Artykuły

W obronie Jurandota

Jurandot ma rację twierdząc, że komedia, rozrywkowa kome­dia to u nas wstydliwy gatunek twórczości i trzeba odwagi, żeby się przyznać, iż się jest wyłącz­nie komediopisarzem.Jurandot ma tę odwagę; niestety i kryty­ka, i teatr utrudniają mu sytuację jak mogą. Doszło do tego, że trzeba stanąć w obronie laureata nagrody Ministra Kultury. Dramaturgia współczesna chęt­nie sięga po kostium historycz­ny. To zapewne nie tylko moda. Kostium historyczny, anegdota, przewrotnie potraktowane, stwa­rzają dodatkowe perspektywy, służą wyostrzeniu metafory, czy­nią ją celniejszą. Celem jest na­turalnie współczesność. Sztafaż historyczny to środek lub pre­tekst. Jerzy Jurandot w swojej ostatniej komedii "Dziewiąty sprawiedliwy" sięgnął aż do bi­blijnej historii o Sodomie, mieś­cie, które jako siedlisko wszela­kiego zła zostało przez Pana po­traktowane deszczem ognistym. Tak więc już sam wybór pretek­stu zapowiada, z czym będziemy mieli do czynienia. Trzej aniołowie przybywają do Sodomy w przeddzień jej zagłady, aby wyszukać dziesięciu sprawie­dliwych. Jeśli ich znajdą - w myśl umowy Abrahama z Panem Bogiem - miasto zostanie ura­towane. Aniołowie zostali przed­stawieni jako komisja rewizyjna z wyższej instytucji. Mają też i przywary zdarzające się jak naj­bardziej ziemskim rewidentom. Zorobabel - kierownik ekipy - okazuje się typowym formalistą, Azaryjasz - starym rozpustni­kiem, a Hod - lekkoduchem i pijakiem, niedostatecznie jeszcze oblatanym w niebiańskiej ideolo­gii. Aniołowie instrukcje swego szefa wypełniają niezbyt skrupu­latnie, poszukiwania opieszale posuwają się naprzód. Trzeba by­ło aż dwóch trzecich spektaklu, żeby dobili do cyfry ośmiu sprawiedliwych. I tu rzecz utknę­ła na martwym punkcie. Sytuacja wydawała się zupełnie bezna­dziejna. Skąd wziąć dalszych sprawiedliwych w tym gnieździe łapownictwa,oszustwa i rozwią­złych obyczajów? A więc i Jurandotowa Sodoma zginie? Nic podobnego. Autor robi kolosalną woltę i przedstawia nam Joasa zwanego dla swych łajdactw Huncwotem, przywódcę najciem­niejszych elementów w mieście, jako dziewiątego sprawiedliwego.Joasa demaskuje żona uważana dotąd za jego nałożnicę. Hunc­wot wprawdzie robił różne ma­chlojki,kantował,kombinował zbijał duże pieniądze na lewo,ale używał tych pieniędzy - jak Janosik - na cele filantropii społecznej. Ani grosza dla siebie. A wszystko dlatego, że w tej So­domie ludzie uczciwi się nie liczą. Joas tak mówi do anielskiej ko­misji: "Ja wiem co to znaczy, że od dziś będą mówili o mnie - porządny człowiek... Przestałem się liczyć. Straciłem wszelki au­torytet". Potem udowadnia, że w mieście są tysiące takich spra­wiedliwych, ukrywających się, konspirujących w obawie przed opinią publiczną. I na tym spek­takl się kończy pozostawiając nas w nadziei,że ci pracujący w podziemiu sprawiedliwi odwró­cą od Sodomy deszcz ognisty. Zło było pozorne, winy pozorne, nałożnice okazały się żonami, a huncwoty filantropami. Nie ma winy, nie będzie więc i kary.

Wszystko jest zachwycająco proste - jak w bajce. Autorska pobłażliwość odwraca od Sodomy nie tylko deszcz ognisty, ale na­wet poczucie winy. Trzeba przyz­nać, że trochę zbyt wiele tej pobłażliwości. Ogranicza ona zawar­tość myślowa komedii do pozorów krytyki, pozorów ostrości, pozorów głębi. Nic tu nie jest serio, ot - taka sobie zabawa. Autor nie stawia sobie wielkich zadań,chce bawić,a nie zmuszać do rozważań; rozśmieszać, nie drążyć sumienia. Cel równie dobry jak każdy inny.

Niestety, Teatr Dramatyczny, w najlepszej zresztą wierze, niezbyt dobrze przysłużył się Jurandotowi. Ludwik René, z ogromną starannością przygotował prapre­mierę "Dziewiątego sprawiedli­wego". Wspaniałość dekoracji i kostiumów (Wojciech Sieciński), cała inscenizacja, gra aktorska - mają na celu podniesienie tej komedii o kilka szczebli na dra­binie intelektualnej. I po co? Różnice w zamierzeniach autor­skich "Dziewiątego sprawiedliwego" i np. "Wizyty starszej Pani" są widoczne na pierwszy rzut oka. Ludwik René jest specjali­stą od Dürrematta, ale Jurandot nie jest Dürrenmattem. W spek­taklu czuje się fałsz i ten fałsz rzutuje na komedię. Jurandot wystawiony prościej, bez dora­biania mu dna, bez pogłębiania, byłby zabawniejszy. Rozrywko­wa komedia, to rozrywkowa ko­media - i nic więcej. Zgódźmy się z tym, nie ma czego się wsty­dzić. Jest to gatunek tak samo potrzebny jak intelektualny dra­mat, tym bardziej, że od lat w tej dziedzinie panuje zupełny nieurodzaj.

W "Dziewiątym sprawiedliwym" Jurandot zręcznie adaptuje dla celów lekkiej komedii zdobycze współczesnej dramaturgii;jest to udana próba popularyzacji form wypracowanych przez eksperymenty ostatnich dziesięcioleci. O ileż to lepsze od powielania wzo­rów Caillaveta i Flersa. Rzetelne rzemiosło, cięty dowcip, masa humoru - to już znamy u tego autora. W "Dziewiątym sprawie­dliwym" nie ma bohatera, pra­wie nie ma akcji, nie ma rów­nież w końcu problemu, wszyst­ko opiera się na słownym żarcie, pomysłach, pointach - a jednak ta bajka dla dorosłych bawi pu­bliczność. O to przecież chodziło. I doprawdy, nie trzeba jej przy­dawać głębi, których nie posia­da. Właśnie przed "pogłębiaczami" należy Jurandota bronić.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji