Artykuły

Rozczarowani dramatem poszli do "Lalek"

Fascynujący świat pokazany podczas Ogólnopolskiego Festiwalu Teatrów Lalek zachęcał do uczestnictwa nawet widzów, którzy nie bywają w teatrze. Z kolei dramat w Teatrze im. Kochanowskiego działał na niekorzyść ogólnego obrazu środowiska twórców - pisze Martyna Friedla w Gazecie Wyborczej - Opole.

Zapowiedź rozpadu

Konflikty związane ze złym zarządzaniem, protesty związków zawodowych i aktorzy sprzeciwiający się polityce wynagrodzeń, jaką proponował dyrektor "Kochanowskiego" Tomasz Konina, były głównym tematem rozmów o teatrze dramatycznym w ubiegłym sezonie. A co się w nim właściwie działo?

W teatrze Kochanowskiego na początku było nieźle

Początek zapowiadał się naprawdę dobrze. Widzowie zostali wprowadzeni na widownię labiryntem, który okazał się być korytarzem mieszkania Wingfieldów. Tak było w "Szklanej menażerii" w reżyserii Jacka Poniedziałka, która premierę miała w połowie września ubiegłego roku. Zaproszeni do teatralnego świata widzowie mogli oczekiwać, że dalsze propozycje zachęcą ich do pozostania na dłużej. Wspaniały aktorsko spektakl na podstawie tekstu Tennessee Williamsa przedstawiał dramat rodzinny, przemianę wartości prowadzącą do kryzysu. Rozbudzał też nadzieje na dalsze zaspokajanie apetytu na sztukę problematyczną, nie naiwną, taką, która pobudzi dalsze refleksje. Próżne nadzieje.

Teatr coraz dziwniejszy

15 listopada zaproponowano opolskiej widowni "Szalone nożyczki" zapowiadane jako pierwsze na naszej scenie przedstawienie interaktywne. Okazało się, że spektakl klasyfikuje się w randze "maydayowej", co jednak nie znaczy, że nie zyskał popularności. Wszystko w myśl zasady: pośmiejmy się, pobawmy i wróćmy do domu włączyć telewizor.

W teatrze robiło się tymczasem coraz dziwniej. Pojawiały się karykatury Lynchowskich obrazów i surrealistyczne wizje w spektaklu "Alicja po drugiej stronie". Widz został zbombardowany zagadkami logicznymi, których nie miał czasu rozwiązywać. Potem zaproponowano melodramat inspirowany powieścią Pamuka. W opinii krytyków spektakl uczynił z wybitnego pisarza grafomana i sprowadził treść do banału. Z kolei w festiwalowym "Weselu na podstawie wesela" wykorzystano obrotówkę, ale niewiele z niej wynikło, bo kręcono się wokół refleksji, że "z Wyspiańskiego już nic dziś nie zostało". Ze spektaklu też zresztą zostało niewiele. Po tym wszystkim pojawił się jeszcze Paweł Świątek z autorską teorią dotyczącą genderowych roszad i ze "Snu nocy letniej" zrobił kabaret.

Cała nadzieja w Opolskim Teatrze Lalki i Aktora

Cały ciężar odpowiedzialności za poziom sztuki teatralnej w Opolu spadł więc na barki teatru lalek. Nie wyglądało jednak na to, by była to dla niego mitręga. Widoczny natomiast był ogromny entuzjazm w edukowaniu młodych pokoleń. Warsztaty i spektakle w mistrzowskiej oprawie scenograficznej uczyły empatii, rozmowy, znajdowania rozwiązań w trudnych sytuacjach życiowych. Tak przygotowanemu odbiorcy można zaproponować również trudniejsze projekty, nie bojąc się o straty finansowe. W tym sezonie pojawił się sporny projekt Alicji Morawskiej-Rubczak - teatru dla dzieci do lat trzech, który jednak sam się obronił i okazał się sukcesem. Swoją wizją świata i wrażliwością podzieliła się również z widzami Elżbieta Żłobicka w monodramie "Mój duch przyjazny". Spektakl stworzył dla dorosłych widzów przestrzeń do pogłębienia problemu i rozmowy o osamotnieniu chorego człowieka. Najmocniejszym akcentem była jednak inscenizacja ['dziady] w reżyserii Pawła Passiniego, który dokonał rekonstrukcji obrzędu w nowy sposób. To włączanie widza w teatralny świat jest niezwykle potrzebne. Stąd też wziął się sukces działań festiwalowych, kiedy spektakle angażowały widzów w mieście. Znaleziono miejsce na wszystko: również na kabaretowy show lalki "Kazia Sponge'a".

Co dalej?

Zakończenie sezonu w "Kochanowskim" pełne było promocji, które okazały się strzałem w kolano. Darmowe spektakle i zniżki na bilety mogły tylko zaszkodzić funduszom instytucji, a wizerunku instytucji wcale nie podreperowały. Na 25 września zapowiadany jest jeszcze projekt "Dożynki polskiej piosenki", o którym na razie niewiele wiadomo. Sądząc po tytule, wątpliwym sukcesie spektaklu, w którym zespół "Kochanowskiego" już kiedyś wziął się za polską piosenkę, a także całym sezonie teatralnym - można się tylko bać.

5 i 6 lipca w "Kochanowskim" pojawi się też projekt Grażyny Misiorowskiej i Macieja Namysło, którzy w piątej już odsłonie współpracy z dorosłymi uczestnikami Teatrowni zaprezentują spektakl "Coś wspaniałego i coś jeszcze". Czy będzie to akcent zapowiadający dobrą przyszłość teatru? Konina zostawił teatr w stanie rozkładu. Jego następca zostanie wyłoniony w ciągu miesiąca, ale mówi się na razie o zaledwie jednym zgłoszeniu. Czy trudno się dziwić?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji