Artykuły

Próba zjazdu rodzinnego

Teatr Dramatyczny stał się oto teatrem gwiazd. Ma trzech znakomitych aktorów, obdziela nimi kolejne pre­miery i dba troskliwie o to, by Holoubek, Świderski i Hanuszkiewicz nie zetknęli się ze sobą twarzą w twarz w jednym spektaklu. Dzięki temu mieliśmy Hamleta, który był popisem wirtuo­zowskim Holoubka, dzięki temu mieliśmy "Fizyków", w których Świ­derski, u boku Łuczyckiej, nie po­zwolił nam mieć najmniejszych wątpliwości, że to właśnie Möbius jest najznakomitszym fizykiem i najpełniejszym człowiekiem współczesnym z trójki pensjonariuszy zakładu pani Matyldy von Zahnd, dzięki temu mamy wreszcie "Zjazd rodzinny" Eliota, z ładną, czysto i elegancko poprowadzoną przez Ha­nuszkiewicza rolą Harry'ego. Bardzo dobrze, że teatr ma takie ambicje. Obejrzeliśmy w ten sposób nie tyl­ko trzy różne kreacje, trzech bardzo różnych, zawsze - fascynujących aktorów, ale także zholoubkowanego Hamleta, także barbarzyńsko wstrzą­sających "Fizyków", także pierwszego Eliota na scenach polskich.

Znowu salon. Jak w dramie tra­dycyjnej z wyższych sfer. Wiado­mo, współczesny dramat narodził się w salonie i cierpi do dziś na kom­pleks salonu. Jest on wszechobecny, widzimy go nawet wtedy, gdy autor go parodiuje, jak Różewicz, widzący w salonie symbol mieszczańskiej stabilizacji, gdy odbiera mu sens, jak Mrożek, który umieszcza salon na tratwie na pełnym morzu, gdy go rozbija, jak Drozdowski, który ka­że po prostu swoim bohaterom być normalnymi ludźmi "z Polski". Sa­lon Eliota istnieje jeszcze na scenie, ale i tu pełni nową funkcję. Jest tłem i ramą dramatu poetyckiego. Występują w nim angielscy arysto­kraci i hrabia Harry, z którego Eliot czyni współczesnego Orestesa. Fale zmyły z pokładu żonę Har­ry'ego. Uważa się za zabójcę. Po­myślał o tym, że mógłby to uczy­nić - i stał się w ten sposób ofia­rą klątwy: trzydzieści pięć lat temu jego ojciec również chciał śmierci swojej żony. Harry musi to zło wziąć na siebie, musi je odkupić. Rezydencja w zimnej Anglii staje się miejscem, w którym rozgrywa się dramat grzechu, odkupienia, eks­piacji i zadośćuczynienia. Dzieje się współcześnie, ale jest to współczes­ność, w której występują Erynie chóry, przekleństwo i Los, w której mówi się wierszem ("Dusza ludzka ma skłonność do tego, aby w chwi­lach głębokiego podniecenia szukać wyrazu w strofach poetyckich. Nie moją, ale neurologów sprawą jest zbadanie, dlaczego tak się dzieje...").

Formule eliotowskiej dramatu po­etyckiego pozostał Bohdan Poręba, reżyser spektaklu warszawskiego, wierny jedynie w połowie: w rozegraniu tego dramatu zbrodni, prze­kleństwa i antycznej kary salon współczesny, z jego obyczajowością, kostiumem i gestem arystokratycz­nym bardzo mu przeszkadzał. To, co Eliot połączył w sposób natural­ny, zostało pracowicie pooddzielane, tłem zjazdu rodzinnego stała się bardziej kompozycja surrealistyczna (której uległa w pewnym stopniu także Ewa Starowieyska) niż auten­tyczny pałac angielski i autentycz­ni współcześni arystokraci angiel­scy. Eliot pozostał, brzmiał szlachet­nie i czysto, ale narzucona mu zo­stała konsekwentnie inna konwen­cja, trudniejsza, trochę sztuczna, przerzucająca akcent z poetyckości na napuszoność, pozornie łatwiejsza dla aktora, ale przecież oddalająca go od Eliota. Poradził sobie dlate­go z tą pierwszą próbą polskiego "Zjazdu rodzinnego" tylko Hanuszkie­wicz, i jeszcze Rysiówna, i chyba także Halina Dobrowolska, których zimne, powściągliwe, czysto robione aktorstwo nadało ton całemu przed­stawieniu. No i oczywiście tłumacz,Olgierd Wojtasiewicz - uczony sinolog, cybernetyk i autor tablic lo­garytmicznych.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji