Artykuły

"Idioto, bierz życie w swoje ręce"

Dziewięć osób wzięło udział w konkursie zorganizowanym przez płocki teatr na recenzję "Wujaszka Wani". Zwyciężyła Katarzyna Oziemblewska i jej słodko-gorzka refleksja, którą ujęła w słowa: "Żyjemy w złudzeniach, które nazywamy nadzieją" - pisze Milena Orłowska w Gazecie Wyborczej - Płock, która zwycięską recenzję, w nagrodę, publikuje.

To była ważna realizacja. "Wujaszka Wanię" płocki teatr zaprezentował przy okazji uroczystości związanych z Międzynarodowym Dniem Teatru i jubileuszem 50-le-cia pracy artystycznej Marka Mokrowieckiego, dyrektora płockiej sceny (który spektakl Czechowa także reżyserował).

Dlatego właśnie teatr zdecydował się na coś wyjątkowego - ogłosił konkurs na recenzję spektaklu. Prócz rozmiarów tekstu (do 3 tys. znaków) nie stawiał żadnych warunków. Swoją ocenę sztuki napisać mogła osoba w każdym wieku, realizację można było krytykować albo chwalić. Pełna dowolność.

Odważyło się dziewięć osób - osiem pań i mężczyzna. W środę 10 czerwca jury pod przewodnictwem Marka Mokrowieckiego (w jego skład wchodzili dziennikarze, którzy zazwyczaj piszą recenzję sztuk płockiego teatru), zebrało się, by ocenić je wszystkie.

Co się okazało? Po pierwsze - konkursowe recenzje w większości były bardzo interesujące. Radosław Lewandowski np. pisał o Rosjanach: "Czy My - Polacy, różnimy się bardzo od wschodnich sąsiadów? Bardzo nie, ale podczas gdy Oni prezentują obcą nam niechęć do indywidualizmu, my jesteśmy egocentrykami, dla których walka rozpoczyna się na etapie piaskownicy, a kończy, gdy targujemy się o cenę kwatery na cmentarzu. Co by jednak nie pisać, więcej nas łączy niż dzieli, więc przenoszone na deski polskich scen sztuki braci Słowian mają ułatwioną drogę do polskich serc i umysłów".

Gimnazjalistka Patrycja Bilicka zatytułowała swą recenzję "Wokół nich krążą biesy" i wyliczała jakież to demony były w tej sztuce - bies niezgody, bies zdrady... "Zobaczyłam potęgę złych emocji, którymi niewątpliwie rządzą biesy: niepohamowane żądze, cierpienie i bezsilność, wzajemne kłamstwa, niewierność i niesprawiedliwość. Cień nadziei pozostawił dramaturg w postaci Soni, która mimo postawy buntu przeciw Bogu, równocześnie uznawała jego wszechmoc i łaskawość" - tak zakończyła swą pracę.

Niestety, obie recenzje znacząco przekroczyły dopuszczalną liczbę znaków! Z ciężkim sercem jury musiało je odrzucić.

Na szczęście było jeszcze w czym wybierać. Po długiej i gorącej dyskusji komisja zdecydowała, że trzecie miejsce przypada Ewie Janiszewskiej. Doceniła ona kreacje aktorskie i scenografię "Wujaszka", miała także zastrzeżenia: "Nie wydaje mi się, żeby Wujaszek Wania<< wygrał z kolejnym hitem kinowym i sprawił, że młode pokolenie przeznaczy 20 zł kieszonkowego właśnie na bilet do teatru, a nie do kina. Przecież można inaczej, tak jak robią to np. warszawskie komercyjne teatry prywatne: Polonia, OCH, Imka, Kamienica, gdzie na spektaklach są tłumy i przeważa młodzież. Marzę i życzę, aby w naszym teatrze powszechne stały się randez-vous z Melpomeną... dla młodych! Otwórzmy się wreszcie na młode pokolenie. Teatr nie jest tylko dla wąskiej, wciąż tej samej elity... ON ma je właśnie kształtować".

Drugie miejsce zajęła Katarzyna Racińska, jury doceniło, że nie skupiała się jedynie na fabule, ale dużo miejsca poświęciła formie, w jakiej płocki teatr wystawił rosyjskie arcydzieło, świetnie analizowała grę aktorów. Przy okazji nazwała Marka Mokrowieckiego reżyserem "subtelnym i uniwersalnym" (dyrektor zapewnia, że komplement nie miał wpływu na jego ocenę).

I pierwsze miejsce! Przypadło Katarzynie Oziemblewskiej. Jury doceniło głębię jej refleksji i piękny język jej recenzji.

Jedną z nagród w konkursie (prócz całorocznych biletów do teatru) jest publikacja zwycięskiej pracy.

A więc gratulujemy i publikujemy:

"Amerykanie mówią na smutki keep smiling, a Rosjanie - Może wódeczki, panoczku. Wspólny mianownik? Pozór. Uśmiechniesz się czy napijesz - świat jest jakby lepszy, jakby weselej, jakby lżej. Na długo?

>>Wujaszek Wania<< to sztuka na wskroś prawdziwa. Rzeczywista - niestety. Pełna swojskich charakterków. Tytułowy bohater, wiarygodnie grany przez Marka Walczaka, mógłby nazywać się wujek Januszek, a zamiast w rosyjskim majątku - mieszkać na mazowieckiej wsi, gdzie oddawałby się narastającej frustracji, że mu życie nie wyszło, że samotny, że brzydzi się tym, kogo hołubił. Profesor Sieriebriakow, który jest obiektem rosnącej pogardy swego szwagra Iwana, wcale nie czuje spełnienia po zakończonej karierze naukowej. Raczej, jak trafnie zauważa stara niania, chce, by go pożałować i westchnąć nad jego ciężkim losem. Jego druga żona, piękna młoda Helena, uwięziona w beznamiętnym związku przez nieznajomość własnych uczuć, znudzona życiem, miota się między pożądaniem a powinnością. Starsza pani, maman, trwa w bezrefleksyjnym zachwycie nad wielkością zięcia - profesora. Pomocnik w majątku, zubożały ziemianin Ilja, grzeczny, poprawny, gdy atmosfera się zagęszcza, ucieka jak tchórz, którego nie stać nawet na własne zdanie. Wreszcie doktor Michał Astrów, młody, wykształcony, pociągający, do tego pasjonat leśnictwa, a ponadto człowiek pogrążony w poczuciu bezsensu.

Na ziemskim padole tak już jest i tak musi być, wierzą bohaterowie, nawet najmłodsza z nich - córka profesora z pierwszego małżeństwa (wspaniała Hanna Zientara może przekonująco grać kobiety w każdym wieku), choć pogodnie mówi, że żyć trzeba, to w prawdziwą radość zdaje się nie wierzyć już wcale. Może kiedyś, może po tamtej stronie. Przecież życie i cierpienie to synonimy.

Podoba mi się minimalizm scenografii - podkreśla uniwersalny charakter sztuki. Oglądając ją na deskach płockiego teatru, wcale nie przenoszę się do Rosji sto lat temu, lecz mam wrażenie, że zaglądam przez okno raz jednego, raz drugiego polskiego domu i słyszę różnorakie Polaków rozmowy. Uwielbiamy przecież narzekanie, szukanie winnych, zazdrościmy i pogardzamy. Żyjemy w złudzeniach, które nazywamy nadzieją.

Gdy Wania kolejny raz uskarża się, że ma 47 lat i życie za sobą, mam ochotę krzyknąć do niego - Idioto, kawał życia przed tobą bierz je w swoje ręce!. Gdy Helena znudzona buja się na huśtawce, korci mnie, by zawołać: Zejdź wreszcie na ziemię!. Czy nie byłoby to wołanie do samej siebie?".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji