Artykuły

Anita Sokołowska. "Lalka" na Scenie Deziluzji

Izabela Łęcka ma nową twarz. W najnowszej premierze Teatru Powszechnego - "Lalka. Najlepsze przed nami" w reżyserii Wojciecha Farugi - kluczową dla powieści, żeńską postać tworzy Anita Sokołowska. Aktorka oficjalnie dołącza do stałego zespołu sceny.

To dzięki ekranowi Bella zyskała, zakodowane do dziś w naszej kulturze, rysy wspaniałych aktorek - Beaty Tyszkiewicz w filmie Wojciecha Jerzego Hasa i o dziesięć lat późniejsze Małgorzaty Braunek z serialu Ryszarda Bera.

- Bardzo szanuję te adaptacje - zapewnia Anita Sokołowska. - Fascynowały mnie, gdy jako dziewczynka je oglądałam, ale ldedy dostałam propozycję roli, celowo od tych wcześniejszych wersji się odcięłam. Porównania mocno by mnie paraliżowały. Poza tym tamte kreacje już są, zapisano je na taśmie. Wspaniale, że zamiast je powielać, mogę odkrywać w Izabeli coś nowego.

Aktorka podkreśla, że lubi budować bohaterki niejednoznaczne. - Fascynuje mnie w aktorstwie możliwość skonfrontowania ze stereotypem postaci - mówi. - Zimna, bez skrupułów, wyrachowana - tak postrzegamy Bellę po szkolnej lekturze. Z reżyserem Wojtkiem Farugą i dramaturgiem Pawłem Sztarbowskim postanowiliśmy ściągnąć ją z koturnu, dodać emocji. Zadaliśmy pytanie: dlaczego tak się zachowuje? Odpowiedź, zapewnia aktorka, nie jest oczywista.

Podobnie jak nieoczywiste są forma i wymowa spektaklu pokazującego rozpad świata, wspólnoty; bliską także dziś grę "iluzji i deziluzji".

Debiutowała (na małym ekranie) rolą Stefci Rudeckiej. W teatralnych dekoracjach była m.in. Raniewską. Przede wszystkim jednak kojarzona jest ze współczesnymi serialowymi postaciami - dr Starską (teraz Latoszek) w "Na dobre i na złe" oraz z finansową gwiazdą z "Przyjaciółek". 15 lat po dyplomie w łódzkiej Filmówce, dzięki Izabeli Łęckiej Anita Sokołowska ma szansę stworzyć sceniczną kreację, którą rozpoznają także jej telewizyjni fani.

Podwójny romans na start

Kiedy na ostatnim roku studiów zaproponowano jej udział w serialowej wersji "Trędowatej", mogła się czuć wyróżniona przez los. Wokół produkcji zrobiło się głośno. Jako odtwórczyni głównej roli została zauważona jeszcze przed emisją pierwszego odcinka, a i zadanie aktorskie postawiono przed nią ciekawe: zagranie postaci podwójnej - w kostiumie i współczesnej. Najpierw miała występować jako bohaterka Mniszkówny Stefcia Rudecka, potem jej wnuczka.

Serial, delikatnie mówiąc, nie spełnił pokładanych w nim nadziei, a Anita Sokołowska musiała poczekać pięć lat na kolejną szansę większej telewizyjnej roli. W 2004 r. trafiła do szpitala w Leśnej Górze i, z przerwami, jest z nim związana do dziś. - Kiedy zaczynałam grać dr Lenę, nie wiedziałam, że tyle ją czeka - mówiła nam przed przyjęciem kolejnej popularnej roli, w serialu "Przyjaciółki". - Scenarzyści ani jej, ani mnie nie oszczędzili. Lena długo, na dodatek poważnie chorowała, ale udało jej się z chorobą wygrać. W trudnych chwilach sprawdziło się wokół niej wielu ludzi - koledzy z pracy i mężczyzna na życie, z którym ma wspaniałe dziecko. Nie ukrywam jednak, że po doświadczeniach, jakie były udziałem mojej bohaterki, propozycję zagrania w "Przyjaciółkach" przyjęłam z wielką radością.

Mogła się pokazać z innej, komediowej strony. I miała świetną stylizację - występowała w dobrze skrojonych strojach pewnej siebie, atrakcyjnej kobiety sukcesu, dyrektor dużego banku. W pierwszym sezonie radośnie brylowała wśród serialowych przyjaciółek. W kolejnych scenarzyści zaczęli jej dopisywać bardziej dramatyczne wątki, wciąż jednak gra rolę odmienną od lekarskiego wcielenia.

Między kolejnymi sezonami "Przyjaciółek", podobnie jak dwie inne koleżanki z planu, została mamą. W jej życiu pojawił się (dziś półtoraroczny) Antoś.

"Złagodniałam i uspokoiłam się. Z natury jestem nerwowa, chaotyczna. Dziecko to moje dopełnienie. Bałam się, że będę miała dla niego za mało cierpliwości. Niepotrzebnie" - mówiła w jednym z wywiadów. W innym dodawała: "Nawet po najbardziej wyczerpującym spektaklu, kiedy wracam i widzę jego uśmiechniętą twarz, rekompensuje mi to zmęczenie i troski".

Scena na wyciągnięcie ręki

Jej rodzinnym miastem jest Lublin. Odkryła go na nowo cztery lata temu, kiedy właśnie tam przygotowywała swój pierwszy monodram - "Komornicka. Biografia pozorna". Była swoim miastem zauroczona. Zapewnia, że bardzo się zmieniło, na korzyść. No i jak przystało na kameralne, przyjazne miejsce, wszystko jest w nim na wyciągnięcie ręki.

Z Lublinem łączy ją oczywiście wiele wspomnień. Choćby to, że przez 11 lat tańczyła tu w ognisku baletowym. I jako dziesięciolatka wystąpiła po raz pierwszy na profesjonalnej scenie. Umiejętności aktorskie szlifowała w teatrze amatorskim Panopticum, działającym przy Młodzieżowym Domu Kultury. To było dobre przygotowanie do egzaminów do szkoły aktorskiej.

Po studiach w łódzkiej PWST występowała w teatrach Łodzi, Warszawy, Bydgoszczy. Od roku 2007 związała się z zespołem bydgoskiego Teatru Polskiego. Kursowała, jak większość zespołu, na trasie Warszawa-Bydgoszcz.

- Paweł Łysak robił tak dobry teatr, że chciało się nam wszystkim dojeżdżać - komentuje przywiązanie do tej sceny. Wciąż można ją zobaczyć w wystawianych tu spektaklach: "Murzynach" w reż. Igi Gańczarczyk oraz monodramie "Komornicka. Biografia nieznana" i spektaklu "Afryka". Oba w reżyserii życiowego partnera aktorki, Bartka Frąckowiaka.

Teraz można ją będzie też oglądać w stałym repertuarze i zespole warszawskiego Teatru Powszechnego. "Lalka" z jej udziałem na nowo odczytuje powieść Prusa i jej bohaterów.

Bella - Rita - Anita

Izabela Łęcka nie ma stroju z epoki. Suknia, w której pojawia się na scenie, bardziej przypomina styl Rity Hayworth. Aktorka mówi, że dzięki temu nie ogranicza jej konwenans, maniera konieczna do zbudowania wizerunku panny z wyższych sfer. Może się skupić na samej bohaterce, jej emocjach, motywacjach, na tym, co ma do wyzyskania od Wokulskiego.

Postać Łęckiej buduje też poza jej wcześniejszymi, ekranowymi wcieleniami. Niezależnie od nich. - Podobnie było z propozycją, którą dostałam prawie trzy lata temu od Pawła Łysaka - mówi - zagrania Raniewskiej w "Wiśniowym sadzie". Miałam wtedy 36 lat i też zmagałam się z ciężarem historii kolejnych inscenizacji. Wszystkie wielkie aktorki grały Raniewską, ale w pewnym momencie się od tego odcięłam. Powiedziałam sobie: - Skoro Sokołowska dostaje taką propozycję, to prawdopodobnie reżyserowi chodzi o to, by obdarzyła postać swoją energią i swoimi emocjami. Tak będzie i teraz - zapewnia aktorka.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji