Artykuły

Dramat egzystencjalny czy groteska?

Wiadomo, jak ważna dla właś­ciwego odczytania utworów pi­sarza jest ich chronologia, wza­jemna relacja, tzw. immanentna optyka twórczości. Dzięki niej le­piej można zrozumieć tę literaturę, jej znaczenie historyczne i miejsce, jakie zajmuje wśród współczes­nych. Taka optyka w przypadku pisarstwa Marka Hłaski była właściwie w Polsce niemożliwa. Przed wyjazdem na stypendium do Paryża opublikował ledwie tom opowiadań i fragmenty pro­zy w czasopismach. Wykreowany przez środowisko i krytykę na idola pokolenia, przyjął tę rolę chętnie. Według jego opowiadań nakręcono trzy filmy - "Pętlę", "Bazę ludzi umarłych" i "Ósmy dzień tygodnia". Przez blisko trzy­dzieści lat, do czasu opubliko­wania przez Czytelnika "Utworów wybranych" (1985), Hłasko był pi­sarzem zakazanym albo oficjal­nie nie istniejącym. A przecież pisał, obłożone w gazetę poja­wiały się w domach szare tomy paryskiej edycji - "Piękni dwu­dziestoletni", "Cmentarze", "Następ­ny do raju" i inne; utwory Hłas­ki krążyły wśród wyznawców jego legendy. Ta rosła i ogrom­niała, przedwczesna i nagła śmierć stała się jakby jej uko­ronowaniem i - jak słusznie wszyscy podkreślają - legenda przysłoniła dzieło.

Teatr, podobnie jak w przy­padku Gombrowicza, najwcześ­niej przełamał zakazy cenzury. Poprzez scenę Hłasko wszedł znów do oficjalnego obiegu kul­tury. W latach 1981-1988 odby­ło się kilkanaście premier we­dług jego utworów, począwszy od "Chamsinu" w Teatrze Polskim w reżyserii Kazimierza Dejmka, przez łódzkie spektakle "Pięknych dwudziestoletnich" (reż. Andrzej Czerny) i "Nawróconego" (reż. Ja­cek Zembrzuski), opolskie "Brud­ne czyny" (reż. Jan Nowara), wro­cławskie "Palcie ryż każdego dnia" (reż. Bogusław Jasiński), "Nawró­conego w Jaffie" w reżyserii Je­rzego Jarockiego ze studentami krakowskiej PWST i w wykona­niu aktorów warszawskiego Tea­tru Powszechnego w reżyserii Ja­na Buchwalda, po telewizyjny montaż opowiadań - "Port prag­nień".

Żadne z tych przedstawień nie stało się jednak wielkim wyda­rzeniem, nie dorównało ani le­gendzie Hłaski, ani jego dziełom, które niestety z przyczyn nieza­leżnych od autora ani twórców teatralnych minęły się ze swoim czasem. Jest to dla recenzenta sytuacja szalenie kłopotliwa, po­nieważ z jednej strony ten ak­tywny proces przywracania na­leżnego miejsca utworom Hłaski godzien jest szacunku i uznania - oto wreszcie dzieje się to, co powinno stać się już dawno. Z drugiej, trudno nie wyrazić głoś­no tego, co wszyscy widzą, że utwory Hłaski, poza nielicznymi wyjątkami, nie wytrzymują pró­by sceny, mimo najlepszych chę­ci i pracy ludzi teatru.

Przykład ostatni - "Cmentarze" w reżyserii Izabelli Cywińskiej - jest jednym z bardziej wy­mownych. Cywińska zdecydowa­ła się wystawić utwór szczegól­ny. ("Cmentarze" wystawiono już przed kilku laty w krakowskiej Bagateli.) Wiadomo, że Hłasko pisał tę mini-powieść w latach 1955-57, fragment opublikował w pierwszym numerze "Kulis", re­sztę skonfiskowano. Całość wyda­na została po raz pierwszy w Paryżu, co wywołało w kraju liczne ataki na pisarza i stało się powodem emigracji, przyczy­ną osobistej tragedii pisarza. "Cmentarze" okazały się solą w oku ówczesnych zarządców kultu­ry, utworem, który podzielił je­go twórczość na krajową i emi­gracyjną. Zatem za doprowadze­nie do tej premiery należy się Cywińskiej uznanie. Trzeba też powiedzieć, że zrobiła inteligen­tną, zwartą adaptację powieści, eliminując z niej wątki poboczne i sentymentalne, które mogłyby rozbić główny nurt akcji scenicz­nej. W zwartej plastycznie i czy­telnej scenografii Pawła Dobrzyckiego (nieskazitelnie białe, "świe­tlane" drzwi schodów dygnita­rza kontrastujące z ponurym, zrujnowanym miastem) próbowa­ła pokazać dramat egzystencjal­ny polskiego Kowalskiego, everymana lat pięćdziesiątych. Błahe wydarzenie - piosenka śpiewana po wyjściu z knajpy - wywołuje lawinę wydarzeń pozwalających wykazać bohaterowi ideową gor­liwość, ale też scharakteryzować stan dusz i umysłów jego współ­czesnych, co doprowadza go do fatalnego końca. Zostaje wyklu­czony ze społeczeństwa, w którym nie można żyć indywidualnie, tylko, jak wszyscy, społecznie i ideowo.

Przedstawienie Cywińskiej przygotowane z renomowanym zespołem aktorskim, który speł­nia wyznaczone zadania z prze­konaniem, precyzją i stosując od­powiednie do tych zadań środki aktorskie, budzi pewne wątpli­wości natury pozaartystycznej. Kulminacyjną w przedstawieniu jest scena zebrania partyjnego, na którym pryncypialnie zostaje potępione postępowanie bohate­ra. W inscenizacji Cywińskiej została ona rozegrana niemal ka­baretowo, przy czym razi mnie tu nie brak klasycznej jedności stylu i konwencji. Ale skoro wi­downia śmieje się z uczestników zebrania (a tak jest), to tym sa­mym reżyser odbiera mu grozę, pozbawia bohatera dramatyzmu. Dramat bohatera, zawieszam na chwilę kwestię, czy jest on po­stacią bardziej groteskową, czy bardziej tragiczną, polega na tym, że za wszelka cenę chce się z tym światem zjednoczyć i nie odczuwa ani jego śmieszności, ani grozy. Dlatego jest grotesko­wy, śmieszny i tragiczny jedno­cześnie.

I drugi przykład: scena z rzeź­biarzem produkującym popiersia Stalina dla strzelnicy. Jeśli - jak w przedstawieniu - mają one metr wysokości, to ośmieszają postać plastyka (Janusz Micha­łowski), nie ma tu elementu gro­zy, zawartego w tekście "Cmen­tarzy".

Rozumiem tu Cywińską, która żyje w 1988 roku i wraz z ca­łym społeczeństwem, zwłaszcza w ostatnich latach, do czego się pu­blicznie przyznaje, przeszła ogromną ewolucję świadomości. Świadomość ta nie pozwala już myśleć po staremu, czyli nie po­zwala np. świata przedstawione­go "Cmentarzy" traktować inaczej jak nierzeczywistości czy grotes­kowej wizji. A przecież wiado­mo, że stalinizm przez wiele lat był naszą rzeczywistością i nie skończył się wraz ze śmiercią jego twórcy. Wszyscyśmy z niego i nim pokaleczeni, jak powiada słusznie Mrożek w "Portrecie".

Zderzają się w poznańskim przedstawieniu dwie optyki, dwa sposoby widzenia stalinizmu. Z jednej strony jest to próba zoba­czenia go jako egzystencjalnego dramatu jednostki (tu niezupełnie przekonująco reżyserka dopisuje Hłasce Kafkowskie powinowac­twa). Z drugiej zaś strony jest to próba spojrzenia na stalinizm jako pewien absurd, groteskę, co jest słuszne z dzisiejszego punktu widzenia, ale chyba nie z pers­pektywy samego utworu. Autor był zresztą świadom jego niedo­skonałości: "...opowiadanie dziecinne i nieudane; ale postanowi­łem zbudować je na faktach au­tentycznych, gdyż jeszcze wte­dy nie wiedziałem, że w pro­zie liczy się nie fakt, a tylko prawdziwe zmyślenie". Ale chy­ba ważniejsze jest to, że pisząc "Cmentarze" nie posługiwał się tak świadomie warsztatem pisarza, jak w ostatnich utworach, i roz­liczał się ze światem stalinizmu niezwykle serio, i to w konwen­cji dramatycznej raczej niż gro­teskowej. Wówczas był to akt niezależności myśli, za którą tak drogo zapłacił.

Dzisiejsza optyka dopisuje mu te groteskowe wizje, bo to dziś tak postrzegamy stalinizm, bo zmieniły się czasy, bo przeczy­taliśmy parę książek wciąż nie­oficjalnie wydawanych pisarzy polskich i radzieckich ujawnia­jących straszne prawdy, przy któ­rych "Cmentarze" są łagodnym opowiadaniem, bo nie wyobraża­my sobie już na serio takiego zniewolenia umysłu przez jaką­kolwiek ideologię, bo czytaliśmy wspaniały "Żart" Kundery, książkę opartą na podobnym pomyśle la­winy zdarzeń wywołanych jakby niechcący, ale jakże świadomie napisaną itd., itd. Słowem, na­sza - widzów i twórców - świadomość wolności i zniewo­lenia, historyczna wiedza o sta­linizmie, jego mechanizmach i kulisach jest dziś o wiele więk­sza niż zawarta w utworach, które wystawiamy i oglądamy. Dzięki tej świadomości społecz­nej Hłasko znalazł się w oficjal­nym obiegu kultury, ale też w imię tej świadomości nie można jego "Cmentarzy" w poznańskim teatrze potraktować jako obja­wienia czy wydarzenia. Jest to tylko dług społeczny spłacony pisarzowi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji