Artykuły

Przyjrzymy się ludziom i ich ułomnościom

- Warto przyjrzeć się do czego doprowadza wieczne aspirowanie, nieustanna potrzeba przypochlebiania, podlizywania się w nadziei na łaskawość wszelkich pozornych władców świata - mówi reżyser Adam Orzechowski przed premierą "Murzyna warszawskiego" Antoniego Słonimskiego na Scenie Kameralnej Teatru Wybrzeże w Sopocie.

Najnowszy tytuł na afiszu Teatru Wybrzeże to zapomniana przedwojenna Antoniego Słonimskiego, "Murzyn warszawski". Reżyser, Adam Orzechowski, opowiada, czemu zainteresował go ten tekst i co jest w nim wciąż aktualnego.

Przemysław Gulda: Znów - zaraz po inscenizacji dramatu Zapolskiej - "odkopuje" Pan zapomniany tekst z przeszłości. Czy to tylko echa programu "Klasyka żywa", który właśnie temu służy, czy może raczej po prostu woli Pan pracować ze starszymi dramatami?

Adam Orzechowski: Lubię pracować z dobrą literaturą, nie jestem jakoś szczególnie przywiązany do klasyki na przykład, czy też współczesnej literatury, dajmy na to - niemieckiej. Oczywiście "Klasyka żywa" stawia wyzwanie badania potencjału dawnych tekstów. Z naszej nieprzebranej narodowej skarbnicy postawiliśmy w Wybrzeżu w tym sezonie na cztery tytuły. I sprawdzamy, jak z naszym tu i teraz rymują się teksty sprzed stu pięćdziesięciu, stu, czy osiemdziesięciu lat. Widzimy mniej lub bardziej wnikliwą analizę, próbę interpretacji i celny komentarz do naszej współczesności, a nasi widzowie również bez kłopotu odnajdują w tych tekstach.

Na ile aktualny - pod względem merytorycznym i językowym jest dziś, Pana zdaniem, tekst komedii Słonimskiego?

- Napisana i prapremierowo wystawiona w 1928 roku pierwsza z komedii Słonimskiego nie straciła nic ze swej aktualności. Jej język jest ciągle komunikatywny, żywy, krwisty. A jej tematycznej materii, którą sam autor zamknął w celnym sformułowaniu "to komedia o snobizmie, której akcja rozgrywa się w środowisku inteligencji żydowskiej", trudno zarzucić brak żywotności czy archaiczność - wręcz przeciwnie. Historia, opowiedziana w komedii, rozgrywa się w rodzinie chorującego na polskość księgarza żydowskiego pochodzenia, Konrada Hertmana vel Hertmańskiego. Jest autorem dziełka "O rymach męskich w Bogurodzicy", usiłuje przestawać z przedstawicielami polskiego high life'u, marzy o polskich orderach, o wydaniu córki za mąż za urzędnika polskiego MSZ, przystraja swą księgarnię pasami słuckimi. A chociaż księgarnia podupada, jej właściciel zajęty jest akurat przygotowaniami do godnego przyjęcia wyimaginowanej osobistości, francuskiego VIP-a. Ale, jak po premierze pisał Jan Lechoń, "Hertmański to człowiek żarty przez namiętność, świadomy jej, ale niezdolny jej pokonać; to po prostu człowiek - wszystko jedno Żyd, Francuz czy Polak"

Porusza Pan wiecznie gorący nad Wisłą temat stosunków polsko-żydowskich. Słonimski podchodzi do niego w sposób satyryczny, przewrotny, ale bardzo mocny. Czy nie obawia się Pan błędnych interpretacji zamiarów autora przez współczesnych widzów lub co gorsza - komentatorów, którzy nawet nie zobaczą spektaklu?

- Do rozmaitości interpretacji jesteśmy przyzwyczajeni, nie mamy na nie żadnego wpływu, więc chociaż się ich spodziewamy, nie paraliżują nas one. Sam Słonimski - z pochodzenia Żyd, ale z wyboru i przekonania Polak - w popremierowych recenzjach był atakowany z różnych stron, sam celnie te ataki odpierał: "Walczyłem z każdym przejawem kołtuństwa i równie nieprzyzwoicie byłoby mi przypisywać antypolskość, jak antysemityzm. Jestem osobno anty i osobno Semitą!" Autor "Murzyna" atakował po równo negatywne - jego zdaniem - zdarzenia i ułomności trapiące społeczność żydowską i społeczność polską. Nie uważał problemów żadnej z nacji za sferę tabu. Nie sądził, by pochodzenie czy skłonności bohaterów były powodem mogącym skłonić uczciwego artystę czy publicystę do pobłażliwości.

Czy w swojej interpretacji tego tekstu zamierza iść Pan raczej w stronę odtwarzania realiów społecznych sanacyjnej Polski czy uwypuklenia problemów obecnych w tekście Słonimskiego, których w polskiej naturze nie zmieniła ani wojna, ani czterdzieści pięć lat PRL-u, ani ćwierćwiecze młodego kapitalizmu?

- Nie zamierzam broń Boże, jak już wspomniałem, rekonstruować realiów sprzed lat. Interesuje nas współczesne działanie tekstu Słonimskiego. Warto przyjrzeć się do czego doprowadza wieczne aspirowanie, nieustanna potrzeba przypochlebiania, podlizywania się w nadziei na łaskawość wszelkich pozornych władców świata. Ambicje i działania wcale nie obliczone na szansę osobistego rozwoju, a tylko na przychylność i grzanie się w wyimaginowanym świetle tych pozornie lepszych. I bolesnych konsekwencjach - jak w przebłysku samoświadomości mówi bohater - tak potwornego załgania się, że nie sposób rozbić zafundowanego sobie klinczu.

Które z polskich wad - bo tak naprawdę przecież ich wyśmianiu poświęcony jest tekst Słonimskiego - są Pana zdaniem dziś wyśmiania najbardziej warte? Które będzie Pan najbardziej wyśmiewał w swoim spektaklu?

- Mimo, iż zależy nam na uruchomieniu całego komediowego potencjału tekstu, którego rodowodu upatrywano i u Moliera, i u Fredry, nie będziemy wyśmiewać ani ludzi, ani ich charakterów, ani ich wad. Postaramy się jedynie, z wyrozumiałością, przyjrzeć ludziom i ich ułomnościom, a ocenę ich postępków pozostawić widzom.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji