Artykuły

Polska w Wenecji, czyli jak "Halkę" na Haiti wystawiono

Goście tegorocznego Biennale Sztuki w Wenecji w pawilonie polskim zobaczą opowieść o walce klas. A dokładnie: polską operę narodową, "Halkę" Moniuszki, wystawioną i zarejestrowaną w górach na Haiti.

Główny kurator rozpoczynającego się 9 maja Biennale, Nigeryjczyk Okwui Enwezor, postanowił, tak jak wielu w ostatnich latach, na nowo odczytać "Kapitał" Marksa, który ma stanowić teoretyczne tło wystawy głównej "All the World's Futures". Projekt "Halka/Haiti" tylko pozornie odbiega od tematu.

W Biennale weźmie udział aż 89 krajów, każdy z nich w tzw. pawilonie narodowym.

- Wenecki festiwal jako jeden z ostatnich w świecie sztuki posługuje się olimpijską kategorią narodowych reprezentacji - mówi Hanna Wróblewska, dyrektor Zachęty i komisarz polskiego pawilonu, w którym zaprezentowana zostanie panoramiczna projekcja filmu dokumentującego przedstawienie "Halki" Stanisława Moniuszki w reżyserii Pawła Passiniego, które odbyło się 7 lutego w Cazale na Haiti. Film będzie nieustannie emitowany na olbrzymim, półokrągłym ekranie (trzy metry na 15), który w całości wypełni wnętrze budynku na terenie Giardini. W ogrodach tych znajduje się pawilon główny oraz 29 narodowych, głównie krajów europejskich, ale też Japonii czy USA.

Autorami polskiej ekspozycji są Joanna Malinowska i C.T. Jasper, polscy artyści z Nowego Jorku, kuratorem - Magdalena Moskalewicz z nowojorskiego Muzeum Sztuki Nowoczesnej (MoMA). Ich projekt wybrano spośród 24 prac w konkursie organizowanym przez Zachętę. W jego realizacji wzięli też udział artyści Teatru Wielkiego w Poznaniu oraz mieszkańcy Cazale, wśród nich potomkowie polskich żołnierzy z legionów napoleońskich. Żołnierzy, którzy 200 lat temu na rozkaz Napoleona mieli stłumić bunt niewolników w kolonii. Kilkuset z nich przeszło na stronę buntowników, a mieszkańcy do dziś chwalą się tam nazwiskami o słowiańskim rdzeniu.

Tym miejscem interesowało się już wcześniej wielu polskich artystów i antropologów. Jerzego Grotowskiego przyciągnęły na Haiti obrzędy wudu. Bywał tam w latach 1977-80, natknął się na informację o żołnierzu napoleońskim Felicjanie Grotowskim, swoim domniemanym przodku. W 1980 r. zaprosił do Polski kapłana wudu, Amona Frémon, o którym 30 lat później Bartek Konopka i Piotr Rosołowski nakręcili dokument "Sztuka znikania". O cazalczykach, czyli - po kreolsku - Poloné Nwa (czarnych Polakach), pisał Leszek Kolankiewicz, kulturoznawca i antropolog.

Haiti to jedno z najbiedniejszych państw świata. Przez ponad dwa stulecia (do 1947 r.) spłacało Francji odszkodowanie za bunt. W XX w. nękała je dyktatura Duvalierów, w XXI - epidemia cholery i trzęsienie ziemi, które zrujnowało stolicę, Port-au-Prince.

Z kolei "Halka" Stanisława Moniuszki z librettem Włodzimierza Wolskiego pod przykrywką opery narodowej kryje radykalną wymowę społeczną, zwłaszcza jak na czasy, w których powstała (prapremiera w 1858 r.). Opera ukazuje konflikt między uprzywilejowaną szlachtą i tymi, którzy nie posiadając majątku, są pozbawieni wszelkich praw. To drapieżne przesłanie zatarła później "cepeliowa" tradycja teatralna, a wydobyła na wierzch kilka lat temu reżyserka Natalia Korczakowska, inscenizując "Halkę" w Operze Narodowej w Warszawie.

- "Halka/Haiti" potencjalnie uderza w wiele strun - mówi Hanna Wróblewska. - W strunę postkolonializmu i wyobrażeń Polski imperialnej lub pseudoimperialnej, walki Polaków o wolność i ceny, którą za to zapłacili. Ma potencjał krytyczny, ale autorzy przyjmują raczej postawę badacza. Nie dążą do tego, by włożyć kij w mrowisko, jak np. cztery lata temu Yael Bartana, która pokazała w Wenecji swój film o Ruchu Odrodzenia Żydowskiego w Polsce. Wybraliśmy ten ryzykowny projekt, bo spodobał nam się jego rozmach i szaleństwo.

Artyści mieli cztery miesiące na zebranie ekipy, zorganizowanie przedstawienia i zrobienie z tego filmu. Sceniczna premiera "Halki" w reż. Pawła Passiniego odbędzie się 26 czerwca w Teatrze Wielkim w Poznaniu, zadyryguje Gabriel Chmura.

W Wenecji, na Biennale Musica, obecni będą także polscy kompozytorzy: Zygmunt Krauze i Marcin Stańczyk. 4 października znakomity niemiecki zespół MusikFabrik prawykona utwór Stańczyka, powstały na zamówienie Biennale.

***

Anna S. Dębowska: To pomysł jak z "Fitzcarraldo" Wernera Herzoga.

Joanna Malinowska: Bo wszystko zaczęło się od fascynacji tym filmem, w którym Klaus Kinski zapuszcza się w dżunglę, za jedyną tarczę mając muzykę operową. Płynąc statkiem po rzece, puszcza z patefonu głos Enrico Caruso, tenora stulecia. Ma też plan wybudowania opery w środku dżungli, na wzór teatru w Manaus, w środku Amazonii. Zapragnęliśmy zrealizować plan Fitzcarralda...

Magdalena Moskalewicz: Ale bez kolonizującego gestu. To miał być prezent. Wiedzieliśmy o polskiej obecności na Haiti, gdy wyspa w 1805 r, stała się niepodległym krajem, Polaków obdarowano ziemią w okolicach Cazale. Ludzie, których tam spotkaliśmy, to potomkowie w dziewiątym pokoleniu. Stąd nasz pomysł, żeby pokazać im polską operę narodową.

J.M.: A niektórzy z nich sami wzięli w tym przedsięwzięciu udział.

Weszli na scenę?

M.M.: Nie było sceny. W Cazale nie ma przecież teatru...

"Halka" była na Karaibach.

M.M.: Tak, Maria Fołtyn przywiozła ją na Kubę, tytułową bohaterkę zaśpiewała czarnoskóra śpiewaczka.

Wasz Moniuszko był w plenerze, na gołej ziemi?

J.M.: Na środku głównej drogi w najstarszej części Cazale. Tam jest dużo domków, które przypominały nam polską architekturę dworkową. Na tej drodze jest zawsze duży ruch, głównie motocyklowy. Całe rodziny siedzą na tych motorach, niekiedy z baranami przerzuconymi przez ramę pojazdu. Drogą przechodzą też zwierzęta juczne. Mieliśmy taką paradę osłów w czasie próby generalnej, niestety, podczas spektaklu już nie, bo mieszkańcy z uprzejmości zablokowali drogę, żeby nam nie przeszkadzano. Trochę szkoda.

M.M.: Były za to kostiumy: kontusze, szable, korale, chusty. Ludzie zatańczyli poloneza, którego wcześniej nauczyli się na warsztatach z choreografką Weroniką Pelczyńską, i pokazali polskim solistom, jak się tańczy miejscowy taniec cocoda. Polacy wykonali go do dźwięków Mazura z I aktu opery.

Cały spektakl rejestrowały cztery kamery bez przerwy. Uznaliśmy, że to będzie dokument, zapis chwili. Żadna transmisja, ale film pokazujący uczestników tego wydarzenia - artystów i publiczność, Polaków i Haitańczyków. Pierwszą częścią projektu były dwutygodniowe przygotowania do wykonania i rejestracja spektaklu, drugą będzie pokazanie filmu w Wenecji.

Opera narodowa to mogła być tylko "Halka"?

J.M.: Rozważaliśmy "Straszny dwór", ale "Halka" wydała się nam bardziej uniwersalna. Miłość, zdrada, śmierć dziecka...

M.M.: Namówiliśmy do współpracy orkiestrę filharmoniczną Sainte Trinité z Port-au-Prince. Jej dyrektor, Pere David César, ma w sobie kroplę słowiańskiej krwi - jego matka pochodzi z Cazale.

J.M.: Kiedy w październiku pierwszy raz pojechaliśmy do Cazale, okazało się, że ta zamieszkana przez kilkaset osób osada leży wysoko w górach i niełatwo do niej dojechać. Tym lepiej, przecież bohaterką "Halki" jest góralka.

M.M.: Podczas zbierania dokumentacji dowiedzieliśmy się o istnieniu starej pieśni ludowej "Choucoune", której dzieciaki uczą się w szkole. Opowiada o wielkiej miłości zniszczonej przez podziały klasowe, tylko że tam jest odwrotnie niż u Moniuszki. Halką jest biedny czarny chłopak, którego dla sfrancuziałego Mulata porzuca kochanka o jaśniejszej karnacji, marabou. Kiedy przed spektaklem reżyser Paweł Passini powiedział, że to taka polska "Choucoune", od razu zareagowali: "Już wiemy, o co chodzi".

Podziały klasowe są tam dziś bardzo widoczne?

J.M.: Większość Haitańczyków żyje w skrajnej biedzie. Najbardziej widać to w stolicy, Port-au-Prince, które wciąż leży w gruzach po trzęsieniu ziemi sprzed kilku lat. W Cazale ludzie żyją spokojniej. Uprawiają bananowce, awokado, mango, żyją z pracy własnych rąk. Nie ma bieżącej wody, żyje się ciężko, ale przynajmniej na pierwszy rzut oka okolica jest jak z bajki.

M.M.: Podział klasowy wciąż zależy od rasy. Ludzie o jaśniejszej karnacji, których jest może pięć procent, to szczyt drabiny społecznej.

Czym jest dla mieszkańców Cazale i okolic to polskie pochodzenie?

M.M.: Czymś, co ich fizycznie odróżnia od reszty. Spotkałyśmy tam osoby z ciemną karnacją i europejskimi rysami twarzy, z jasnymi, niebieskimi oczami. Czasem znów o blond włosach, ale z ciemną skórą. Mówią o sobie po kreolsku: Le Poloné. Dokładnie wiedzą, które rodziny w Cazale wywodzą się od Polaków. Wprawdzie nie ma na to dowodów w postaci dokumentów, ale są nazwiska. Co druga osoba nazywa się Benoit i twierdzi, że to od nazwiska Beniowski, albo Belno od Belnowski.

Halka modli się o zmiłowanie do "Częstochowskiej Panieneczki".

M.M.: Przy kościele katolickim w Cazale jest kapliczka z reprodukcją Matki Boskiej Częstochowskiej. Ten chrześcijański motyw ikonograficzny został wchłonięty przez wudu jako haitańska odmiana. Oni mają koncepcję ducha (lwa), nie do końca po chrześcijańsku świętego, który nawiedza szamanów w czasie rytuału wudu. Matka Boska Częstochowska jest lokalnym przedstawieniem lwa.

Jakie przesłanie może płynąć z tego projektu?

J.M.: Nie chodziło nam o to, żeby "badać" Haitańczyków. Przeniesiemy widza w zupełnie inną rzeczywistość, odciągniemy go od Wenecji, od wielkiego świata sztuki. Dla mnie tych kilka wizyt na Haiti było m.in. uświadomieniem sobie okrucieństwa historii wobec tego miejsca na ziemi.

I na pewno pojedziemy tam znów, żeby pokazać w Cazale cały film. Zależy nam na kontynuacji tej relacji, która udało nam się tam zbudować.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji