Artykuły

O jedną rewolucję za dużo

"Carmen" w reż. Roberta Skolmowskiego w Operze Wrocławskiej. Pisze Jacek Marczyński w Rzeczpospolitej.

"Carmen" w Hali Ludowej we Wrocławiu próbuje łączyć wielkie widowisko z nowoczesnym, drapieżnym teatrem. Zgodny mariaż dwóch tak odmiennych konwencji nie jest jednak możliwy.

To już dwunasta superprodukcja Opery Wrocławskiej. Dla pięciu tysięcy widzów zasiadających co wieczór w Hali Ludowej znów przygotowano liczne atrakcje. Na arenie torreador wprost z Grenady toczy walkę z motocyklistami przebranymi za byki. Tym razem zamiast żywych zwierząt jest zmechanizowany sprzęt i technika - ciężarówki, wojskowe gaziki, kamery i wielki ekran, na którym można śledzić symultanicznie prowadzoną akcję. Widzowie nie narzekają na monotonię, ale jednocześnie wielu z nich nie dostaje tego, czego się spodziewało. W tej "Carmen" nie ma sukien z falbanami i sewilskich tawern.

Reżyser Robert Skolmowski zamienił kolorową Hiszpanię na ponurą republikę, rządzoną przez wojskową juntę. Podstawowym przemysłem jest tu produkcja narkotyków, panuje terror, ale i korupcja, żołnierze dokonują nielegalnych transakcji z kompanami Carmen. A jedyną dozwoloną rozrywką w kraju obozów przymusowej pracy jest corrida.

Przy takim odczytaniu opery Bizeta mógł powstać wyrazisty dramaturgicznie spektakl. Reżyser musiał jednak stworzyć wielkie widowisko i uległ jego wymogom, wprowadzając konwencjonalny balet czy pląsający tłum statystów. A finałową corridę uzupełnił społecznym zrywem, prowadzącym do zabójstwa dyktatora, co wypada groteskowo. Carmen jest, co prawda, kobietą zbuntowaną, wyznaczającą własne normy moralne. Dlatego bulwersowała XIX-wieczną publiczność, a teraz przystaje do współczesnego świata o rozchwianym systemie wartości. Kiedy jednak przyłącza się do rewolucji, przestaje być wiarygodna.

Mimo to w tym nieco chaotycznym widowisku udało się reżyserowi niebanalnie poprowadzić bohaterów. Micaela potrafi sięgnąć po broń, by walczyć o ukochanego. Torreador Escamilio przestał jedynie chełpić się sukcesami na corridach, a odnalazł w sobie liryzm, Don José świadomie dąży do samozniszczenia, a Carmen ma intrygującą wieloznaczność. To udane role wrocławskich solistów Elżbiety Kaczmarzyk-Janczak (Carmen), Ewy Czermak (Micaela), Mariusza Godlewskiego (Escamilio) oraz czeskiego tenora Valentina Prolata (Don José).

Soliści potrafili ponadto odnaleźć w muzyce środki służące dostworzenia pełnokrwistych postaci. Wspierała ich w tym świetnie grająca orkiestra, a dyrektor Ewa Michnik po raz kolejny udowodniła, że takie spektakle nie potrzebują muzycznych kompromisów. Wszystkie wrocławskie superprodukcje, które obejrzało już ćwierć miliona widzów, oferują dzieło operowe w starannie przygotowanym muzycznym kształcie. I to jest największy sukces widowisk w Hali Ludowej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji