Artykuły

Stąpanie po kruchym lodzie

Jak doszło do realizacji "Sanatorium Pod Klepsydrą" w Teatrze Studio?

Oskar Koršunowas: Propozycja wyszła od dyrektora Zbigniewa zaraz po moim spektaklu {#re#8689}"Bam" i odebrałem ją jako zaproszenie do dalszej współpracy z tym teatrem, którą bardzo sobie cenię. Tak się złożyło, że moja warszawska premiera zbiega się w czasie z wydaniem prozy {#au#814}Schulza{/#} na Litwie. Dla mnie "Sanatorium Pod Klepsydrą" to przede wszystkim powieść o wyzwalaniu się z dzieciństwa. A twórczość Schulza jest przedmiotem mojej szczególnej fascynacji, obok utworów Bułhakowa.

- Na Litwie zrealizował pan tak różne sztuki, jak "Sen nocy letniej", "Shopping and Fucking" czy "Mistrz i Małgorzata". Jaki jest więc kierunek pana artystycznych poszukiwań?

- Kiedy zakładałem w Wilnie swój teatr, wytyczyłem sobie dwa zasadnicze cele: Po pierwsze, zająć się inscenizacją najnowszej dramaturgii zarówno litewskiej, jak i zagranicznej oraz pracować ze współczesnymi twórcami. Drugi, równoległy tor poszukiwań to wystawianie klasyki światowej. Ona daje wielką możliwość nie tylko dotarcia do istoty teatru, ale także odświeżenia jego języka i zachęca do nowych interpretacji, jak choćby w przypadku "Mistrza i Małgorzaty".

Wspomniał pan o dramaturgii współczesnej. W Polsce na brak rodzimej dramaturgii narzekamy od lat. A jak wygląda to na Litwie?

U nas jest niestety bardzo podobnie. Też organizowane są konkursy i też nie przynoszą spodziewanych efektów. Zastanawiałem się nad przyczyną tego zjawiska i mam wrażenie, że ludzie, którzy piszą, są daleko od teatru. I nie ma co załamywać rąk. My na przykład zrobiliśmy w pewnym momencie eksperyment: zaprosiliśmy do współpracy poetę Sygitasa Parulskisa. Odbył on serię spotkań z naszymi aktorami i z myślą o nich pisał sztukę. Kiedy kończył pisać poszczególne jej akty, ćwiczyliśmy w sali prób. Autor był obecny i mógł na gorąco obserwować jak jego tekst brzmi na scenie. Okazało się to ciekawym doświadczeniem dla obu stron. Współczesny teatr wymaga od twórców wielkiej aktywności. I trzeba przyznać, że teatry niezależne taką aktywność wykazują. Może dlatego najciekawsze zjawiska zdarzają się ostatnio właśnie tam. Wystarczy wymienić choćby spektakle Eimuntasa Nekrošiusa czy Rimasa Tuminasa...

- Czy jest jakiś polski dramaturg, który cieszy się na Litwie szczególnym zainteresowaniem?

Gdyby zapytał mnie pan o to 10 lat temu, powiedziałbym, że najbardziej modny jest bez wątpienia Mrożek. Ale to było 10 lat temu...

- Jesteście jednym z kilkunastu teatrów prywatnych, jak więc sobie radzicie z finansami?

- Jako teatr niezależny nie otrzymujemy żadnych dotacji ze strony państwa. W sprawach organizacyjno-finansowych poruszamy się jak po kruchym lodzie. Ponieważ nie wypracowano dotąd stosownych wzorców do wszystkiego musimy dochodzić sami. Uczymy się zdobywać sponsorów, pozyskiwać od nich środki na naszą działalność. Nie jest to łatwe, bo podobnie jak w Polsce, na Liwie nie uchwalono dotąd żadnych przepisów sprzyjających instytucjom wspierającym kulturę. Nasi sponsorzy nie mogą liczyć na ulgi i odpisy podatkowe, jedynie na to, że informacje o nich umieścimy w programach teatralnych. Przygotowując każdy spektakl staramy się znaleźć dla niego koproducenta.

- Ile osób liczy pana zespół?

Trudno to określić, bo nie mamy stałych etatów. Z każdym aktorem podpisujemy umowę na konkretny tytuł. Ponieważ niektóre nazwiska powtarzają się, możemy więc mówić o pewnym stałym trzonie aktorskim, który liczy około 10 osób. W takich warunkach w ciągu dwóch sezonów udało nam się wyprodukować 8 premier.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji