Stalinowskie piekło Franciszka Kowalskiego
Izabella Cywińska, w swojej karierze reżyserskiej, ma kilka inscenizacji ostro penetrujących sferę, najbardziej aktualnych w danym momencie, zjawisk społeczno-politycznych. Do reprezentatywnych dla tego trendu jej działalności zaliczyłbym przedstawienia: "Turonia" Żeromskiego, "Wiernych blizn"' Grzymkowskiego, "Łaźni" Majakowskiego, "Oskarżonego czerwca" i "Wroga ludu" Ibsena. W "Turoniu" - wbrew oficjalnej propagandzie o moralno-politycznej jedności narodu - Cywińska starała się zwrócić uwagę na korzenie rzeczywistych, głębokich podziałów w społeczeństwie polskim lat pięćdziesiątych. W "Wiernych bliznach" pokazywała zakłamanie komunisty. W "Łaźni" usiłowała - zacytujmy tu własne jej słowa - "przywrócić rzeczywisty sens - zdewaluowanemu przez gierkowszczyznę - słowu socjalizm". W "Oskarżonym czerwcu", wypowiadając się o wydarzeniach poznańskich z 1956 roku, wypowiadała się również na temat politycznych mechanizmów zatajania prawdy. Inscenizując "Wroga ludu" przywracała świeżość - lekceważonej przez zwolenników eksponowania w teatrze archetypalno-symbolicznej warstwy dramaturgii autora "Upiorów" - publicystycznej warstwie utworu. A jeszcze jedna inscenizacja, którą musimy wpisać na tę listę powstała w roku bieżącym. Mam oczywiście na myśli wystawione ostatnio przez Izabellę Cywińską, we własnej adaptacji, w poznańskim Teatrze Nowym, "Cmentarze" Marka Hłaski.
"Cmentarze" najpierw fragmentarycznie drukowała prasa społeczno-kulturalna, później, w roku 1958, opublikował je polski Instytut Literacki w Paryżu. Pełne krajowe wydanie powieści ukazało się dopiero w roku 1986, w czytelnikowskim drugim tomie "Utworów wybranych" Hłaski. "Cmentarze" - to jedna z pierwszych w naszej literaturze prób otwartego rozliczenia się ze stalinizmem, dziś, kiedy fala krytyki epoki stalinowskiej (po okresie gierkowskim w Polsce i breżniewowskim w ZSRR) powraca, można by również przypuszczać, iż proces ów kreowanej w utworze Hłaski wizji rzeczywistości - przydaje znaczenia. Ale czy rzeczywiście przydaje? Nie trudno tu również i o wątpliwości. Rzecz w tym, że ocierający się w wielu momentach o okrutną groteskę powieściowy obrachunek Hłaski ze stalinizmem, mimo wszystko, nie jest jednak nadmiernie głęboki, że często ślizga się po powierzchni zjawisk.
"Cmentarze" były gwałtownie krytykowane; zarzucano im antykomunistyczne paszkwilanctwo; Artur Sandauer w prozie Hłaski postrzegał socrealizm na odwyrtkę - zamianę różowego optymizmu na czarny pesymizm. A - co więcej - również i sam pisarz nie był zadowolony ze swej powieści, o czym zresztą lojalnie - drukując szkic Marka Pieczary: "Cmentarze małej Apokalipsy" - informuje program poznańskiego spektaklu. W szkicu natykamy się na passus następujący: O Cmentarzach (...) autor wyrażał się z dystansem: "(...) opowiadanie dziecinne i nieudane; ale postanowiłem zbudować je na faktach autentycznych, gdyż jeszcze nie wiedziałem, że w prozie liczy się nie fakt, a tylko prawdziwe zmyślenie". Otóż prawdziwe zmyślenie jest w sztuce niczym innym jak uogólnieniem czy metaforą: jest tym, co syntetyzując - jednocześnie rozszyfrowuje, wyjawia istotę świata przez sztukę przedstawianego. Powstaniu "Cmentarzy" towarzyszy pewien paradoks. W tym samym czasie kiedy, z powodu ich napisania, Hłasko po wyjeździe z Polski przeobraził się w przymusowego emigranta, w krajowej sztuce stalinizm atakowano nadal. Atakowano posługując się kamuflażem aluzji, czy też historycznego kostiumu, lecz w sposób bynajmniej nie powierzchowny. W teatrze rzecz spełniała się między innymi za pośrednictwem inscenizacji utworów Franza Kafki, "Urzędu" Brezy, szekspirowskich kronik.
Przypominam o tamtych inscenizacjach, bo okazuje się, że adaptując na scenę "Cmentarze" - powieść mówiącą o stalinizmie wprost - do ustanowionej przez owe inscenizacje teatralnej tradycji powraca również Cywińska. Powraca zarówno w modelowaniu opartego o utwór Hłaski scenariusza, jak i już w samej teatralnej formie spektaklu. Peregrynacjom bohatera "Cmentarzy" Franciszka Kowalskiego, usiłuje nadać właśnie wymiar kafkowskiego koszmaru. Odrzuca wiele z zawartych w powieści obserwacji, o charakterze reporterskim, zaoszczędza widzowi śledzenia powikłań w rodzinnym życiu Franciszka, ogranicza rozbudowany w powieści realizm szczegółów, stara się oprzeć o te elementy hłaskowskiego ujęcia rzeczywistości, które dawałyby w teatrze nadzieję stworzenia wizji symboliczno-parabolicznej. Ale adaptatorskie zabiegi Cywińskiej okazują się nie za bardzo skuteczne. Odkrywanie przez teatr istotnych cech stalinowskiego systemu w proroczej optyce prozy Kafki było jednak zajęciem znacznie prostszym, niż próba wpisania w kafkowską poetykę, dla poszerzenia metaforycznego widnokręgu spektaklu, bezpośrednio antystalinowskiej powieści Hłaski.
Franciszek Kowalski - zaangażowany członek partii, z której wyrzucają go za rzekome, dokonane na fali alkoholowego rauszu, oprotestowanie stalinowskiego społecznego status quo - szuka pociechy u swych współtowarzyszy broni z czasów okupacji, jak i on komunistów. W przedstawieniu Cywińskiej Franciszek owe poszukiwania odbywa w przestrzeni ogarniętej posępnymi, zbudowanymi z granitowych bloków, murami; w głębi sceny, w granitowej ścianie, oglądamy trzy pary drzwi - fasadę sanktuarium władzy. Kamienne mury wspierają belki; od strony kulis porozwieszano workowate zasłony, za którymi mieszczą się gniazda nędzy. Franciszek - Kowalski (Jerzy Stasiuk) odnajdując w tym skamieniałym świecie dawnych przyjaciół, odnajduje ludzkie wraki. Odnajduje osobników zniszczonych przez system, który - natchnieni ongiś ślepą wiarą - także i oni sami tworzyli. Jest w owym obrazie wiele okrucieństwa, ale w sumie do wizji kafkowskiej to mu jednak daleko.
Wizyjna siła oddziaływania prozy Kafki polega na tym, że każdy szczegół świata tworzonego przez Kafkę jest równocześnie konkretem i symbolem. W "Cmentarzach" - aby osiągnąć wrażenie porównywalności perypetii Franciszka Kowalskiego, w społeczeństwie zdegradowanym przez stalinizm, z paraboliczną symboliką alienacyjnego procesu jakiemu u Kafki ulega na przykład Józef K. - Cywińska z fabularnej warstwy utworu wyeliminowała wiele realiów właśnie dlatego, że - z punktu widzenia kreowania znaczeń symboliczno-metaforycznych - są one nie nośne. Starała się je zastąpić, sugerującym jaskrawo antyhumanizm stalinowskiego systemu, sztafażem umownych znaków teatralnych. W rezultacie uzyskała atoli również pewne efekty niepożądane. W spotykającym głównego bohatera utworu moralnym, życiowym i światopoglądowym upadku, podkreśliła analogizujący ówże upadek z losami postaci kafkowskich, motyw wędrówki, ale - redukując realia społeczno-obyczajowe - uwydatniła zarazem fabularny schematyzm powieści i marionetkowość występujących w niej ludzkich figur.
Więc, mimo wszystko, w serii społeczno-politycznych przedstawień Cywińskiej, "Cmentarze" są raczej słabszym spektaklem. Przynoszącym obraz szkicowy, pozbawiony pełni. Bardzo wiele o stalinowskiej epoce dowiadujemy się dzisiaj z publikacji prasowych, dokumentów, wypowiedzi historyków. W tym nowym kontekście, tortury stalinowskiego piekła Franciszka Kowalskiego, nawet przy próbach przydawania im kafkowskich ingrediencji, szokując emocjonalnie, wywołują zarazem zawód. Poczucie jałowości rodzi się, gdy - już po wyjściu z teatru - zaczynamy zastanawiać się nad ich siłą komentatorską, nad bezradnością uzyskanej w teatrze wizji wobec, odsłaniającej się dziś coraz bardziej jaskrawo, całej złożoności mechanizmów rozwoju i późniejszego upadku stalinizmu.