Zapolska tropi brukowce
"Tresowane dusze" w reż. Adama Orzechowskiego w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku. Pisze Katarzyna Fryc w Gazecie Wyborczej - Trójmiasto.
W ramach ogólnopolskiego projektu "Klasyka Żywa", który ma uczcić 250-lecie publicznego teatru na polskich ziemiach, gdański Teatr Wybrzeże po raz kolejny bierze na warsztat naszą klasykę literacką. Po niezbyt udanej inscenizacji "Przedwiośnia" w reżyserii Natalii Korczakowskiej, w ostatni piątek obejrzeliśmy spektakl oparty na motywach sztuki Gabrieli Zapolskiej "Tresowane dusze".
Odkurzona Zapolska
Adam Orzechowski, reżyser spektaklu i dyrektor Wybrzeża, obsypany nagrodami za ostatnią realizację (znakomity "Broniewski" na podstawie tekstu Radosława Paczochy), tym razem zdecydował się na kameralny spektakl na scenie Malarnia z udziałem dziewięciorga aktorów. Z zapomnianego przez lata tekstu Zapolskiej (wystawianego na polskich scenach zaledwie pięć razy, z czego tylko raz po wojnie) wydobył akcenty związane z funkcjonowaniem gazety "Świt" oraz styku redakcji z miejscowym biznesem.
Dziennik "Świt" należy do niejakiej Rastawieckiej (Katarzyna Figura), która odziedziczyła go po zmarłym mężu. Rastawiecka to kobieta tyleż histeryczna, co pobudzona erotycznie, czemu daje wyraz w igraszkach z przystojnym redaktorem Boneckim (Piotr Chys).
W gazecie pracuje też Anna Smolkiewiczowa (Magdalena Boć), zdominowana przez męża despotę i karierowicza (Piotr Łukawski).
Kiedy w redakcji stawia się ze skargą pani Braun (Monika Chomicka), którą miejscowy biznesmen Steiermarkt (Michał Kowalski) po 25 latach pracy wyrzucił na bruk i zostawił bez środków do życia jedynym, kto chce się ująć za skrzywdzoną kobietą i interweniować w jej sprawie, jest Sieklucki, redaktor "Świtu". Sieklucki nie wie jednak, że Rastawiecka dobiła targu ze Steiermarktem w pewnej sprawie i artykuł o pani Braun ukazać się nie może.
Nad głowami niszczarka
W inscenizacji Orzechowskiego dziennikarze to hieny, właścicielka gazety jest skorumpowanym sprzedawczykiem, a miejscowy biznesmen - krwiopijcą. W świecie "Tresowanych dusz" wszystko jest czarno-białe. Włącznie ze scenografią, skądinąd bardzo pomysłową, którą tworzą zawieszone ponad głowami aktorów niszczarki do papieru. W kluczowych momentach, przy akompaniamencie muzyki Marcina Mirowskiego, niszczarki zostają uruchomione, mieląc na drobne paski kolejne łamy gazet i obsypując aktorów ścinkami. Ścinki te zagarniają łopatami pracownicy redakcji, jak mantrę powtarzając zaklęcia, które gazetom mają zapewnić wysoki nakład: "seks, gwałt, trup, śmierć, sensacja, łzy, mord, szmal".
I choć przyznać trzeba, że chwilami dobrze się ogląda tę poprowadzoną z werwą komiksową historię, nie sposób odmówić jej uproszczeń i schematyzmu. Dotyczy to również gry aktorskiej całego zespołu. Archaiczny dydaktyzm, który Zapolska miała w zamyśle ponad sto lat temu, pisząc tekst "Tresowanych dusz", dziś jest trudny do przyjęcia.