Artykuły

Paradoks polskiego Hamleta

Za powszechnie obowiązującą uznawana była definicja głosząca, że inteligentem jest w Polsce tylko ten, kto czyta "Politykę", "Gazetę Wyborczą" i "Tygodnik Powszechny". A że były to media jednoznacznie zaangażowane najpierw w Unię Demokratyczną, potem Unię Wolności, wreszcie Platformę Obywatelską, nastąpiło niejako automatyczne przeniesienie tej definicji na polityczne wybory - pisze Piotr Legutko w Gościu Niedzielnym.

"Możemy nosić chińskie ciuchy, jeździć czeskimi autami, patrzeć w japońskie telewizory, gotować w niemieckich garnkach hiszpańskie pomidory i norweskie łososie. Co do kultury, to jednak wypadałoby mieć własną". Ten cytat z Andrzeja Sapkowskiego za motto swojego protestu przyjęli pracownicy instytucji kultury z Małopolski. Ich wynagrodzenia w ciągu ostatnich lat dramatycznie oddaliły się od płac nie tylko w gospodarce, ale i sferze budżetowej. Tak samo dzieje się w całej Polsce. Strona założona przez organizatorów protestu nosi znamienny tytuł: "Dziady kultury".

Zgoła odmienny jest jednak ton publicznych wypowiedzi najbardziej znanych aktorów, pisarzy czy reżyserów. Krystyna Janda na jednym z portali napisała niedawno: "Niech wszystko rozwija się i kwitnie tak jak przez ostatnie 25 lat i niech nikt temu nie przeszkadza. Tylko raz zakłócano ten swobodny bieg wydarzeń i spraw, podczas dwuletniego panowania PiS-u. Nie chcę powrotu".

Ponieważ wpis był publiczny, w formie listu otwartego odpowiedział Krystynie Jandzie poseł PiS i były wicemarszałek województwa mazowieckiego Arkadiusz Czartoryski. Przypomniał, że to właśnie za jego kadencji aktorka nabyła od marszałkowskiej instytucji kino Polonia, które stało się siedzibą jej teatru. "Pamiętam Pani szczere i wielokrotnie wypowiadane podziękowania dla PiS-owskich władz Warszawy (...). Oczywiście na tym nie koniec, bo za chwilę - w 2006 roku - otrzymała Pani od PiS-owskiego Ministerstwa Kultury milion złotych na remont sali Pani teatru" - wylicza A. Czartoryski. List zawiera także pełną listę spektakli, na jakie teatr K. Jandy otrzymał sowite dotacje z urzędu miasta i z ministerstwa w czasie, gdy władzę sprawowało tam Prawo i Sprawiedliwość.

Jarosław Sellin, który w latach 2005-2007 był wiceministrem kultury, bardzo krytycznie komentuje wypowiedź aktorki. - Powinna bardziej ważyć słowa i być w swoich ocenach dotyczących naszej polityki kulturalnej uczciwa - zauważa.

Sellin nie przypomina sobie z tamtych lat ani przykładów ograniczania swobody artystów, ani ostracyzmu z ich strony. Przeciwnie, drzwi ministerstwa były otwarte dla ludzi o różnej wrażliwości, a ci chętnie z zaproszeń (i wsparcia) korzystali. - Dbałem o coś, co nazywa się pamięcią urzędu, z każdego takiego spotkania pozostały notatki, łatwo więc sprawdzić, jak było naprawdę -mówi obecny poseł PiS. Ubolewa, że tego typu niesprawiedliwe ataki stały się już negatywnym stereotypem i elementem czarnej legendy PiS, powtarzanej przez bardzo wielu ludzi kultury. Dlaczego tak się dzieje?

DYSTRYBUCJA UZNANIA

Przez ostatnie 25 lat o tym, kto jest godnym uznania artystą i wartościowym twórcą, decydowało w Polsce jedno środowisko zwane "salonem". Nobilitowało już samo "otarcie się" o ów salon. W jego progi wchodziło się jednak nie tyle przez wybitne czy błyskotliwe dzieła, co kooptację. Dystrybucja uznania odbywała się przez "Gazetę Wyborczą", której autorytet w sprawach kultury w pierwszych dwóch dekadach III RP nie był praktycznie kwestionowany. A uznanie to przekładało się często dla twórcy na jedyną szansę publicznego zaistnienia, bo właśnie to środowisko w sprawach kultury i mediów sprawowało nieprzerwane rządy (z dwuletnim zaledwie antraktem), świetnie się dogadując z postkomunistami z SLD.

Za powszechnie obowiązującą uznawana była definicja (autorstwa prof. Jerzego Jedlickiego) głosząca, że inteligentem jest w Polsce tylko ten, kto czyta "Politykę", "Gazetę Wyborczą" i "Tygodnik Powszechny". A że były to media jednoznacznie zaangażowane najpierw w Unię Demokratyczną, potem Unię Wolności, wreszcie Platformę Obywatelską, nastąpiło niejako automatyczne przeniesienie tej definicji na polityczne wybory. Po prostu wypadało publicznie deklarować poparcie dla jednej z tych partii. W przypadku twórców trudno jednoznacznie ocenić, na ile był to akt konformizmu, a na ile snobizmu, tęsknoty bycia akceptowanym przez salon. Jarosław Sellin ocenia, że obie motywacje były równie silne. Tak czy inaczej, zjawisko otwartego popierania rządów PO i prezydenta Komorowskiego i stało się w świecie kultury środowiskowym obowiązkiem, o czym świadczą składy komitetów honorowych, w większości składających się z aktorów, reżyserów i pisarzy.

MACIE NIEZŁY TUPET

- Najbardziej zdumiewający w tym wszystkim jest fakt, że czas rządów PO był dla ludzi kultury dużo mniej sprzyjający niż rządy PiS. Dla nas kultura była i jest absolutnym priorytetem, Platforma zaś ostentacyjnie lekceważyła tę dziedzinę - oceniaj. Sellin. Pewnie dlatego, że poparcie tego środowiska i tak miała w kieszeni - można dodać. I rzeczywiście. Nawet drastyczny spadek wynagrodzeń w instytucjach kultury czy znaczne ograniczenie twórcom możliwości korzystania z 50-procentowej obniżki kosztów uzyskania przychodu zaowocowały jedynie nielicznymi głosami protestu, które zawsze kończyły się tak samo: z PO może nie jest lekko, ale przecież PiS jest gorszy. Wojciech Pszoniak przyznaje wprost: "Platforma, na którą głosowałem, odpuściła kulturę, Tuska interesowała

Krystyna Janda zapomniała, że milion złotych na remont swojego teatru otrzymała zarządów PiS, którego tak się obawia piłka nożna. Politycy nie mieli potrzeby inwestowania w kulturę". Ale mówiąc to, nawet przez myśl mu nie przychodzi, by z tej diagnozy wyciągnąć wnioski.

Podczas gali wręczenia Paszportów "Polityki" pisarz Zygmunt Miłoszewski wygłosił ze sceny znamienny tekst: "Chciałem się zwrócić do różnych urzędników państwowych, którzy postanowili przyjść na imprezę ludzi kultury: macie państwo niezły tupet". Cytat został przyjęty w środowisku z uznaniem... manifestowanym prywatnie. Publicznie deklarowano jedynie obawy przed nadchodzącym - wraz z rządami PiS - kulturalnym armagedonem. Wypowiedź Krystyny Jandy była tylko jedną z wielu. Tuż przed wyborami prezydenckimi aktor Jacek Poniedziałek niczym Kasandra wieszczył: "Duda to Kaczyński, a Kaczyński to smoleńskie szaleństwo, władza Rydzyka i księdza Oko, katolicki skansen w stylu Iranu, niszczenie wolności mediów i wolności tworzenia, wolności osobistej, obyczajowe średniowiecze". Apel, który ze względu na formę i treść ludzie kulturalni powinni taktownie przemilczeć, podpisali m.in. Magdalena Cielecka, Maja Ostaszewska i Andrzej Chyra.

CO WSPIERAĆ Z BUDŻETU?

Jedno jest pewne: za rządów PiS twórcy nie mogli na mecenat państwowy narzekać. Różnicę w rzetelności tego mecenatu najlepiej oddaje opowieść Tomasza Karolaka, aktora chyba najmocniej zaangażowanego w bieżącą politykę. "Po (poprzedniej) kampanii wyborczej wygranej przez prezydenta Komorowskiego dostałem pytanie z PO: co ty byś chciał do tego swojego teatru? Powiedziałem, że klimatyzację, bo latem jest tak gorąco, że przerywamy przedstawienia i rozdajemy wodę. Odpowiedziano, że nie ma problemu" - opowiadał w jednym z wywiadów aktor. Puentując, że klimatyzacji ostatecznie nie dostał.

Jest oczywiście pytanie zasadnicze, czego i kogo ów mecenat państwowy miałby dotyczyć. - I tu możemy się pospierać - mówi Jarosław Sellin. Jego zdaniem "sztuka z bardzo silnym elementem destrukcji" może była finansowana wyłącznie ze źródeł prywatnych. Natomiast publiczne instytucje kultury powinny promować takie dzieła, które raczej łączą, niż dzielą społeczeństwo.

- Popieram pełną swobodę twórczą, ale nie za publiczne pieniądze - podkreśla poseł PiS. Pieniędzy w budżecie zawsze jest za mało (choć PiS postuluje, by wydatki na kulturę wzrosły do 1% PKB), ważne jest, by były wydawane sensownie i konsekwentnie.

Krzysztof Kłopotowski, krytyk filmowy, uważa, że artyści nie powinni obawiać się powrotu PiS do władzy. - Powściągnięcie samobójczych nurtów kulturalnych tylko przysłuży się wspólnocie. Mieszkamy w niebezpiecznym miejscu świata; wykazała to historia ostatnich stuleci. Lepiej się wzmacniać, niż osłabiać. A upartym "dekonstrukcjonistom" niech wystarczy mecenat prywatny, już nie mówiąc o grantach zagranicznych. I będzie wiadomo, kto komu za co płaci - przekonuje Kłopotowski.

WOLNOŚĆ "EKSPRESJI"

Obok "Dziadów kultury" upominających się o godne traktowanie przez władze PO jest też w sieci inna społeczność - "Obywatele kultury". Skupia ona najznamienitsze nazwiska świata filmu, teatru i mediów. W ciągu ostatnich lat tylko dwa razy w sposób zdecydowany zabrali oni głos. Co ciekawe, w obu przypadkach nie chodziło o wspieranie oddolnych inicjatyw. Były to apele do władzy o podjęcie nadzwyczajnych kroków. Pierwszy - w obronie obrazoburczego spektaklu "Golgota Picnic", drugi - w sprawie unieważnienia ostatniego konkursu, który wyłonił władze TVP.

"Wolność ekspresji artystycznej i wolność kultury - fundamenty demokratycznego, wolnego państwa - są dziś bardzo poważnie zagrożone, ponieważ ludzie, którzy gotowi są użyć przemocy, by zdławić wolność słowa i ekspresji artystycznej, chcą decydować o kształcie publicznej dyskusji i o naszych sumieniach. Artyści stracili prawo do swobody wypowiedzi artystycznej, a tym samym powaga państwa została zakwestionowana i podważona" - alarmowali "Obywatele kultury" po odwołaniu przed rokiem spektaklu przez władze Poznania oraz protestach, jakie spotykały publiczne odczyty tekstu "Golgoty Pienie" w innych miastach. Przypomnijmy, że obrazoburcza sztuka wzbudzała kontrowersje i protesty chrześcijan nie tylko w Polsce. W 2011 r. spektakle we Francji wywołały protesty tamtejszych katolików.

Spór o "Golgotę Picnic" był i jest przywoływany jako klasyczny przykład owych zagrożeń dla "wolności kultury", jakie mogą się pojawić po zmianie władzy. I chyba trafnie. Tyle że owe zagrożenia politycy PiS widzą gdzie indziej niż "Obywatele kultury". - Niestety, to zjawisko szersze. Oto mało utalentowani twórcy, aby zaistnieć w przestrzeni publicznej, znaleźli sobie wytrych w postaci prowokacji odwołujących się do powszechnej dziś chrystianofobii. Rodzi się więc pytanie, czy o zagrożenie takiej, nic nie wartej w sensie artystycznym "ekspresji", czy o taką wolność twórcom chodzi? - pyta Jarosław Sellin.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji