Artykuły

Tajemnica trzech kart

W Operze Narodowej kolejna superprodukcja tandemu Treliński - Kudliczka - "Dama pikowa" Piotra Czajkowskiego

Anna S. Dębowska: Na scenie pojawia się rząd automatów do gry. Akcja roz­grywa się współcześnie?

Mariusz Treliński: Zdecydowanie nie. Ilekroć przystępuję do kolejnej inscenizacji operowej, próbuję odnaleźć strukturę opowie­ści, jej uniwersalną esencję. Dlatego nie ma dla mnie znaczenia, w jakim kostiumie ją pokażę. Z premedytacją proponuję ujęcie ahistoryczne. W "Damie pikowej" pewne rzeczy skojarzą się widzowi z dawną Rosją, a niektóre z naszą rzeczywistością. Ważniejsze jest dla mnie przesłanie, które tu jest całkowicie współczesne. Na tym polega luksus inscenizowa­nia opery - ten gatunek sztuki jest czystą umownością.

Co w tej historii jest tak bardzo współ­czesne? Namiętność do hazardu, na­łóg w ogóle? To chyba uproszczenie.

- Byłoby to krzywdzące spłycenie. W inscenizacji odniosłem się do opo­wiadania Aleksandra Puszkina, na którego podstawie powstało li­bretto opery - dodajmy uproszczone i nieco kiczowate, jak więk­szość XIX-wiecznych scenariuszy operowych. Jednak sama opowieść jest fascynująca i otwarta na nie­zliczoną liczbę interpretacji. Im głę­biej wejść w to opowiadanie, tym więcej pytań się pojawia. Równie do­brze jest to historia o opętaniu, pak­cie z szatanem, jak o nałogu. Nie sku­piam się na żadnym z tych wątków, nie chcę dawać odpowiedzi.

Bohaterem jest Herman, który pała skrytą namiętnością do kart

- Jego postać jest kluczem do inter­pretacji "Damy pikowej". Obsesja Hermana kojarzy mi się z inną posta­cią - Raskolnikowem ze "Zbrodni i kary" Dostojewskiego, również ogarniętym jedną idee fixe. Zadzi­wiające, że i Puszkin, i Dostojewski opisują swoich bohaterów niemal ty­mi samymi słowami: "Blady, mrocz­ny, jak z piekła rodem", snujący się w gorączce po ulicach Petersburga. Można odpowiedzieć przyziemnie, że jest hazardzistą, któremu zależy tylko na pieniądzach. Idę jednak głębiej. Trzy karty, które w cudow­ny sposób zapewniają wygraną, a których se­kret zna Hrabina, to tajemny kod szczęścia. Gra idzie o nieśmiertel­ność, o zdobycie ta­jemnicy głębszej niż za­gadka trzech kart.

Eksponuje Pan jednak mocno motyw kasyna.

- Ukazuję jego przestrzeń we wściekłej czerwieni, która jest znakiem hazardu, pie­kła i demonów. Praw­dziwe namiętności Hermana znajdują za­spokojenie w kasynie. Ale daleki jestem od materialistycznej interpreta­cji "Damy...". Mając szansę dwu­krotnej realizacji tego spektaklu, w Staatsoper w Berlinie i teraz w Warszawie, zastoso­wałem całkowicie inne środki wyrazu. W re­alizacji warszawskiej zrezygnowałem np. z pokazywania na sce­nie demonów, które osaczają Hermana i wpływają na jego decyzje.

Kieruje się Pan w stro­nę dramatu psycholo­gicznego?

- Zwykle sprowadzam postaci do znaku, operuję skrótem psycholo­gicznym. Tu po raz pierwszy jestem tak blisko dramatu psychologiczne­go. Bohaterowie to wyraziste oso­bowości.

Hrabina jest u Pana kobietą w pełni sił życiowych, nie staruszką nad grobem.

- Żyjemy w epoce, gdzie operacje plastyczne pozwalają żyć poza cza­sem. I tak przedstawiam Hrabinę. Cały czas żyje ona jak megagwiazda filmowa, jakby Marlena Dietrich po liftingach - nosi czarne kapelusze, nocami przychodzi do kasyna i krą­ży wokół stołu. Dopiero w domu "rozpada się" - jest schorowaną, nę­kaną alkoholizmem i samotnością starą kobietą. Premierową Hrabiną będzie mezzosopran Małgorzata Walewska - świetna aktorka i śpiewacz­ka. W wyborze pomógł mi dyrektor Kord, który bardzo dużą wagę przy­kłada do dramaturgii - on też wybie­rał wokalistów pod kątem postaci scenicznych.

Gdy Herman przychodzi do Hrabiny, by wydrzeć jej sekret, muzyka osiąga maksimum intensywności i napięcia.

- Muzyka Czajkowskiego jest nie­samowita. Obrazy, które wywoły­wała w mojej wyobraźni, miały czy­sto ekspresjonistyczny charakter. Bo­ris [Kudliczka, autor scenografii do spektaklu - red.] widział to po­dobnie.

Nie po raz pierwszy pojawiają się u Pa­na motywy ekspresjonistyczne.

- To jeden z motywów w sztuce, który jest mi bliski. Np. w "Damie pikowej" prawie 40 minut rozgry­wam na jednej białej kurtynie, która pełni funkcję ekranu dla gry światła i cienia, jakby rodem z filmów eks­presjonistycznych z początku wie­ku XX. Punktem odniesienia były dla mnie filmy Murnaua, Pabsta. To jest ta stylistyka.

MARIUSZ TRELIŃSKI

- Sztuka uwolniona od na­śladownictwa natury jest i metafizyką, i narzędziem, które pozwala sięgnąć poza granice rzeczywistości - uważa Mariusz Treliński, reżyser filmo­wy i operowy. Te słowa świetnie charakteryzują jego twórczość. Mimo że w swoich operowych inscenizacjach nieustannie pod­kreśla umowność przedstawiane­go świata, tchną one żydem, tra­fiają w sedno wrażliwości widza. Jego debiut na scenie Teatru Wielkiego - "Madame Butterfly" (1999) Giacomo Pucciniego - przyjęto jak objawienie. Od tamtego czasu artysta odnosi sukces za sukcesem. Wielbicie­lem jego oper jest sam Placido Domingo - wprowadził je na de­ski amerykańskich teatrów. "Madame Butterfly" i "Andreę Cheniera" wystawiono w Operze Waszyngtońskiej, "Don Giovanniego" w Los Angeles. Rok temu reżyser triumfował w Staatsoper w Berlinie "Damą piko­wą" ze świetną kreacją Dominga w partii Hermana (zamówiony przez berlińską operę spektakl powstał w koprodukcji z Teatrem Wielkim). W niedzielę premiera "Damy..." w Operze Narodowej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji