Sztuka żywa
PRZETŁUMACZYŁEM - wespół ze Stanisławem Barańczakiem - sztukę Edwarda Bonda "Ocaleni" na język polski. Sztuka jest wystawiana przez Teatr Polski w Poznaniu. Jak informuje prasa lokalna, na jednym z kolejnych przedstawień miała miejsce scena następująca: siedząco w loży starsza pani podniosła się w momencie, gdy rozgrywano zabójstwo niemowlęcia w kolebce przez chuliganów z Hyde Parku i postawiła swoje krzesełko na deskach sceny "Ja protestuję" - zawołała - "w imieniu sztuki przez duże S ja protestuję przeciwko takiej brutalności t wulgarności, przeciwko takiej demoralizacji na scenie teatru".
Aktorzy są dobrze przeszkoleni, krzesełko wynieśli za kulisy i grali dalej. Ale protest tej pani jest godny odnotowania. Trudno oczywiście, żeby się z nim solidaryzować: nie mam też zamiaru - gdybym go żywił, nie zabierałbym się do tłumaczenia. Nie mam też zamiaru rozwodzić się nad różnicą miedzy pokazywaniem gwałtu w dziełach sztuki a propagowaniem zachowań chuligańskich (można jedynie wspomnieć, że badania prowadzone w USA nad wpływem telewizji na dzieci wykazały bardzo nieznaczny związek między oglądaniem scen gwałtownych a przestępczością nieletnich - tak nieznaczny, że z tezy o "demoralizacyjnej" roli telewizji trzeba było zrezygnować). Natomiast, chciałbym się zachwycić postawą tej pani: tym, że wstała i wyraziła swój stosunek do tego, co zobaczyła na scenie.
Podkreślić należy, że zrobiła to w "normalnym" teatrze, a nie w eksperymentalnym i gościnnie występującym, co jest rzeczą niezwykłą, gdyż zazwyczaj traktuje się u nas teatr jako miejsce tzw. godziwej rozrywki i szczyt kontestacji osiągany np. w operetce przez gości targowych (przykład poznański) to chrapanie na śpiewogrze Brylla. Wymieniona pani zademonstrowała oczywiście pewien konserwatyzm, ale dobrze, że się go nie wstydziła - zawsze lepiej się dyskutuje z konserwatyzmem świadomym i nie zamaskowanym niż z kryptokonserwatyzmem, który oczekuje, iż wszystko będzie się odbywało tak, jak to siły wyższe (Bóg, Historia, etc.) zaplanowały, a przeto należy się zmieścić w przewidywanych ramach wydarzenia i spokojnie przeczekać do końca.
Zjawisko o którym mowa, jest zjawiskiem z zakresu socjologii teatru, a nawet socjologii "życia publicznego": uważam, że należy na nie zwrócić baczniejszą niż dotąd uwagę, a to dlatego, że nieustannie umykają naszej uwadze kształtujące się w tym kraju postawy, które potem znienacka owocują w czymś, co nam wcale do głowy nie przychodziło, albo powodują, że spod instytucji zbożnych i dobrze urządzonych usuwa się nagle grunt i zostają one nieco "w powietrzu".
W samym fakcie "konserwatyzacji" pewnych obszarów życia społecznego nie ma jeszcze niczego dziwnego - każdy porządny rozwój powodować musi zamrożenie ruchliwości i pomysłowości w ogóle, gdyż coś trzeba dostosować do najważniejszych celów stawianych sobie przez zbiorowość. Jest nawet chyba sens mówić o pewnym "uklasycznieniu" współczesnych społeczeństw, zwłaszcza po burzliwych latach sześćdziesiątych: w takich Stanach Zjednoczonych radykalizm młodzieży nie przejawia się już w montowaniu opozycji antyrządowej, ale w streakingu i przerabianiu (ale prywatnym) obyczaju. U nas obyczaj też jest stateczny, a konserwatyzm spokojniejszy o swą przyszłość.
Dziwić jednak może fakt, że mimo sprawnego funkcjonowania wszystkich instytucji kulturalnych i naukowych nikt jakoś nie dostrzega, że wszystko, co się dzieje, dzieje się w ośrodku mało skłonnym do reakcji żywszych (symptomatyczne w tej mierze jest stałe zanikanie studenckiego ruchu kulturalnego - w tej chwili jest to kilka teatrów, jeden czy dwa kabarety i kilka kontynuowanych pomysłów), raczej zadowalającym się wyczekiwaniem na naturalny przebieg wypadków. Dziwić też może, że jedynym konserwatystą zdeklarowanym jest Kisiel, ofiara "postępowców", podczas gdy postępowcy powinni raczej zachować Kisiela na pamiątkę potomności, a zająć się kryptokonserwatystami, którzy raz po raz stają na drodze ciekawszych pomysłów społecznych czy - w naszym wypadku - estetycznych.
Dlatego też potrzebny jest stały dialog z konserwą: takim dialogiem jest na przykład rozmowa pani z aktorami w czasie spektaklu "Ocalonych" Bonda (za których bierze się obecnie Z. Hubner w Warszawie, gdzie mu również żywej sztuki życzę).