Czas i teatr
RZEDSTAWIENIE "Cmentarzy" wg Marka Hłaski z Teatru Nowego w Poznaniu zamknęło blisko dwutygodniowy maraton scen krajowych. "Cmentarze" zrealizowała dla teatru Izabella Cywińska. Gdyby nie ona - pewnie zrobiłby to ktoś inny - taki jest w nas dzisiaj głód rozrachunku z niedawną przeszłością. Tylko podczas XIX obecnych Warszawskich Spotkań Teatralnych aż w 5 (na osiem prezentowanych) spektaklach obecny był w tle portret Stalina.
"Cmentarze" - powieść, która stała się wyrokiem pieczętującym emigracyjny los Marka Hłaski, poddała się łatwo publicystycznej redakcji Cywińskiej. Oto człowiek w trybach bezdusznej machiny, bezwolny, kierowany strachem, degradowany w życiu i pozbawiony godności osobistej. Oto - pisano - polski Franciszek K. jak z "Procesu" Kafki, oto Hiob z moralitetu. Być może można zastosować i taka optykę - dopisuje ona pożądana głębię spektaklowi i tej prozie. Czy jednak nie na wyrost?
Spektakl poznański jest żmudnym powtarzaniem dość naskórkowych prawd o prawdziwej tragedii epoki i tysięcy jednostkowych losów. Ilustrując prozę Hłaski, skazuje się na wymiar groteski. Tym bardziej, ze dziś wiemy już nieco więcej i o mechanizmach rządzących tamtymi laty, i o ofiarach, i o katach....
Przykład tego spektaklu, niezbornie granego, nużącego swoją przykrą mrocznością, potwierdza jedno: niedostatek sprawy, tematu w teatrze polskim. Ten głód był widoczny podczas spotkań, znamienny - choćby fascynacją radziecką literaturą, odkrywającą tragizm i śmieszność nieodległej historii. Okazało się to, co dobrze wiemy, że teatr tak samo nerwowo jak widz czeka na Polaków dialog własny, na rozmowę porządkującą chaos moralny i ideowy ostatnich dziesięcioleci. Dobrze, że pojawił się "Portret" Mrożka, dobrze, że jest "Sztuka konwersacji" Brandysa. Ale czy to nie dziwne, że potrafili sięgnąć po pióro tylko pisarze emigracji? W kraju szuflady są puste!
Tego typu refleksji po bujnych, może ponad miarę rozgadanych XIX Spotkaniach nasuwa się wiele. Nie jest prawdą, że potwierdziły kryzys teatru polskiego, pokazały tylko bezradność w poszukiwaniu drogi.
Będziemy pytać pewnie przez wiele tygodni, powtarzając jak co roku: czy spotkania stały się rzetelną reprezentacją polskiej sceny dnia dzisiejszego? Czy odzwierciedliły prawdziwą geografię teatralną kraju? Czy stały się inspiracją a może już tylko łabędzim śpiewem polskiego teatru?
Każdy ma już swoją gotowa odpowiedź. Od nich wszystkich ważniejsze wydaje się to, że znowu możemy toczyć spory o teatr. Że brudną szarzyznę degradowanej codzienności potrafi rozniecić nawet tak cherlawe światło sztuki. To - wbrew pozorom - bardzo wiele w dzisiejszych czasach.