafijne układy piszących o teatrze.

A Nyczek to jeden z ostatnich, co to jeszcze poloneza wodzą, acz wie, że i tak coraz bardziej dudni disco polo. I jeśli nawet nie wierzy w tamtego świata ocalenie, to chce go jeszcze, opisując, zatrzymać.

Tadeusz Nyczek, "Nawozy sztuczne. Dla artystów i sprzątaczek" Wydawnictwo Literackie

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji