Artykuły

"Lilla", czyli klątwa słowiańska

Michał Zadara nie jest znany z interpretacji politycznie doraźnych, tzw. "drapieżnych spektakli zaangażowanych". Ale jego "Lilla Weneda" z Teatru Powszechnego w Warszawie to już nie XIX-wieczna rekonstrukcja, tylko współcześnie romantyczna opowieść o brutalnych czasach wielkiej wojny.

Dwa plemiona, dostojni przywódcy i cyniczni gracze, krwawa walka o władzę i przejęcie cennych instrumentów usypiających i karmiących lud. Czy może być coś bardziej odpowiadającego specyfice polskiej Historii, a zarazem tak aktualnego w nadwiślańskim kraju zahibernowanym przez gorączkę społeczno-polityczną? Jeśliby odczytywać "Lillę Wenedę" jako diagnozę naszej rzeczywistości, ta niewystawiana w teatrze tragedia Słowackiego okazałaby się niezwykle trafnym materiałem. Michał Zadara nie jest znany z interpretacji politycznie doraźnych, tzw. "drapieżnych spektakli zaangażowanych". Ale jego "Lilla Weneda" z Teatru Powszechnego w Warszawie to już nie XIX-wieczna rekonstrukcja, tylko współcześnie romantyczna opowieść o brutalnych czasach wielkiej wojny.

Prasłowiańska historia jest okrutna, ale i niezwykle plastyczna. Umiejscowiona została w bajecznej krainie blisko mitycznego jeziora Gopło. Opowiada o początkach państwa polskiego, kiedy ścierały się ze sobą dwa, pogańskie jeszcze, plemiona. Jednak Michał Zadara w swoim spektaklu nie odtwarza pradawnych realiów - akcja jego spektaklu dzieje się w latach 40-tych XX wieku, może w okresie stalinizmu, a bohaterowie noszą żołnierskie mundury. Bardziej cywilizowani, lepiej zorganizowani Lechici zdecydowali o unicestwieniu pierwotnego, żyjącego blisko natury i posługującego się magią, rodu Wenedów. Rozsądny król Lech (Arkadiusz Brykalski) wraz z bezwzględną żoną, "panią krwawą" - Gwinoną (Paulina Holtz), bezbronnymi synami: Lechonem, Krakiem i Arfonem, a także Sygoniem, Gryfem i całym orszakiem, próbują zrealizować totalny plan mordu i przejęcia zwierzchnictwa nad dziewiczą krainą. Wenedowie, ze starym, dostojnym królem Derwidem (Edward Linde-Lubaszenko), jego córkami: ofiarną Lillą Wenedą (Barbara Wysocka) i wieszczką Rozą Wenedą (Karolina Adamczyk), synami: Lelum (Michał Tokaj) i Polelum (Michał Kruk) oraz dwunastoma harfiarzami i wodzami bronią się jak mogą, walczą o zachowanie godności. W ich krwawy spór sprytnie włączają się nawracający na chrześcijaństwo Święty Gwalbert (Grzegorz Falkowski) i jego "moralnie elastyczny" sługa Ślaz (Bartosz Porczyk). Historiozoficzna tragedia kończy się wielką przegraną prawie wszystkich bohaterów, trup dosłownie ściele się gęsto, a ponadczasowe wartości: wolność, własna wiara i rodzinna miłość zwyciężają tylko na poziomie duchowym.

Niepopularny (bo niebędący lekturą szkolną) dramat Słowackiego zanurzony jest w wielu kulturowych archetypach. Tekst niesie melodia 11-zgłoskowego, niezwykle rytmicznego i obrazowego wiersza, wypełnionego wielopiętrowymi metaforami wojny, miłości i śmierci. Zwłaszcza Roza Weneda wypowiada strofy poruszające wyrachowaniem i perwersyjnością zbrodni:

"Trzaska w płomieniach kość,

W czaszkach się warzy mózg,

Tu kwiatów będzie dość

I liliowych rózg"

Znajdują się w nim liczne odwołania do motywów biblijnych (Nowe Jeruzalem, Nowy Faraon - Mojżesz) i mitologiczno-magicznych (greckie: Hekate - bogini umarłych, Ares, król Popiel; i słowiańsko-celtycko-germańskie: jezioro Gopło, zaklęcia druidów, święte drzewa dębu, zaczarowane harfy, kwiat lilli jako uzdrawiający pokarm). Opowieść budują też baśniowe epizody, takie jak "zaczarowanie" węży przez Lillę dzięki muzyce harfy czy zakład o rzucanie toporem w króla Derwida. Oczywiście, Słowacki nie byłby sobą, gdyby nie odwoływał się w dramacie do antycznych klasyków ("Antygona", "Medea"), Shakespeare'a ("Henryk V", "Król Lear", "Titus Andronicus"), Calderona ("Największym potworem zazdrość") i Schillera ("Wilhelm Tell").

Autor nie bał się ostrej rewizji powstania listopadowego (dramat wydał 10 lat po klęsce spowodowanej brakiem przygotowania i porozumienia, ogólnonarodowym chaosem):

"() Lepiej by wyszli, gdyby miał dwie tarcze,

I dwa oszczepy, a mózg tylko jeden".

"Lillę Wenedę" można odczytywać jako wnikliwą genezę zbiorowej świadomości - ufundowanej na masakrach, poczuciu poniżenia, czczeniu trupów i uznawaniu porażek za "dni chwały". Według "drugiego wieszcza" sens dziejów to historyczny fatalizm, czyli skazanie na los poddanych, brak systematycznej pracy u podstaw i wyniszczająca bogactwo narodu wiara w moc heroicznej ofiary. Dramat zawiera też otwartą krytykę szlacheckiej tradycji:

"() gburstwo, pijaństwo, obżarstwo,

Siedem śmiertelnych grzechów, gust do wrzasku,

Do ukwaszonych ogórków, do herbów,

Zwyczaj przysięgać In verba magistri*"

*(in verba magistri - na słowa nauczyciela, przyjmowanie czegoś tylko ze względu na autorytet lub pozycję mówiącego, bezmyślnie)

Zadara w wielu wywiadach mówił o inspiracjach, z których korzystał w pracy nad spektaklem. Słowo wieszcza - jak to w Zadarowskim teatrze - oddane będzie z całkowitą pieczołowitością, natomiast interpretacyjna wyraźnie nadbudowa rezonuje z naszą bolesną współczesnością. Reżyser w kontekście "Lilli" opowiadał o wrażeniu, jakie wywarły na nim dwie lektury: "Skrwawione ziemie" Timothy'ego Snydera oraz "Teatra polskie. Rok katastrofy" Dariusza Kosińskiego. Angielski historyk w swojej książce opisał dwie dekady (od lat 30-tych do czasów powojennych) wydarzeń na terenach od środkowej Polski aż po zachodnią Rosję, przez Ukrainę i kraje bałtyckie, gdzie Hitler i Stalin na skutek zaplanowanej strategii czystek etnicznych i wojny wymordowali 14 milionów cywilów i jeńców. Z kolei znany polski teatrolog poświęcił swoje badania zbiorowemu performansowi narodowej żałoby i mechanizmom społeczno-politycznych reakcji po katastrofie smoleńskiej. Zadara podkreślał aktualność tych tekstów i żywotność nieprzepracowanych problemów z przeszłością. Wspominał też często o trudnej pamięci Holocaustu i ludobójstwa na Wołyniu, a także palącej kwestii napływu imigrantów (nie bez powodu równolegle do prób spektaklu odbywają się warsztaty z udziałem uchodźców m.in. z Czeczenii, Armenii i Ukrainy, a na chwilę przed premierą zaplanowany jest finał tychże działań). Trudno nie sprowokować tym refleksji dotyczącej pokoleniowej klątwy, pogańskiego zwyczaju składania ofiary z niewinnych ludzi, plemiennej traumy i dziwnie jednoczącej krzywdy. Swoją destrukcyjną siłę ukazują wtedy romantyczne fantazmaty wojny, budujące wspólnotę na emocjach negatywnych: kompleksach, cierpieniu i braku tolerancji.

W "Lilli Wenedzie" pierwsze skrzypce grają - nomen omen - pełnokrwiste postaci kobiece. Lilla Weneda to wzór cnót: poświęcenia, oddania autorytetowi ojca i heroicznej walki o zwycięstwo. Gwinona, surowa islandzka królewna, to persona z gruntu negatywna. Intrygujące, pokazujące srogi charakter, są jej pingpongowe dialogi ze starym Derwidem, np.:

"Derwid: Ha! Więc ty się cieszysz?

Gwinona: Już nacieszyłam się, teraz zabiję.

Derwid: Ukąsisz tylko i umrę z wścieklizny.

Gwinona: Lękasz się mego zęba?

Derwid: Nie, choroby.

Gwinona: Rycerze, proszę, zlitujcie się nad nim.

To człowiek biedny to człowiek szalony.

Harfiarzu! klęknij.

Derwid: Rzuć tu na podłogę

Twe czarne serce, pod moje kolana.

Gwinona: Nudzi mię kłótniarz ten. - Daj mu w policzek".

Bardzo wyrazista jest też postać wenedyjskiej Kasandry, "czarownicy z łysej góry", rzucającej runiczne zaklęcia. Roza Weneda od początku wie o klęsce swoich braci i sióstr, a mimo tego pcha ich na pewną śmierć, oszukuje innych i samą siebie, bezmyślnie i w szale wojny zabija niewinnego Lechona, czym przekreśla szansę na bezkrwawą wymianę jeńców. To ona przepowiada ponure zakończenie rzezi - trzy serca wojowników okazały się martwe, jedno zbladło i trzęsło się jak liść olchowy, drugie było kłębkiem robaków, trzecia zaś pierś była pusta. W przyszłości "Człek na człeka jak pies pójdzie wściekły".

Niesamowita słowiańszczyzna z "Lilli Wenedy" to dziejowe wydarzenia sprowokowane usypiającym, czarującym dźwiękiem harfy dzierżonej przez władców. Odnaleźć w niej można źródło mesjanistycznej, martyrologicznej ideologii, która od lat okazuje się przeciwskuteczna - obezwładnia masy i bez ich świadomości wikła w mechanizm błędnego koła ofiary i zemsty. Polska historia na tle tragedii Słowackiego to także niezamierzona groteska wynikająca z komplikacji losów zbiorowych i osobistych, wynaturzenia obyczajów, braku odpowiedzialności i chłopskiej przekory. Myślenie magiczne, otumaniające zbiorowe rytuały w miejscach naznaczonych krwią, nie konstruktywna praca, ale dorywcza wojna podjazdowa i wieczny sabotaż w zaklętych rewirach wroga - oto ciągle aktualne tematy. Spektakl Zadary może odważnie zmierzyć się z tym wyzwaniem. Premiera już 29 sierpnia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji