Artykuły

Klejnoty Amalii Jovine

Zaułkiem, po schodach w dół i w górę tupią pośpiesznie kroki. Co chwila ukazuje się w drzwiach przerażona twarz z niemym py­taniem: Już jest? Lekarstwa nie ma. A dziecko umiera...

Groza tej nocy osiąga szczyt, gdy matka również wraca z pu­stymi rękami. Lekarstw nie ma w aptekach, są u spekulantów. Czy można ich zmusić do sprze­dania?

Amalia wydziera niemal ze ściany drzwi skrytki, porywa klejnoty, pieniądze i wybiega. Kto oprze się widokowi tej cięż­kiej sakiewki? Zbyt ciężkiej - bo oto uginają się kolana pod Amalią. Spekulanci nie zostaną wystawieni na próbę; klejnoty nie zamienią się w zwracające życie zastrzyki; Amalia nie opu­ści tej nocy domu. Jej miłość macierzyńska zdobędzie się już tylko na płacz...

Dom za makaron

Założenie było proste i ludzkie: ratować dzieci od głodu. Nie przelewało się w tym domu neapolitańskiego tramwajarza i przed wojną. Ale w drugim roku jej trwania - miska makaronu i skibka chleba stawały się powo­dem konfliktów. Amalia nie na­leżała do typu ludzi, którzy umieją tylko biadolić nad złym losem. Założyła więc w domu potajemną kawiarnię. Errico "Settebelizze" dostarczał towaru. Magazyn pod siennikiem szybko się rozrastał: przy okazji zdoby­wało się makaron, ser, oliwę, mąkę.

Tak więc któregoś dnia - kol­czyk z ucha pani Spasiano po­wędrował za pazuchę Amalii. Stało się to nadspodziewanie prosto. Urzędnik Spasiano posia­dał dużą gromadkę dzieci, ale nie miał sprytu, który pozwolił­by mu rodzinę uratować od nę­dzy. Korzystał zatem z talentów pani Amalii. Za darmo: "ja z tego nic nie mam, jedna osoba mi to zostawiła". Jeśli któregoś dnia okazało się, że dom, w któ­rym mieszkała rodzina Spasiano nie należy już do nich, ale do Amalii Jovine, to ich ojciec sam sobie był winien. Dlaczego był niezdarą? Mógł robić dla swych dzieci to samo, co czyniła Ama­lia.

Ach, prawda: od tego się prze­cież zaczęło... Od tej wielkiej troski o dzieci...

Zysk i strata

Jest ich troje: mała dziew­czynka i dwoje dorastających - Maria Rosaria i Amedeo. Star­sza córka pomaga Amalii w prowadzeniu interesu. Syn pracuje w gazowni. Maleńką opiekuje się usłużna sąsiadka. Matka nie ma na to czasu. Ma przecież na głowie utrzymanie całej rodziny. Niemcy przy odwrocie zagarnęli męża, Gennara. Znikł z domu jedyny przeciwnik przedsięwzięć żcny. Odtąd bez skrępowania Amalia zamienia wiktuały na perły, posesje, brylanty. Sakiew­ka pęcznieje. Skrytka w ścianie wypełnia się.

A dzieci? Zawieruszyły się gdzieś po drodze - po drodze do majątku, oczywiście.

Interesy rozwijają się coraz lepiej. Transakcje są coraz zyskowniejsze i coraz bardziej ry­zykowne. Wymagają skupienia. Nie pozwalają na ześrodkowanie uwagi na czymkolwiek innym. Własne dzieci, cudze dzieci, mi­łość, wychowanie - wszystko to zawracanie głowy. Amalia może już istnieć i działać tylko w in­teresach. Maria Rosaria przepa­da na całe noce. Po co się tym przejmować? Być może, któryś z jej amerykańskich przyjaciół zabierze ją ze sobą za morze. Amedeo przestał pracować? Za­przyjaźnił się z Peppe, znanym z ciemnych interesów? Ale ma za to wiele pieniędzy. Jak to się chłopak ubrał! Wszystko w po­rządku, zupełnie w porządku.

Ale któregoś dnia w tej tak prosto prowadzonej książce han­dlowej zaczyna się walić po­zycja za pozycją. Marię Rosarię pozostawia jej "friend". Amedeo ściąga na siebie uwagę policji. Czeka go więzienie. Mała dziew­czynka jest bliska śmierci. Nie dlatego, że zapadła na nieule­czalną chorobę. Ale dlatego, że Amalia, nie przyzwyczajona zaj­mować się czymś innym niż mnożeniem majątku, myśl o cho­robie małej odpędza od siebie niechętnym słowem: takie tam dziecięce historie... Trzy pozycje - trzy straty.

