Artykuły

Hermetyczna magia regionu

Kilka dni temu ukazał się felieton warszawskiego recenzenta, w którym w krótkich żołnierskich słowach zamienił on adaptację "Sońki" Karpowicza w wykonaniu wspomnianego teatru w - cytuję - "żałość", czym wywołał oburzenie lokalnego środowiska, co nie dziwi, gdyż spektakl dla tegoż wydaje się ważny i mówiący istotną dla regionalnej świadomości prawdę - pisze w Gazecie Wyborczej - Białystok profesor Dariusz Kiełczewski.

Od jakiegoś czasu na schodach przed teatrem im. Węgierki stoją białe niedźwiedzie z kartonu. Bez wątpienia jest to nawiązanie do najpopularniejszego stereotypu na temat Białegostoku i okolic, a mianowicie, że jest to miejsce, gdzie białe niedźwiedzie chodzą po ulicach. Nikt chyba nie przewidział, że w pewnym sensie słowa te okażą się prorocze.

Otóż kilka dni temu ukazał się felieton warszawskiego recenzenta, w którym w krótkich żołnierskich słowach zamienił on adaptację "Sońki" Karpowicza w wykonaniu wspomnianego teatru w - cytuję - "żałość", czym wywołał oburzenie lokalnego środowiska, co nie dziwi, gdyż spektakl dla tegoż wydaje się ważny i mówiący istotną dla regionalnej świadomości prawdę. Wyszło więc, że nawet w dziedzinie teatru jesteśmy białymi niedźwiedziami, niepotrafiącymi przygotować przyzwoitej sztuki. Dziwnie się to nakłada na dość pechowe losy ostatniej powieści Ignacego Karpowicza, pochwały, wobec której zdają mi się pisane niejako z rozpędu i czuję w nich ton dalekiego echa lekkiego rozczarowania, że autor zajął się rzeczą może ważną dla własnej tożsamości, ale raczej mało uniwersalną, zbyt regionalną To mnie niepokoi, gdyż z mojej perspektywy jest to jego książka bodaj najważniejsza. O ile mi wiadomo, nie jest ona jednak nominowana do nagrody Angelusa, choć pasuje idealnie. Na ogół nie wymienia się jej też jako książki należącej do grupy najściślejszej krajowej czołówki ubiegłego roku. Może się to zmieni, mam nadzieję, lecz nie wyczuwam tak silnych pozytywnych emocji jak przy dwóch poprzednich powieściach.

Nasz region próbuje się promować przez różnorodność kulturową etniczną i religijną. Jestem wielkim zwolennikiem tego pomysłu, ale sukcesy jak dotąd wydają się powierzchowne. Co gorsza, w sferze kultury, zwłaszcza pisanej , wychodzi to wręcz słabo. W ostatnich latach ukazała się spora liczba książek o podlaskiej tożsamości, które zostały docenione i przedyskutowane w regionie, ale nie udało im się poza region przedostać. Stało się tak, mimo że są to książki niebłahe i ważne, w żadnym wypadku nie słabsze niż propozycje z innych regionów, którym udało się wejść do ogólnokrajowego literackiego obiegu. Nie zaistniała w powszechnej świadomości magiczna proza Michała Androsiuka, nie udał się podbój kraju przez książki Jana Kamińskiego wpisane i w region, i w miasto, i oddające chwilami bardzo trafnie ich nastrój. Nie przebiła się też książka o powojennej świadomości i (jeszcze bardziej) języku Białegostoku napisana przez Krzysztofa Gedroycia. Wszystko są to rzeczy dobrze napisane, podejmujące ważne kwestie, dające nasz wiarygodny obraz, ale okazało się, że nie osiągnęły sukcesu, na który moim zdaniem zasłużyły.

Wygląda to tak, jakby nasza regionalna świadomość była zbyt hermetyczna, na tyle odległa od głównego nurtu życia i codziennych problemów innych, że stała się jakby za bardzo egzotyczna. Na to miejsce wchodzi zaś cepeliowska wersja Podlasia trochę z trylogii Jacka Bromskiego: poczciwi niezdarni policjanci, groteskowi prowincjonalni politycy, nieudaczni inwestorzy i tchórzem podszyty ukraiński gangster. A do tego ponury cień rasizmu (wystarczy sprawdzić, gdzie dzieje się akcja "Idy"). No i teatr, który ma czelność robić spektakle o tożsamości regionu, w którym działa, zamiast wystawiać sztuki modnych awangardzistów i skandalistów. Tak, jakby ten obraz ludziom z zewnątrz wystarczał i nie potrzebowali niczego więcej.

A może jest jeszcze inaczej? Może jest po prostu tak, że budując strategię rozwoju (także w oparciu o wieloetniczność) zapomniało się, że integralną częścią tej strategii powinna być spójna oferta i polityka kulturalna, ponieważ promować się można i trzeba także przez kulturę. Wypadałoby pokazać w pełnym świetle na przykład regionalną literaturę i powiedzieć: "zobaczcie, tacy jesteśmy naprawdę, nasz świat jest równie różnorodny i ciekawy jak inne, żeby poznać to, co jest ważne i nieznane, można czytać nas, niekoniecznie tylko powieści Stasiuka o Rumunii i innych krainach, które są przecież odległe, a my jesteśmy tuż obok". Może więc trzeba zebrać siły? W pojedynkę i przypadkiem (tak jak teraz) trudniej działać, a i ryzyko, że kolejny zarozumiały felietonista nas zaatakuje, jest większe. Skoro samorządy wspierają przedsiębiorców, dlaczego nie wspierać twórców?

Nasz region próbuje się promować przez różnorodność kulturową, etniczną i religijną. Jestem wielkim zwolennikiem tego pomysłu, ale sukcesy jak dotąd wydają się powierzchowne. Co gorsza, w sferze kultury, zwłaszcza pisanej, wychodzi to wręcz słabo

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji