Rdzeń świata jest czarny?
W niewielkiej ceglanej piwnicy przy ulicy Sławkowskiej Stary Teatr przygotował mroczną sztukę Brocka Normana Brocka "Tu jest potwór". Reżyser tego spektaklu - Katarzyna Deszcz, skonstruowała przedstawienie niczym straszną przypowieść toczącą się w baśniowej rzeczywistości. Massimo-potwór uważa siebie za narzędzie zła. Szerzy wokół brutalną przemoc, zniszczenie i grozę, a w końcu i śmierć. Zdradzony, dostaje się do więzienia. I tam, w ciasnej celi, w Massimie budzi się myśl - jak to jest być człowiekiem? Gdy powróci, żona pozwala mu pozostać w domu. Jednak to przyjęcie jest gorsze niż śmierć. Dla niej Massimo już nie może stać się człowiekiem - nie pozwala nawet na moment zapomnieć mu o potwornej przeszłości. Na Massima czekała jeszcze jego kochanka - Jenny-wiedźma. Choć jego powrót, to dla niej wielka radość, i ona nie przyznaje mu prawa do zmiany. Tęskniła nie za Massimo, lecz za potworem. Massima gra Andrzej Grabowski. Massimo jest wielki, nieco garbaty, z zaczerwienionymi oczyma i krwawą wargą. Grabowski odszedł w tej roli od swego z uporem konstruowanego w wielu spektaklach aktorskiego emploi - jurnego, nieokrzesanego i nieco chamskiego wieśniaka. Teraz jest stanowczym i brutalnym, acz głęboko zagubionym i momentami zadumanym człowiekiem. Niezwykle udaną rolę zbudowała Lidia Duda grająca Jenny-wiedźmę. Każde jej poruszenie, każdy uśmiech, każde słowo i dźwięk, wypływają z nieopanowanej i kłębiącej się wewnątrz pełnej witalności pasji. Żona Massima, grana przez Magdę Jarosz, pozostaje kamienna przez cały spektakl. Jarosz zrezygnowała z upiększeń roli i teatralnych chwytów. Wszystko podporządkowała chłodowi granej przez nią postaci. Ta zimna jednostajność sprawiała przerażające wrażenie.
Teatralna materia spektaklu odwołuje się do świata baśni. Kostiumy stylizowane są w duchu wyobraźni flamandzkich mistrzów malarskich - Bruegela, Boscha. W centralnym punkcie sceny stoi piękne, poskręcane, bezlistne drzewo. Granice pola gry wyznaczają patykowate kikuty chwastów (autorem scenografii jest Anna Sekuła). Martwa przyroda osacza świat wyschłych ludzkich uczuć.
Istniejące realnie na scenie drzewo jest nie tylko teatralnym rekwizytem. Pod fabułą, zresztą samą w sobie już pasjonującą, kłębi się utajony świat symboli. Symboli odsyłających ku przyrodzie niepostrzeżenie opanowującej całą rzeczywistość. Potworna historia opowiadana przez Massima Janowi Łasiczce (Piotr Skiba), w której nie potrafiących razem żyć męża i żonę pochłania swymi korzeniami drzewo, jest przypowieścią o własnym losie. Massimo wie, że dla niego i żony, jeśli nie wykrzeszą choćby krzty miłości, choćby odrobiny ciepła, nie ma ratunku.
W czasach, gdy teatr nie może sobie znaleźć miejsca w rzeczywistości, proponując widzom lekkie, skądinąd czasem wyśmienicie zagrane farsy, przedstawiając błahe sztuczydła bądź uciekając w estetyzm, w piwnicy przy Sławkowskiej udało się stworzyć przedstawienie, obok którego nie sposób przejść obojętnie. "Tu jest potwór" to bardzo głębokie opowiedzenie się w dyskusji na temat zła w człowieku. Zło nie jest tylko czynem. Większe okrucieństwo wyziera spoza braku przebaczenia i chłodu bezlitosnej i beznamiętnej zemsty. Do pewnego stopnia spektakl jest diagnozą sytuacji, ku której zdąża cywilizowany świat. Każdy potępia zbrodnię, każdy opowiada się przeciw gwałtowi, każdy lituje się nad męczonymi pieskami. Jednak w zaciszu domów wielu zadaje sobie stokroć gorsze, choć ciche tortury. Rdzeń świata jest czarny - mówi Massimo-potwór. Rdzeń świata jest czarny - przypomina mu Jenny-wiedźma, gdy potwór próbuje być człowiekiem. Czy tak jest naprawdę - pytamy z przerażeniem po wyjściu z teatru. Przedstawienie narzuca i inne pytania natury wręcz teologicznej. Do jakiego stopnia człowiek skażony jest złem, czy zło immanentnie jest wpisane w jego naturę, i wreszcie, czy do uwolnienia się od zła wystarczą wyłącznie ludzkie siły? Czy skażenie złem jest tak mocne, że ni dobra wola, ni żadne poświęcenia nie są w stanie go wymazać.
Sztuka Brocka skłania raczej do pesymistycznych odpowiedzi. Jednak przy całym okrucieństwie w spektaklu wyreżyserowanym przez Katarzynę Deszcz jest gdzieś głęboko ukryte swoiste ciepło.