U Jovine`ów i gdzie indziej

Jak dalej żyć? Na to pytanie Amalii, która na­gle zdała sobie sprawę, jak bar­dzo jest biedna - mimo milionów - usiłuje odpowiedzieć autor. Cały ostatni akt ma być drogo­wskazem. Ale nie staje się nim. Bo w dwóch bardzo dobrych ak­tach zaznajomiliśmy się z ludź­mi pełnymi wad i śmiesznostek - ale żywymi. A w trzecim ak­cie - bardzo melodramatycznym - słyszymy niemal tylko szelest papieru. Gennaro, który ze śmie­sznego safanduły przeistacza się się w moralizatora - sprowadza ze złej drogi otaczających go grzeszników. Począwszy od Erri­co, skończywszy na Amedeo - wszyscy nagle nawracają się.

Czy aby wszyscy? Amalia po­zostaje sobą. Może nawet wbrew autorowi. Ale na pewno dzięki Antoninie Gordon-Góreckiej, któ­ra gra tę rolę.

Ta neapolitanka przeraźliwie mocno siedzi w naszej polskiej rzeczywistości sprzed 15 lat. Drapieżność, bezwzględność, nie­pohamowana żądza wzbogacenia się na nieszczęściu ludzkim - pamiętamy przecież wszyscy te cechy okupacyjnych hien.

Można dyskutować czy słone­czna, barwna uliczka, którą uj­rzeliśmy na scenie Ateneum - jest dzielnicą tej biedoty, o któ­rej mówi sztuka. Należy jednak z uznaniem podkreślić pewien szczegół dekoracji. Otóż: pokój Jovime'ów nie posiada tylnej ściany. Od zaułka, od innych do­mów odgradzają go tylko drzwi. To co się dzieje w domu Ama­lii - nie jest odizolowane od innych domów. To samo mogło się wydarzyć i u sąsiadki, która równocześnie z Amalią rozpoczę­ła sprzedaż kawy. Mogło zdarzyć się i u nas... Z tego założenia wyszła Gordon-Górecka i dzięki temu stwo­rzyła tak świetną postać wojen­nej spekulantki. W Neapolu, w Krakowie czy w Warszawie - były one właśnie takie.

Dobrze dostrajają się do niej typy spod tej samej gwiazdy: Errico "Settebelizze" (Edward Dziewoński), Peppe "Lewar" (Wi­told Kałuski), Amedeo (Marian Rułka). Spośród wszystkich bar­dzo dobrze zagranych ról najmniej przekonywająca była Janina Szydłowska jako Maria Rosaria. Najwięcej wątpliwości bu­dzi postać Gennaro Jovine w wy­konaniu Stefana Śródki. Sposób w jaki Śródka ustawił postać Gennaro - podkreśla jeszcze niekonsekwencje autora. Tak, jak dwa pierwsze akty i akt trzeci tworzą dwie różniące się od sie­bie sztuki, tak też mamy dwóch różnych Gennaro. Jednego - który wprawdzie ma żonie za złe jej handlarstwo, ale jest jej powolny - i drugiego, który nie tylko zdecydowanie potępia spe­kulację i nieuczciwość, ale znaj­duje w sobie tyle siły moralnej i mądrości, by uzdrowić stosunki w całym swoim otoczeniu. Ten pierwszy jest śmieszny, czasami aż do wzruszenia. Ten drugi jest nieprzekonywający.

Filippo chciał w przyśpieszo­nym trybie uszlachetnić ludzi spaczonych przez wojnę. Uczynił to między nocą a świtem. Reży­ser Janusz Warmiński i Stefan Śródka zbyt serio ustawili trzeci akt. Z tekstu sztuki wynika, że Eduardo de Filippo sam w pełni nie wierzył w skuteczność zabie­gów wychowawczych Gennaro: klejnoty pozostają jednak w za­sięgu dłoni Amalii. Nie zdobywa się ani na jeden gest wskazujący na to, że nie chce już z tym ma­jątkiem mieć nic wspólnego. Po nocnym wstrząsie - o świcie klejnoty powrócą chyba do skrytki...

Mimo pewnego rozdwojenia - przedstawienie jest urocze. Ko­stiumy Michelle Zahorskiej - pełne wdzięku i barw. Tym ra­zem zespół "Ateneum" pokazał swe dotąd niewykorzystywane możliwości komediowe.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji