Artykuły

Lubię, gdy sztuka mnie przeczołga

O tym, kto chodzi do teatru, jaki jest statystyczny widz Ewa Mazgal rozmawia w Gazecie Olsztyńskiej z Piotrem Filipowiczem, wicedyrektorem teatru im. Stefana Jaracza.

Panie Piotrze, jaka była pana droga do teatru? Chyba nieoczywista, bo zaczął pan od studiowania politologii na UWM?

- Tak. Teatr to trochę dzieło przypadku. Kiedy przyjechałem z Płocka do Olsztyna na studia, jedynym moim kontaktem byli znajomi studenci Studium Aktorskiego i Teatr Jaracza był siłą rzeczy jednym z moich przystankóww Olsztynie, szczególnie Scena Margines, która rozpoczęła działalność pod kierownictwem Roberta Mrozowicza. Po jego śmierci (zmarł w 2004 r. - red.) zostałem poproszony o przyjacielską przysługę przy spektaklu "Animowanie". Pomysł inicjatywy oddolnej, pozainstytucjonalnej mnie, młodemu człowiekowi, bardzo odpowiadał. Wówczas był to teatr kierowany do młodego widza, szukającego mocniejszych wrażeń na scenie i czegoś nowego w Olsztynie. W grupie znajomych i przyjaciół, choć oczywiście pod auspicjami teatru, zaczęliśmy przygotowywać spektakl "Dragi" według Witkacego.

Jak Olsztyn wypada w porównaniu z Płockiem?

- W Płocku jestem teraz rzadkim gościem. Ale kiedy z niego wyjeżdżałem na studia, Olsztyn na tle Płocka wypadał rewelacyjnie.

Może pan powtórzyć?

- (śmiech) Olsztyn wypadał rewelacyjnie. Ale kiedy teraz odwiedzam Płock... Zresztą nie trzeba go odwiedzać, żeby o nim usłyszeć, bo jest tam kilka naprawdę dużych imprez. Z tym że Płock leży na Mazowszu, czyli w najbogatszym regionie Polski, ma też tę właściwość, że ma w sobie duże dziecko. Wystarczy spojrzeć na Google Maps, by zobaczyć, że zajmuje jedną trzecią jego powierzchni. To rafineria. Ten olbrzymi zakład karmi większość mieszkańców Płocka i jest sponsorem strategicznym wielu przedsięwzięć artystycznych.

Jakie są sztandarowe płockie imprezy?

- Na pewno jest to Reggae Land, na pewno Audioiwer, festiwal nowej muzyki elektronicznej, który można porównać do Sacrum Profanum w Krakowie. Byłem na pierwszej edycji płockiego festiwalu, który wtedy nazywał się Astigmatic i pamiętam informację, że fani z Berlina jadący do Płocka utknęli w Kutnie. Płock jest nadal fatalnie skomunikowany z resztą świata.

To nas z Płockiem łączy.

- Transport kolejowy w Olsztynie jest na lepszym poziomie. Przez Płock przejeżdżają głównie pociągi towarowe, a nie osobowe. Podróż pociągiem do Warszawy trwała, jak pamiętam, około 5 godzin. A to tylko 100 kilometrów.

W naszym teatrze na stanowisku wicedyrektora pracuje pan od lata ubiegłego roku. Jest pan menedżerem. Z tego, co wiem, teatr nie narzeka na frekwencję. Bywam nie tylko na premierach, ale na spektaklach już granych i widziałam, że sala jest wypełniona. Czy to znaczy, ze nie macie z publicznością problemów?

- Oczywiście, że mamy. Nie jest tak, że bilety są wyprzedawane na dwa miesiące przed premierą. Olsztyn i jego mieszkańcy, a tym bardziej ich portfele, nie są z gumy. Ale z frekwencji jesteśmy zadowoleni.

Czy wiemy, jaki jest statystyczny olsztyński widz? Z moich obserwacji wynika, że jest kobietą w średnim wieku.

- Widz rzeczywiście przede wszystkim jest kobietą. Ale 84 proc. Polaków w ogóle nie chodzi do teatru, 16 proc. bywa w nim raz w roku. W tych 16 proc. mamy 2 proc, które chodzą częściej niż raz. Wydaje się, że są to dane zatrważające...

A nie?

- Teatr zawsze był postrzegany jako miejsce elitarne. Do teatru wypada odpowiednio się ubrać i odpowiednio zachowywać.

To prawda. Teatr to nie kino z popcornem, gdzie można spokojnie odebrać telefon.

- W kinie aktorom to nie przeszkadza, w teatrze na scenie występują żywi ludzie.

Przychodzą do was licealiści i studenci?

- Ogólnopolskie badania pokazują, że widzem teatru jest młody człowiek między 24. a 39-rokiem życia. W Olsztynie tego nie widać. Brakuje, i to od dawną przede wszystkim studentów. I nie tylko teatrowi. Mam wrażenie, że kultura studencka w Olsztynie kuleje.

Jaki pan lubi teatr?

- Nie przepadam za komediami. Bardzo lubię być "przeczołgany" i to nie tylko jeżeli chodzi o teatr, ale też o muzykę, sztuki plastyczne czy film.

Czyli wielogodzinna inscenizacja "Dziadów" Michała Zadary we Wrocławiu jest jak najbardziej dla pana?

- To by mnie zainteresowało.

W listopadzie Teatr Jaracza obchodzi 70-lecie sceny polskiej. Co przygotowujecie na jubileusz? Coś fajnego?

- Będzie to spotkanie na Scenie Kameralnej z polskim mistrzem literatury.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji