Spałem w programie
"Honor samuraja" w reż. Moniki Strzępki w Teatrze im. Norwida w Jeleniej Górze. Pisze Krzysztof Kucharski w Słowie Polskim - Gazecie Wrocławskiej.
Najnowszej premierze w jeleniogórskim teatrze towarzyszy program teatralny wydrukowany na... t-shircie. Włożyłem go więc na siebie i nieco się w nim zdrzemnąłem. Śniło mi się, że prostytutka Shaylee doprowadza swój perwersyjny striptiz do finału. Ale sny się nie sprawdzają.
Aktorski kwartet zagrał świetnie. Po paru minutach sugestywnych scenek czujemy zażenowanie przechodzące w obrzydzenie do całej tej rodzinki. Cliff (Jacek Grondowy), ojciec, tylko ogląda telewizję. Linda (Lidia Schneider), matka, próbuje utrzymać rodzinę, pracując jako króliczek "Playboy'a", i demonstruje nam komicznie różne odcienie dewocji. Shaylee to wyrodna córka, wspaniale zagrana przez Małgorzatę Osiej-Gadzinę. Wreszcie - najmłodsza latorośl, Wynne (Jakub Giel), 16-latek pochłonięty grami komputerowymi - sprawia wrażenie psychicznego kaleki. Normalnie byśmy tego nie wytrzymali, ale groteskowe przerysowanie sprawia, że częściej się śmiejemy niż oburzamy. Monika Strzępka (reżyserka) i Maciej Chojnacki (scenograf) sami na siebie zastawili pułapkę. Pomysł, by kwartet aktorów siedział na scenie nawet wtedy, gdy niektórzy powinni być za kulisami, z początku wydaje się intrygujący. Zabrakło konsekwencji i w końcu reżyserka chowała aktorów za kanapę. Nie wiem też, co chciała mi powiedzieć. Zagubiła przesłanie dramaturga Adama Rappa, który próbuje obudzić zagubionych ludzi pokazując strzępy uczuć.