Artykuły

Impro atak na Sopot

Na scenę wbiegają jak zawodnicy MMA, zapowiadani przez lidera grupy. Potem przez półtorej godziny bawią ludzi, dbając o to, by nie przekraczać granicy dobrego smaku. "Impro Atak!" to pomysł na niezobowiązujący wieczór, pełen zabawnych momentów, ale i mocno nierównych improwizacji - pisze Łukasz Rudziński w portalu Trójmiasto.pl.

Teatr impro, choć ma w Polsce kilkanaście lat, od kilku nabiera wyraźnego rozpędu. Zajmują się nim nie tylko liczne grupy studenckie, skupione wokół ośrodków akademickich czy amatorskie grupy znajomych "z podwórka". Coraz częściej improwizatorzy regularnie się spotykają, przywiązują uwagę do niuansów występu, wymieniają się doświadczeniami podczas coraz liczniejszych ogólnopolskich festiwali i tworzą niezłej jakości show. Spektakle impro przyciągają widzów swoją niepowtarzalnością, ulotnością i możliwością wpływania na zdarzenia kreowane przez występujących. Bo nie ma dwóch podobnych spektakli impro - nawet te oparte na identycznym schemacie okazują się być całkowicie inne podczas kolejnego wieczoru. Największą siłą jest tutaj żywioł aktorskich improwizacji, inspirowanych przez sugestie publiczności oraz - jak w przypadku "Impro Atak!" - zdań wypisanych przez publiczność przed spektaklem.

Łódzką grupę w stosunku do większości tego typu formacji w Polsce wyróżnia warsztat aktorski (improwizujący są dyplomowanymi aktorami, występującymi na łódzkich scenach, wspartymi mistrzem Polski beat boxu Zorakiem, czyli Marcinem Szymańskim). Piątkę aktorów (oprócz Zoraka to Jacek Stefanik, Kamila Salwerowicz, Wojciech Oleksiewicz i Michał Bieliński) uzupełnia dbający o warstwę muzyczną spektaklu Sławomir Bartkiewicz. "Impro Atak!" zyskuje sympatię widzów już podczas bardzo dobrze pomyślanej, integrującej publiczność rozgrzewki.

Aktorzy proponują kilka najbardziej klasycznych krótkich form, jak "freeze" (scenka przerywana na komendę "stop" i kolejny gracz "wchodzi" w pozę poprzednika, kontynuując historię), "dyrygent" (improwizowana opowieść kontynuowana przez osobę wskazaną w dowolnym momencie przez prowadzącego), "kwestie z kieszeni" (improwizowane scenki, podczas których korzystają ze zdań zapisanych na kartkach przez widzów) czy "gatunki filmowo-teatralne" (odgrywanie opowieści w wybranych konwencjach filmowych lub teatralnych). Dodają do tego nieco mniej popularne "wywiad-ręce" (wywiad dziennikarski z bohaterem, któremu rąk "użycza" schowana za nim improwizatorka), czy "barman", gdzie kolejni klienci wyśpiewują barmanowi swoje problemy.

Istotą impro są zabawne, często absurdalne skojarzenia, za jakimi podążają improwizatorzy by wydobyć z historii komizm słowny i sytuacyjny. Niekiedy przeradza się to w prawdziwe szarże, w których łatwo się zagalopować i kogoś urazić. Przytomnie więc prowadzący spektakl Jacek Stefanik z góry rezygnuje z odniesień do polityki i religii, a gdy takowe się pojawiają, przerywa grę. Publiczność podczas impro zawsze jest kopalnią intrygujących pomysłów, pomagających umiejscowić kolejne scenki i scharakteryzować bohaterów (podczas sopockiej premiery "Impro Atak!" poznaliśmy m.in. wnętrze brzucha Smoka Wawelskiego).

Grupa ta poziomem improwizacji nie odbiega specjalnie od innych czołowych grup impro w Polsce (jak warszawskie Klancyk i Ab Ovo, krakowska Ad Hoc, zielonogórska Siedem Razy Jeden czy trójmiejskie Abordaż i Peleton). To, co wyróżnia "Impro Atak!", to dbałość o detale - świetnym pomysłem jest zaangażowanie beatboxera Zoraka, zaskakująco dobrego także aktorsko. Może z uwagi na premierową publiczność w improwizacjach brakowało jednak nieco odwagi i odrobiny szaleństwa, a takich momentów, jak podjęcie akcji od hasła "jaskółka" zaproponowanego przez widzów - "ja z kółka różańcowego przyszedłem..." było jak na lekarstwo.

Zdecydowanie najmocniejszym punktem półtoragodzinnego spektaklu okazały się piosenki improwizowane u barmana - zarówno song smutnej, bo zmuszonej iść na urlop dziewczyny (najbardziej uzdolniona wokalnie Kamila Salwerowicz), piosenka wściekłego na swój brak tolerancji na alkohol mężczyzny (Wojciech Oleksiewicz), jak i śmiertelnie zakochanego w sobie narcyza (Zorak), którym udanie wtórował barman (Jacek Stefanik) wykonane były zabawnie i w dobrym tempie. Właśnie dynamiki, szybkiego tempa i płynności brakowało nieco niektórym improwizacjom, ale spektakl w całej swojej różnorodności wypadł naprawdę dobrze. Planowany na listopad przez tę grupę "musical improwizowany" zapowiada się więc bardzo ciekawie. Jednak już dzięki "Impro Atak!" śmiechu i dobrej zabawy w Sali Koncertowej Polskiej Filharmonii Kameralnej Sopot nie powinno zabraknąć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji